Comments
Ozdabiał najpiękniejszą XVIII-wieczną biżuterię, przebył drogę z Indii do Europy, a następnie przetrwał niejedną wojenną zawieruchę. Z diamentem Dresden Green związane są jednak nie tylko niezwykle ciekawe losy, lecz także unikatowe cechy, które sprawiły, że jest jednym z najbardziej pożądanych klejnotów na świecie.
Pochodzenie nazwy słynnego diamentu
Ten unikatowy kamień szlachetny zawdzięcza swoją nazwę mieście znajdującym się we wschodnich Niemczech ? Dreźnie ? oraz wyjątkowej barwie, jaką posiada. Z połączenia tych dwóch elementów powstało ?Dresden Green?. Jak to się jednak stało, że niemieckie miasto zasłużyło na upamiętnienie go w nazwie tak wspaniałego diamentu? Przyczynił się do tego książę Saksonii Fryderyk August II, który kupił tę słynną ozdobę w 1741 roku podczas swojego pobytu w Lipsku. Zanim jednak tam trafiła, przebyła długą drogę aż z Indii.
XVIII-wieczny skarb
Eksperci uważają, że Dresden Green pochodzi z indyjskiej kopalni Kollur znajdującej się niedaleko słynnej Golkondy. Na początku XVIII wieku został tam zakupiony przez słynnego londyńskiego handlarza diamentami Marcusa Mosesa. Mężczyzna nabył tę ozdobę z myślą o sprzedaży jej brytyjskiemu królowi Jerzemu I. Zachwyconemu szmaragdowym kolorem klejnotu władcy została przedstawiona propozycja nabycia go za kwotę 10 tysięcy funtów. Negocjacje, które odbyły się 25 października 1722 roku, były tak ważnym wydarzeniem, że opisały je lokalne gazety. Już wtedy kamień był po obróbce jubilerskiej, dlatego zakłada się, że jego cięcie i szlifowanie nastąpiło w słynnym indyjskim centrum Ahmedabad.
Różne oferty sprzedaży
Kolejna wzmianka o Dresden Green pojawiła się już w 1726 roku, a dokładniej w liście barona Gautiera do ambasadora Polski w Londynie. Gautier poinformował dyplomatę, że jeden z londyńskich kupców chciał sprzedać zielony diament księciu Fryderykowi Augustowi I za sumę 30 tysięcy funtów. Książę był wielkim wielbicielem kamieni szlachetnych, dzieł sztuki oraz nowoczesnej architektury. Za jego życia do Drezna sprowadzono wiele cennych obrazów, rzeźb czy biżuterii, a kolekcję tę zgromadzono w zaprojektowanym przez perskich architektów książęcym zamku.
Nowy właściciel i nowe pomysły
Podobnie jak król Jerzy I, Fryderyk August I również nie zdecydował się w końcu na zakup diamentu. Marcus Moses sprzedał go więc holenderskiemu kupcowi o nazwisku Delles. Ten zaś dobił transakcji z synem niemieckiego księcia, Fryderykiem Augustem II. Stało się to na targu w Lipsku w 1741 roku, a nowy właściciel zapłacił za Dresden Green kwotę 400 tysięcy talarów. Następnie zlecił jednemu z najlepszych europejskich jubilerów ? Johannowi Melchiorowi Dinglingerowi ? osadzenie ozdoby w biżuterii, którą nazwał Złotym Runem.
Wcześniej znajdowały się w niej inne kamienie, ale w 1746 roku książę postanowił umieścić w niej nowe diamenty ? 40,7-karatowy Dresden Green w środku i 49,71-karatowy Dresden White na górze.
Kolejne prace jubilerskie
Trwająca w latach 1756-1763 wojna siedmioletnia spowodowała przeniesienie cennej książęcej biżuterii w bezpieczniejsze miejsce, czyli do twierdzy Königstein położonej nad rzeką Elba. Złote Runo przetrwało tam wojenną zawieruchę, ale w kilka lat po zakończeniu walk postanowiono podzielić tę ozdobę na inne błyskotki. W wyniku tych prac jubilerskich klejnot Dresden Green umieszczono w zapięciu kapelusza i w takiej postaci przetrwał on do czasów współczesnych.
Główna atrakcja i wojenna porażka
Ten naturalnie zielony klejnot przez długi czas pozostawał w Dreźnie. Miasto to zyskało wtedy przydomek ?Florencji nad Elbą?, a liczni odwiedzający je turyści z zainteresowaniem oglądali wystawę prezentującą książęcą biżuterię. To tam główną atrakcją okazał się diament Dresden Green. Kolekcja ta była dostępna dla zwiedzających aż do początku II wojny światowej. W 1942 roku cenne ozdoby ponownie ukryto w twierdzy Königstein, aby bezpiecznie przetrwały najazd armii nieprzyjaciela. Tym razem nie udało się jednak ochronić ich przed rabunkiem.
Wielki powrót
Po II wojnie światowej Drezno uległo niemal doszczętnemu zniszczeniu, a Dresden Green wraz z innymi książęcymi klejnotami został wywieziony przez rosyjską armię do Moskwy. W 1958 roku udało się go jednak odzyskać, dzięki czemu powrócił do niemieckiego miasta, któremu zawdzięcza swoją nazwę. Znajduje się tam do dziś, ale czasem jest wypożyczany na prestiżowe wystawy biżuterii odbywające się na całym świecie. Tak było również w 2000 roku, kiedy to można było podziwiać Dresden Green w Harry Winston Gallery mieszczącej się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie. Na tej wystawie prezentowano kamień do stycznia 2001 roku. Po tym czasie ponownie wrócił do Muzeum Albertinium w Dreźnie, gdzie znajduje się do dziś.
Największy zielony diament na świecie
Do dziś nie znaleziono większego i piękniejszego klejnotu tego typu i o tak unikatowej barwie. Ozdoba ta jest więc w światowej czołówce najsłynniejszych oraz najcenniejszych kamieni szlachetnych w historii. Szlif diamentu to gruszka, masa, jaką posiada, to imponujące 40,7 karata, a wymiary wynoszą 29,75 x 19,88 x 10,29 mm. Ma też bardzo dobrą symetrię jak na błyskotki, które zostały poddane obróbce jubilerskiej w XVII wieku. Eksperci podkreślają również, że wyjątkowa barwa została w nim rozłożona równomiernie na całej powierzchni kryształu, nie zaś w jego warstwie zewnętrznej lub w poszczególnych obszarach, jak to się często dzieje.
Jest bardzo dobry, a może być doskonały
W 1988 roku kamień ten został poddany szczegółowym badaniom w jednym z najbardziej prestiżowych laboratoriów gemmologicznych świata ? GIA. Eksperci ustalili wtedy, że Dresden Green jest bardzo rzadkim klejnotem typu IIa. Posiada też wyjątkową czystość klasy VS-1, a nawet ma potencjał, aby osiągnąć najwyższy jej stopień, czyli IF (wewnętrznie bez skazy). W tym celu wystarczy nieznacznie ponownie go przyciąć i oszlifować, aby pozbyć się wszystkich powierzchniowych skaz oraz wytrąceń. Bardzo możliwe, że obecni lub następni właściciele podejmą w przyszłości decyzję o takiej obróbce i w ten sposób Dresden Green zyska jeszcze bardziej unikatowe cechy.
Diament De Beers był ulubioną błyskotką hinduskiego maharadży, a biżuteria, w której centralnym miejscu go osadzono, przeszła do historii jako jedna z najpiękniejszych ozdób wszech czasów. Mimo że w porównaniu z innymi historycznymi diamentami jest on dość młody, to wiążą się z nim ciekawe losy i sporo niewiadomych.
Pochodzenie nazwy słynnego klejnotu
Nazwa tego kamienia od razu zdradza, gdzie został on znaleziony. Nazywa się on bowiem identycznie, jak jedna z najsłynniejszych kopalni diamentów na świecie ? znajdująca się w Republice Południowej Afryki De Beers. Został w niej wydobyty w 1888 roku, w 28 lat po tym, jak na terenie gospodarstwa Vooruitzicht należącego do Nicolasa i Diedericka de Beer znaleziono pierwsze niezwykle cenne kamienie szlachetne.
Dzięki temu teren farmy przekształcono w dwie kopalnie ? pierwszą z nich nazwano Kimberley (od regionu, w którym znajdowało się gospodarstwo), drugą zaś De Beers (od nazwiska właścicieli). Z czasem w okolicy Kimberley powstały również inne źródła wydobycia diamentów, takie jak Dutoitspan, Koffiefontein, Bultfontein czy Wesselton. Jednak to właśnie De Beers zdobyła największą sławę.
Ścisła czołówka największych diamentów świata
Wydobyty w 1888 roku De Beers przed obróbką jubilerską miał 428,5 karata i stał się dzięki temu trzecim największym kamieniem szlachetnym na świecie. Pierwsze miejsce zajmował wtedy 787-karatowy Wielki Moguł, drugie zaś 490-karatowy Kimberley. Dziś nieoszlifowany klejnot zajmuje 26. pozycję. Wśród oszlifowanych diamentów znajduje się na wyższym miejscu, ponieważ często duże bryły diamentowe podczas obróbki jubilerskiej były rozcinane na mniejsze elementy. Wymiary De Beers przed tymi zabiegami to z kolei ok. 38 mm szerokości i 47,6 mm wysokości.
Niejasności związane z tym klejnotem
Odkrycie kamienia De Beers sprawiło, że poszukiwania diamentów w południowoafrykańskich kopalniach stały się jeszcze intensywniejsze. Słynny klejnot został zaś poddany obróbce jubilerskiej ? cięciu i szlifowaniu. Nie wiadomo, gdzie dokładnie się to odbyło ani komu zlecono tak ważne, a zarazem niełatwe zadanie. Eksperci podejrzewają jednak, że musiało to nastąpić w Holandii, ponieważ w tamtych czasach to właśnie Amsterdam był niekwestionowaną światową stolicą szlifowania diamentów. To dlatego większość kamieni szlachetnych wydobywanych w Republice Południowej Afryki trafiała właśnie tam. W wyniku obróbki De Beers został stworzony imponujący klejnot w szlifie poduszki.
Kolejny właściciel kamienia
W 1928 roku słynny diament został wystawiony na aukcji w Paryżu i zakupiony przez hinduskiego maharadżę z miasta Patiala w północnych Indiach, Bhupendrę Singha. Nowy właściciel zlecił firmie jubilerskiej Cartier osadzenie klejnotu w centralnym miejscu zjawiskowego naszyjnika znanego później na całym świecie jako ?Patiala Necklace?.
Zdobył on miano jednego z najbardziej widowiskowych wzorów biżuterii, jaką kiedykolwiek stworzono. Oprócz De Beers znalazło się w nim siedem innych dużych diamentów o masie od 18 do 73 karatów. Dodatkowo ozdabiały go birmańskie rubiny, a także niemal trzy tysiące mniejszych brylantów o łącznej masie około 962,25 karata. Gdyby ten zjawiskowy naszyjnik nadal istniał w dzisiejszych czasach, z powodu kunsztu jego wykonania, a także tak cennych historycznych klejnotów, jego aktualna wartość rynkowa byłaby praktycznie nie do oszacowania.
Tajemnicze zniknięcie
W 1947 roku słynny naszyjnik przepadł bez wieści. Do dziś nie wiadomo, jak to się stało oraz jakie były jego późniejsze losy. Dopiero w 1998 roku część klejnotów ozdabiających tę cenną biżuterię została odkryta w londyńskim salonie jubilerskim sprzedającym używane dodatki. Dokonał tego przypadkowo jeden z klientów sklepu. Wszystkie najważniejsze kamienie ? w tym birmańskie rubiny, De Beers i pozostałe duże brylanty o masie od 18 do 73 karatów ? zostały niestety usunięte.
Próba rekonstrukcji
Marka Cartier odkupiła pozostałości po słynnym naszyjniku, a następnie jej jubilerzy podjęli próbę stworzenia jego wiernej kopii, zastępując diament De Beers jego repliką, a pozostałe najcenniejsze klejnoty sześciennymi cyrkoniami i syntetycznymi rubinami. Prace trwały aż cztery lata, ponieważ efekty osiągnięte na początku okazały się niesatysfakcjonujące. Najpierw planowano bowiem użyć naturalnych białych szafirów lub białych topazów, jednak uzyskany rezultat rozczarował oceniających go ekspertów. Dopiero wtedy postanowiono wykorzystać cyrkonie oraz syntetyczne kamienie. Efekt był znacznie lepszy, jednak wciąż nie tak olśniewający, jak w przypadku oryginału. Dlatego jego replika nie zyskała aż tak dużej popularności, jak to zakładano.
Odnalezienie klejnotu
Wcześniej jednak, po wielu latach zapomnienia, na jednej z aukcji Sotheby?s w Genewie nagle pojawiła się oferta sprzedaży diamentu De Beers. Stało się to w dniu 6 maja 1982 roku, a klejnot wystawił anonimowy właściciel. Eksperci szacowali, że ta słynna ozdoba może osiągnąć wartość nawet 4,5 miliona dolarów, jednak nowy nabywca zapłacił wtedy za nią ?zaledwie? 3,16 miliona. Tożsamość szczęśliwego zwycięzcy licytacji również nie została nigdy podana. Specjaliści zakładają, że De Beers nadal znajduje się w jego posiadaniu, ponieważ dotychczas nie został ponownie oficjalnie wystawiony na sprzedaż. Nie wiadomo również, jaką wartość osiągnąłby teraz, gdyby pojawił się na licytacji. Eksperci przewidują jednak, że byłaby ona znacznie wyższa niż osiągnięte w 1982 roku 3,16 miliona dolarów.
Charakterystyka diamentu
De Beers to jasnożółty diament w szlifie poduszki. Ma on aż 234,65 karata, ale jego czystość nie została dotychczas sklasyfikowana. Na liście światowych najsłynniejszych klejnotów o masie większej niż 100 karatów zajmuje wysoką, bo 10. pozycję.
Jeśli zaś wyłączymy z tej klasyfikacji nieoszlifowany dotychczas, 253,7-karatowy Oppenheimer, to De Beers znajdzie się na 9. miejscu wśród największych oszlifowanych diamentów świata. Wśród tych o żółtej barwie jest natomiast drugi, a jednocześnie to największy w historii żółty klejnot w szlifie poduszki. Typ kamienia to I aAB, czyli kryształ zawierający w swojej strukturze atomy azotu. Absorbują one światło i sprawiają, że ozdoba zyskuje żółty odcień. Niemal 98% wszystkich naturalnie występujących diamentów należy do tej właśnie grupy. Spośród nich De Beers wyróżnia się jednak rozmiarem, pozostałymi cechami charakterystycznymi oraz interesującą historią.
Ten XVII-wieczny kamień to nie tylko jeden z najstarszych różowych diamentów na świecie, lecz także największy klejnot o takiej barwie, jaki kiedykolwiek odkryto i jedyny, który ma ponad 100 karatów. Mimo tak wielkiej sławy nie zostały jednak potwierdzone nawet tak podstawowe cechy, jak masa tej ozdoby. Jak to możliwe?
Dlaczego Darya-i-Noor?
Ta egzotyczna nazwa pochodzi z języka perskiego i jest tłumaczona jako ?Morze światła? lub też ?Ocean światła?. Została nadana diamentowi najprawdopodobniej po tym, jak zrabowano go z Indii. Dokonał tego XVIII-wieczny władca Iranu i założyciel dynastii Afszarydów Nadir Szah Afszar. Razem z tym kamieniem w ręce Persów dostały się również takie słynne klejnoty, jak Koh-i-Noor (?Góra światła?) oraz Noor-ul-Ain (?Światło oka?). Następnie, po kolejnych walkach i podbojach, diamenty trafiły do skarbca innego irańskiego władcy ? Mohammeda Karima Khana Zanda.
Losy słynnego kamienia
Istnienie tej ozdoby odnotował już słynny XVII-wieczny podróżnik i handlarz kamieniami szlachetnymi Jean Baptiste Tavernier. W swojej książce ?Podróże do Indii? opisał, jak podczas jednej ze swoich wypraw w 1642 roku odwiedził legendarną już kopalnią Golkonda i miał tam możliwość podziwiania niezwykle rzadkiego, ogromnego, bladoróżowego diamentu o masie 242 karatów, nazwanego Diamanta Grand Table. Niektórzy przypuszczają, że kamień ten wykorzystano później jako ozdobę tronu wielkiego cesarza Mogołów.
Powstanie dwóch imponujących diamentów
W 1800 roku ta wyjątkowa ozdoba została jednak podzielona na dwie mniejsze, nierówne części ? celowo lub przez przypadek. Z większej z nich powstał kamień Darya-i-Noor, z mniejszej zaś Noor-ul-Ain. Potwierdził to zespół kanadyjskich ekspertów, którzy w 1965 roku zbadali irańskie klejnoty narodowe. Przyznali oni, że Darya-i-Noor jest głównym elementem diamentu Diamanta Grand Table, który w 1642 roku podziwiał Tavernier.
Główne ozdoby ekskluzywnej biżuterii
Darya-i-Noor oraz Noor-ul-Ain to najsłynniejsze kamienie wśród irańskich klejnotów koronnych. Pierwszy z nich został osadzony w bogato zdobionej ramie wysadzanej 457 mniejszymi diamentami oraz czterema rubinami, a także ozdobionej symbolami lwa i słońca. Biżuterię tę zaprojektowano i wykonano za panowania szacha Nasser-ed-Dina. Drugi z klejnotów znalazł się zaś w centralnym miejscu tiary wykonanej przez Harry?ego Winstona z okazji ślubu cesarzowej Farah Pahlawi z ostatnim szachem Iranu Mohammedem Rezą Shahem Pahlavi.
Pojawiał się i znikał
Po tym, jak Tavernier poinformował świat o istnieniu Diamanta Grand Table, kamień zniknął bez śladu na ponad wiek. Ponownie wspomniano o nim bowiem dopiero 149 lat później, w 1791 roku. Wtedy właśnie Sir Harford Brydges, brytyjski dyplomata i handlarz diamentami, został poproszony przez Mohammeda Karima Khana Zanda, aby oszacował wartość posiadanych przez niego klejnotów które ten chciał sprzedać, aby uzyskać środki na rozbudowę armii. Sir Harford Brydges potwierdził, że oglądał wtedy słynny różowy kamień, o którym pisał już Tavernier. Brytyjczyk jest ostatnią osobą, co do której pewne jest, że widziała Diamanta Grand Table. Od tamtej pory ponownie słuch po nim zaginął. Dzięki temu wiadomo jednak, że diament dotarł do Iranu w swojej pierwotnej formie i dopiero później został podzielony na dwie mniejsze ozdoby.
Jak klejnot dostał się do Iranu?
Nie wiadomo do końca, w jaki sposób Darya-i-Noor trafił z Indii do Iranu. Istnieją co najmniej dwie teorie wyjaśniające tę zmianę. Pierwsza z nich zakłada, że znajdował się on w skarbcu Mogołów, który to z kolei został splądrowany przez Nadira Szaha Afszara w 1739 roku. Inna wersja głosi, że szach Iranu zakupił ten kamień podczas jednej ze swoich podróży bądź też zlecił to swojemu przedstawicielowi, na przykład Mir Jumli, znanemu handlarzowi diamentów, który niejednokrotnie odwiedzał kopalnię Golkonda.
Najważniejszy wśród najcenniejszych
Po dotarciu do Iranu Darya-i-Noor przechodził z rąk do rąk kolejnych władców kraju. Ozdabiał ich imponujące broszki, kapelusze i inne elementy garderoby, dzięki czemu został utrwalony na licznych portretach monarchów. Brał też udział w koronacjach, a także wielu podróżach głów państwa. Zawsze był uważany za jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy diament znajdujący się na terenie Iranu. Dzięki temu nigdy nie został sprzedany i nadal znajduje się w muzeum w Teheranie, w którym umieszczono również inne klejnoty koronne.
Charakterystyka diamentu
Ten unikatowy jasnoróżowy kamień jest zaliczany do największych i najsłynniejszych na świecie. Jego typ to IIa, czyli niezwykle rzadko występująca ozdoba o oryginalnym kolorze. Takie diamenty stanowią jedynie 0,1% wszystkich naturalnych klejnotów. Masa Darya-i-Noor wynosi zaś około 186 karatów, a jego wymiary to 41,4 x 29,5 x 12,15 mm. Są to jednak jedynie przybliżone parametry, gdyż dokładna masa diamentu nie jest możliwa do ustalenia. Dlaczego? Ponieważ w XIX wieku został on osadzony w bogato zdobionym obramowaniu, którego nie można usunąć, nie uszkadzając jednocześnie cennej ozdoby.
Znaczące podobieństwo
Na podstawie wymiarów i gęstości kamienia oszacowano więc, że jego masa to 186 ct. Za tą teorią przemawiają też parametry innego słynnego klejnotu ? Koh-i-Noor ? który również ma 186 karatów. Oba diamenty mają to samo pochodzenie i zostały poddane obróbce jubilerskiej w tym samym czasie, stąd teoria, że maja identyczną masę. Niektórzy eksperci uważają jednak, że nie da się jej jednoznacznie określić i wynosi ona od 175 do 195 ct.
Jeszcze więcej wątpliwości
Do dziś nie określono czystości Darya-i-Noor, jednak ze względu na jego szlachetne pochodzenie zakłada się, że musi być ona wyjątkowa. Również eksperci opisują go jako ?wspaniały kamień najczystszej wody i niemal niezrównanego blasku?. Wydaje się on nie posiadać żadnych skaz, dlatego jest zaliczany do najlepszych i najcenniejszych znalezisk pochodzących z kopalni Golkonda. Biorąc pod uwagę niezwykle rzadką częstotliwość występowania różowych diamentów oraz to, że przeważnie są bardzo małe (mają maksymalnie 1-1,5 karata), pewne jest również, że Darya-i-Noor nie zostanie szybko zdetronizowany. Eksperci wątpią nawet, czy jeszcze kiedykolwiek zostanie wydobyty klejnot o takiej barwie i jeszcze większym rozmiarze.
Wielkimi krokami zbliża się sezon ślubny, a więc i salony jubilerskie odnotowują coraz większe zainteresowanie obrączkami. Aby wiedzieć, czego poszukiwać i na co postawić w tym roku, zapoznajcie się z naszym przewodnikiem po trendach, które będą najmodniejsze w 2016.
Bez dat ślubu czy sentencji o miłości
Biżuteria ślubna wykonana ze złota od lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Nowością jest jednak rezygnacja z wszelkich grawerów mających na celu jej spersonalizowanie. W 2016 roku tego typu ozdoby będą należeć do przeszłości, co może rozczarować wielbicieli praktycznego pomysłu z datą ślubu wygrawerowaną po wewnętrznej stronie obrączki. Taka możliwość będzie oczywiście nadal dostępna, ale zamiast niej częściej będą wybierane efektowne połączenia różnych kolorów złota ? szczególnie jego białej i klasycznej żółtej barwy ? bądź też inne metale szlachetne. Coraz więcej zwolenników zdobywają na przykład przystępny cenowo oraz nieuczulający tytan czy też droższa, ale i szlachetniejsza platyna.
Klasyka wraca do łask
Przez wiele lat hitem były obrączki wykonane z białego złota. W tym roku się to zmieni ? z triumfem wraca bowiem do łask jego klasyczny żółty odcień. Jeszcze niedawno był on uważany za symbol przeszłości, a nawet niektórzy utożsamiali go z kiczem.
Dziś jest jednym z najchętniej kupowanych modeli, a jubilerzy prześcigają się w tworzeniu z tego żółtego kruszcu prawdziwych dzieł sztuki. Przyciągają one uwagę o wiele skuteczniej niż chłodna biel tego szlachetnego metalu, a jednocześnie nie pozostawiają wątpliwości, czy nosząca taką ozdobę osoba na pewno jest w związku małżeńskim.
Trochę więcej blasku
W przypadku kobiet doskonale sprawdzą się obrączki wysadzane niewielkimi kamieniami szlachetnymi ułożonymi w fantazyjne wzory. Przyszłe mężatki interesują się głównie bezbarwnymi diamentami i taka biżuteria jest bardzo popularna już od kilku sezonów.
Nowością w tym roku są jednak kolorowe klejnoty ? takie jak szafiry, szmaragdy oraz rubiny ? które odważnie umieszcza się w ślubnych ozdobach. Skutecznie je ożywiają i zwracają uwagę, są więc idealnym rozwiązaniem dla wielbicielek nietypowych błyskotek. W wersji nieco tańszej można także zdecydować się na popularne cyrkonie w różnych wersjach kolorystycznych, które również dodadzą obrączce blasku.
Mniej znaczy więcej
Bardzo popularny w jubilerstwie trend minimalistyczny pojawi się również w biżuterii ślubnej. Dzięki temu w ofercie obrączek znajdzie się wiele subtelnych, a także nowoczesnych modeli. Są one pozbawione zbędnych zdobień, rzeźbionych wzorów czy fantazyjnych kształtów. Ta tendencja ucieszy szczególnie wielbicieli praktycznych błyskotek ? jednolite, gładkie ozdoby na dłużej zachowają bowiem swój idealny wygląd. Łatwiej będzie również utrzymać je w czystości, ponieważ zabrudzenia nie będą osadzać się we wgłębieniach, wokół wypukłych elementów czy też wtopionych w metal kamieni szlachetnych. Minimalistyczny trend jest również dobrym rozwiązaniem dla wszystkich, którzy chcieliby, aby ich obrączki były ponadczasowe i zawsze dobrze się prezentowały.
Jeśli jesteście zainteresowani obrączkami ślubnymi, zapraszamy do kontaktu. Dane kontaktowe znajdziecie Państwo pod tym linkiem.
Taki wydarzenia nie są zbyt częste. Jeszcze się nie skończył luty a mamy już prawdziwy news w branży diamentowej. Wczoraj światowe media podały iż w angoli został odkryty 404,2 karatowy diament. Tak olbrzymia masa plasuje go na 27 miejscu wśród największych diamentów jakie kiedykolwiek znaleziono.
Diament został wstępnie sklasyfikowany jako typ IIa, który jest określany jako najczystszy z czystych. Tego typu diamenty stanową mniej niż 1% diamentów wydobywanych na świecie.
Dodatkowo jest to największy diament wydobyty kiedykolwiek w Angoli – do tej pory to miano dzierżył diament o nazwie „Gwiazda Angoli”, który został wydobyty w 2007 roku i posiadał masę 217,4 kartów.
Póki co nie określono wartości diamentu, ale możemy się spodziewać kolejnego rekordu:).
Dla przypomnienia, największy wydobytym do tej pory diamentem jest Cullinan, który został wydobyty w 1905 roku i ważył ponad 3100 karatów. Więcej na temat tego diamentu możecie przeczytać w naszym artykule tutaj.
Chyba każdemu, kto pomyśli o najsłynniejszych naturalnych kamieniach szlachetnych świata, kojarzy się właśnie ten klejnot. Jest on uważany za największy i najczystszy z istniejących historycznych diamentów. Poznajcie więc historię Cullinana.
Ważny dzień w światowej historii biżuterii
Cullinan został odkryty zupełnie przypadkowo w kopalni Premier znajdującej się w prowincji Transvaal w Republice Południowej Afryki. Stało się to 26 stycznia 1905 roku, a masa znalezionej diamentowej bryła wynosiła aż 3106 karata. Została ona więc największym surowym kamieniem szlachetnym, jaki kiedykolwiek wydobyto na świecie. Wcześniej w tej kopalni również odkryto duże diamenty ? cztery o masie ponad 300 karatów, dwa o masie między 200 a 300 ct oraz szesnaście 100-200 karatowych. Żaden z nich nie był jednak tak monstrualny, jak Cullinan.
Dlaczego ?Cullinan??
Ten słynny klejnot został nazwany na cześć sir Thomasa Cullinana, odkrywcy i właściciela kopalni diamentów Premier Diamond Mining Company Ltd., która rozpoczęła swoją działalność zaledwie trzy lata przed tym rekordowym znaleziskiem.
Wiedziano, że to odkrycie odbije się echem na całym świecie, dlatego postanowiono w ten sposób uczcić Cullinana, aby jego osoba również na zawsze trafiła do grona najważniejszych postaci związanych z wydobyciem diamentów. To wydarzenie zwróciło również międzynarodową uwagę na tę południowoafrykańską kopalnię, umożliwiając jej szybki rozwój i dołączenie do grona światowych liderów. Wielu specjalistów uważa też, że Cullinan był fragmentem o wiele większej bryły, która nadal znajduje się pod powierzchnią w kopalni Premier i czeka na wydobycie.
Obróbka monstrualnego kamienia
Cięcie i szlifowanie Cullinana powierzono specjalistom ze znajdującej się w Amsterdamie firmy Royal Asscher Diamond Company. Postanowili oni podzielić surową bryłę na 9 dużych elementów i około 100 mniejszych kawałków, a następnie wszystkie z nich zostały poddane obróbce jubilerskiej. Powstały w ten sposób diamenty w różnych szlifach i o różnej masie. Największy z nich ? Cullinan I ? ma 530,2 karata oraz kształt gruszki. Jego wymiary wynoszą 58,9 x 45,4 x 27,7 mm, a łącznie posiada on aż 76 faset.
Kolejnymi największymi kamieniami są Cullinan II (317,4 karata i szlif poduszki), zwany też mniejszą Gwiazdą Afryki. Potem jest Cullinan III (94,4 karata, również gruszka), Cullinan IV (63,6 ct, poduszka), Cullinan V (18,8 ct, gruszka), Cullinan VI (11,5 ct, markiza), Cullinan VII (8,8 ct, markiza), Cullinan VIII (6,8 ct, poduszka) oraz Cullinan IX (4,39 ct, gruszka).
Światowy rekord
W 1908 roku obróbka słynnych kamieni została zakończona, a największy z nich ? zwany również Większą Gwiazdą Afryki ? stał się największym oszlifowanym diamentem na świecie. Zajmował zaszczytne pierwsze miejsce przez 80 lat, aż do 1985 roku. Wtedy właśnie odkryto 755-karatowy Golden Jubilee, który po oszlifowaniu zyskał masę 545,67 karata. Ten żółty klejnot w szlifie poduszki zajął więc wtedy pierwsze miejsce wśród największych diamentów świata. Cullinan pozostał jednak największym w szlifie gruszki i najbardziej okazałym o tak wyjątkowych parametrach, jak na przykład kolor klasy D.
Dzieło przypadku
Jak już wspominaliśmy, Cullinan został odkryty zupełnie przypadkowo. Dokonał tego kierownik kopalni Premier Frederick Wells, kiedy późnym popołudniem przeprowadzał rutynową kontrolę swojego miejsca pracy.
Kiedy mężczyzna znajdował się około 18 stóp pod powierzchnią, jego uwagę zwróciła lśniąca bryła znajdująca się nad jego głową. Wells od razu zorientował się, że to ogromny diament i natychmiast zlecił jego wydobycie. Następnie znalezisko zostało przeniesione do laboratorium, w którym potwierdzono, że jest ono największym nieoszlifowanym klejnotem, jaki kiedykolwiek wydobyto. Tym samym Cullinan dokonał detronizacji innego słynnego kamienia, znalezionego 12 lat wcześniej 995-karatowego diamentu o nazwie Excelsior.
Dalsze losy diamentu
Cullinan został zakupiony przez rząd Transvaalu za 150 000 funtów, a następnie podarowany brytyjskiemu królowi Edwardowi VII. Ozdoba ta stała się prezentem z okazji 66. urodzin monarchy oraz dowodem wdzięczności za zgodę na ustanowienie własnej konstytucji w tej prowincji. Długo zastanawiano się jednak, w jaki sposób nadać diament do Wielkiej Brytanii. Na początku XX wieku transport pasażerów oraz poczty odbywał się bowiem głównie drogą morską. Metoda ta wzbudzała poważne wątpliwości jako zbyt niebezpieczna, aby użyć jej do przesłania Cullinana. Dlatego postanowiono użyć podstępu.
Zachowanie wszelkich środków ostrożności
Aby maksymalnie zabezpieczyć cenny klejnot, na pokład parowca płynącego do Londynu wniesiono strzeżoną przez detektywów przesyłkę, w której znajdował się kamień. W rzeczywistości nie był to jednak Cullinan, ale falsyfikat, który miał odwrócić uwagę od prawdziwej ozdoby i stać się łupem ewentualnych złodziejów. Oryginalny diament nadano do Wielkiej Brytanii jako paczkę pocztową, która bezpiecznie dotarła do swojego miejsca przeznaczenia i została wręczona brytyjskiemu królowi.
Przeznaczenie słynnych diamentów
Po zakończeniu obróbki jubilerskiej przycięte i oszlifowane kamienie zasiliły kolekcję brytyjskich klejnotów koronnych. Na rozkaz króla Edwarda VII Cullinan I osadzono w głowicy królewskiego berła, które znajduje się obecnie w muzeum Tower of London.
Cullinan II znalazł się w centralnym miejscu imponującej korony Wielkiej Brytanii. To słynne nakrycie głowy jest ozdobione również wieloma innymi cennymi kamieniami szlachetnymi, takimi jak szafir świętego Edwarda, szafir Stuart czy też rubin Black Princess. Koronę tę także można podziwiać wśród eksponatów Tower of London.
Trzeci ze słynnych kamieni osadzono w koronie królowej Marii (małżonki króla Jerzego V), w której znajduje się również drugi słynny diament ? Koh-i-Noor. Cullinan może jednak w każdej chwili zostać zdemontowany i połączony z Cullinanem IV, tworząc w ten sposób wisiorek-broszkę. Większość portretów królowej przedstawia ją noszącą te klejnoty właśnie w takiej kombinacji. Upodobała ją sobie również panująca obecnie królowa Elżbieta II. Pozostałe kamienie także trafiły do królewskiej biżuterii, w której zachwycają do dziś.
Od czasu kiedy otworzyliśmy nasz sklep internetowy minęło już prawie 7 lat. Oczywiście są sklepy, które działają dłużej, ale myślę, że spokojnie mogę Państwu udzielić kilku praktycznych porad w kwestii doboru odpowiedniego rozmiaru pierścionka. Ostatecznie takich porad udzieliłem juz prawie 10.000 (dokładnie dziewięciu tysiącom i dziewięćset siedemdziesięciu pięciu 🙂 )naszym Klientom. Poniżej opiszę najczęstsze pytania i problemy na jakie mogą natrafić osoby zainteresowane zakupem pierścionka. Te porady kieruje w 100% do mężczyzn 🙂
Rozmiar w milimetrach a rozmiar jubilerski.
Drodzy Panowie – niestety w zamierzchłych czasach jakiś bliżej niezidentyfikowany osobnik wprowadził skalę powszechnie znaną jako rozmiary jubilerskie, która w żaden sposób nie odpowiada średnicy pierścionka w milimetrach. Mało tego, w Anglii (gdzie przebywa obecnie duża część polskiej populacji) rozmiary są podawane nie cyfrowo, ale literowo (sic!). Mało tego (po raz drugi) – w Niemczech, gdzie też jest spora liczba naszych Rodaków, rozmiary są podawane cyfrowo i mierzone, jako obwód palca w milimetrach. Kolejna anomalia na mapie jubilerskiej to USA, gdzie rozmiary są podawane w calach (mierzymy obwód palca). O Japonii, Indiach i Chinach nie chcę nawet wspominać, aby oszczędzić Wam zbytniego splątania :).
Podsumowując – spójrzcie na tabelkę na naszej stronie i wszystko będzie jasne. Nieważne gdzie teraz przebywacie, nasza tabelka pozwoli Wam bezbłędnie określić rozmiar palca w oparciu o średnicę (palca/pierścionka). I tu doszliśmy do najważniejszego wniosku tego akapitu, który jest zarazem najbardziej uniwersalną radą. Każdy z nas (prawie) ma w swoim domu/warsztacie suwmiarkę. I to proste w obsłudze narzędzie pozwoli nam z dużą precyzją zmierzyć rozmiar pierścionka i przełożyć go na rozmiar jubilerski. WAŻNE – mierzymy pierścionek a nie palec 🙂 Pomiar powinien być dokładny o czym zaraz napiszę….
Za przewodnika koniec języka.
Nie tym razem Panowie, nie tym razem. Ja wiem, że najłatwiej jest zapytać się o rozmiar palca naszej ukochanej jej przyjaciółki, matki, szwagierki/bratowej i oszczędzić sobie niepotrzebnego ryzyka z cyklu „kulą w płot”. Oczywiście możecie to zrobić, ale przy założeniu, że Wasza luba ma o wszystkim wiedzieć. Bo niestety będzie wiedziała – taka jest natura kobiet i ich najlepszych przyjaciółek. Sekrety i ploteczki to ich mocna strona.
Nieważne jak i na co Wam przysięgną przyjaciółki i swatki – z dużą dozą prawdopodobieństwa sekret przestanie być sekretem. No, ale z drugiej strony – ten kij ma dwa końce i przynajmniej będziecie wiedzieć z dokładnością do jednej setnej milimetra o rozmiarze pierścionka dla przyszłej Narzeczonej. Win-Win? Odpowiedzcie sobie sami.
Precyzja pomiaru.
W tym miejscu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii o której wspomniałem dwa akapity wyżej – precyzji pomiaru. Jak spojrzycie na naszą tabelkę, to zauważycie pewną prawidłowość. W jednym milimetrze średnicy pierścionka możecie mieć aż trzy różne rozmiary. I tak rozmiary jubilerskie 11, 12, 13 to odpowiednio 16.2, 16.5, 16.8 mm średnicy. Na resztę analizy odeślę Was jeszcze raz do naszej tabeli rozmiarów. Precyzja pomiaru jest bardzo ważna i warto jej poświęcić trochę więcej czasu, aby uniknąć pomyłki i nerwowego tłumaczenia podczas wręczania pierścionka.
Pomyliłem rozmiar i co dalej.
Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to dla Was zbyt duże pocieszenie, ale pomyłki w tym względzie się zdarzają. I to dość często :). Szczerze powiedziawszy co drugi pierścionek wymaga korekty rozmiaru. Wiemy o tym i dlatego dla klientów Michelson Diamonds taka usługa (korekty rozmiaru pierścionka) jest bezpłatna. Dlatego jeśli nie jesteście pewni jaki rozmiar pierścionka macie wybrać jesteśmy do Waszej dyspozycji. Zarówno mailowo, jak i telefonicznie. W zakładce kontakt znajdziecie wszystkie potrzebne dane abyśmy Wam pomogli wybrać właściwy pierścionek we właściwym rozmiarze.
W razie pytań zapraszamy do kontaktu:)
Ten zjawiskowy kamień szlachetny w szlifie gruszki i o pięknej różowej barwie jest jednym z najsłynniejszych historycznych diamentów na świecie. Mimo że jego masa to ?zaledwie? 9,01 karata, jego wartość wycenia się niezwykle wysoko, a w jego burzliwej historii niezwykle ważną rolę odegrało? jabłko. Dlaczego? Przeczytacie o tym poniżej.
Pochodzenie nazwy klejnotu
Kamień ten zwykło się nazywać na aż trzy różne sposoby. Można spotkać się z określeniem Conde Diamond, Conde Pink lub Le Grant Conde. Każda z tych nazw nawiązuje jednak do najsłynniejszego i pierwszego udokumentowanego właściciela tego klejnotu ? Ludwika II de Bourbon, księcia Conde oraz dowódcy francuskiej armii. Otrzymał on Conde Pink od jednego z królów Francji ? Ludwika XIII lub Ludwika XIV. Podarunek ten został złożony jako wyraz wdzięczności i uznania za liczne militarne zwycięstwa podczas walk odbywających się w czasie wojny 30-letniej, w której de Bourbon dowodził francuskimi żołnierzami.
Znany od połowy XVII wieku
Ten różowy diament pochodzi z historycznej kopalni Kollur w pobliżu Golkondy w południowych Indiach. Stan Andhra Pradesh, w którym się ona znajduje, to jedyne miejsce wydobycia różowych kamieni szlachetnych, jakie funkcjonowało w tamtych czasach. Dzięki temu ? w przeciwieństwie do innych słynnych brylantów ? bardzo łatwo było ustalić, gdzie klejnot ten został odkryty. Znaleziono tam również takie słynne błyskotki, jak Agra, Darya-i-Nur, Nur-ul-Ain czy też Shah Jahaan. Jak to się jednak stało, że Conde Pink trafił z Indii do Europy i znalazł się w posiadaniu francuskiego króla?
Podróż do Europy
Uważa się, że klejnot został przywieziony na Stary Kontynent przez jednego ze słynnych XVII-wiecznych podróżników i handlarzy diamentami. Najczęściej wskazuje się na Jeana Baptiste Taverniera lub innych Francuzów, którzy pojawili się w Indiach przed nim (np. Monsieur de Chapes i Monsieur de St Liebau).
Tavernier odbył w swoim życiu sześć podróży na Wschód, a podczas pięciu z nich odwiedził między innymi Indie. Cztery razy był również w słynnej kopalni w pobliżu Golkondy, gdzie kupował kamienie szlachetne, a następnie sprzedawał je w Europie. Znał się także z królem Ludwikiem XIII, dlatego mógł sprowadzić do kraju klejnoty na jego zlecenie.
Niejasności związane z zakupem diamentu
Tavernier przybył jednak do Paryża pod koniec 1643 roku, kiedy czasy panowania Ludwika XIII już minęły (zmarł on 14 maja 1643 roku). Dlatego teoria, zgodnie z którą miałby on otrzymać Conde Pink od tego podróżnika, wydaje się być nieprawdziwą. Jeśli jednak kamień ten pojawił się we Francji między rokiem 1651 a 1662, czyli za panowania króla Ludwika XIV, to niemal pewne jest, że został przywieziony właśnie przez Taverniera.
Odbył on bowiem w tym czasie dwie wyprawy do Indii, odwiedził kopalnie w pobliżu Golkondy i nabył tam między innymi słynny diament French Blue, z którego później stworzono słynny klejnot Hope.
Dalsze losy klejnotu
Ludwik II de Bourbon umieścił Conde Pink w uchwycie swojej laski i z dumą prezentował ten królewski prezent. Znajdował się on w posiadaniu książęcej rodziny przez ponad 200 lat ? aż do 1892 roku, kiedy to jej członek, Duc d’Aumale, przekazał klejnot francuskiemu rządowi. Obecnie znajduje się on na wystawie w Musee de Conde in Chantilly we Francji, gdzie zgodnie z wolą księcia mogą podziwiać go zwiedzający. Diament nie został więc wystawiony na sprzedaż aż od XVII wieku, dlatego nie wiadomo, ile obecnie wynosi jego wartość.
Głośna kradzież
Dzień 11 października 1926 roku na zawsze zapisał się w światowej historii biżuterii. Wtedy właśnie Conde Pink został skradziony z pilnie strzeżonej muzealnej kolekcji. Dokonał tego najprawdopodobniej jeden z członków byłej armii arabskiego emira Abd al-Kadira. Mimo wielu starań francuskiej policji, przez wiele miesięcy nie udawało się odnaleźć sprawcy i odzyskać ozdoby. W końcu schwytano złodzieja, ale towarzyszył temu zupełny przypadek. Po tym wydarzeniu maksymalnie zaostrzono środki ostrożności w Musee de Conde in Chantilly. Dlatego obecnie znajdujący się wśród muzealnych eksponatów kamień nie jest oryginalnym Conde Pink, a jedynie jego doskonałą repliką.
Jak udało się odzyskać diament?
Historia związana z odnalezieniem tego klejnotu jest jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż jego spektakularna kradzież z pilnie strzeżonego muzeum. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu znalazła go bowiem pokojówka pracująca w niewielkim hoteliku w pobliżu dworca wschodniego w Paryżu. Kobieta postanowiła poczęstować się jabłkiem znalezionym w pokoju jednego z hotelowych gości. Kiedy zajadała ten owoc, odkryła, że był w nim ukryty zjawiskowy różowy diament. Pechowy złodziej wpadł na taki pomysł, aby bezpiecznie wywieźć swój łup z miasta, a następnie z kraju. Kobieta szybko powiadomiła jednak policję i w ten sposób udało się schwytać mężczyznę, a Conde Pink został z wielką pompą i honorami zwrócony do muzeum.
Charakterystyka diamentu
W porównaniu do innych słynnych kamieni szlachetnych, Conde Pink nie ma imponujących rozmiarów. Jego masa wynosi bowiem 9,01 karata, przez co zajmuje dopiero 20. miejsce na liście najsłynniejszych diamentów świata. W tym wypadku jednak to jego znaczenie historyczne decyduje o jego wysokiej wartości. Czystość tego jasnoróżowego klejnotu nie została dotychczas ustalona, ale uznaje się, że jest ona naprawdę wyjątkowa, ponieważ diament pochodzi z kopalni Kollur. Wydobyto w niej wiele imponujących kamieni szlachetnych o doskonałych parametrach, dlatego zakłada się, że jakość Conde Pink również jest bardzo wysoka.
Jeden z nielicznych
Specjaliści uważają również, że Conde Pink jest niezwykle rzadkim klejnotem typu IIa. Stanowią one zaledwie 1-2% wszystkich diamentów wydobywanych na całym świecie, dlatego są najbardziej pożądane i cenione wśród kolekcjonerów biżuterii. Nie zawierają bowiem azotu ani żadnych innych zanieczyszczeń chemicznych. Skąd więc wzięło się to efektowne różowe zabarwienie? Jest ono spowodowane odkształceniami strukturalnymi kryształów wywołanym przez ogromne ciśnienie wywierane na nie głęboko pod powierzchnią Ziemi. To dzięki tym zmianom nabierają one różowej barwy, zanim zostaną wypchnięte w płytsze warstwy Ziemi. Dlatego Conde Pink ma nie tylko niezwykle ciekawą historię, lecz także wyjątkowy kolor.
Przed zakupem biżuterii z naturalnymi kamieniami kolorowymi warto uzbroić się w podstawową wiedzę w tym zakresie. O ile diamenty są parametryzowane poprzez 4C, o tyle kamienie kolorowe takiej skali nie posiadają. Co warto wiedzieć i na co zwracać uwagę przy podejmowaniu decyzji o zakupie kamieni kolorowych? Na to i inne pytania dotyczące kamieni szlachetnych w rozmowie z Prezesem Michelson Diamonds Pawłem Jaworskim opowiada Łukasz Bandur, doświadczony gemmolog, geolog i członek Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich.
Paweł Jaworski: Na co zwracać uwagę przy wyborze kamieni szlachetnych? Co jest najważniejsze i co ma największy wpływ na ich cenę?
Łukasz Bandur: Przede wszystkim musimy rozgraniczyć rynek związany z diamentami i kamieniami kolorowymi. Jeżeli mówimy o diamentach, to najważniejsza jest masa następnie czystość, barwa i proporcje szlifu (4C)
Natomiast w kamieniach kolorowych po masie kolejną bardzo ważną cechą jest barwa ? i to jest główna składowa ceny kamieni kolorowych. Dopiero później patrzymy na czystość i proporcje szlifu.
Niektóre kamienie kolorowe ? o czym nie wszyscy wiedzą ? są rzadsze niż diamenty. Na przykład idealny rubin o masie 30 karatów występuje o wiele rzadziej w przyrodzie niż wysokiej klasy 30-karatowy diament. Często jest więc tak, że 30-karatowe przeźroczyste rubiny o barwie intensywnie czerwonej (barwa gołębiej krwi) i idealnych proporcjach szlifu są droższe niż diamenty.
PJ: A co z kolorami szafirów? Bardzo często dzwoniący do nas klienci wiedzą o tym, że szafiry są niebieskie. Ale w rzeczywistości mają one również inne kolory.
ŁB: Zgadza się. Tak naprawdę szafiry mogą mieć każdy kolor. Ale jeśli chodzi o te niebieskie, to w Polsce panuje niestety przekonanie, że mają one ciemnogranatową barwę bądź prawie czarną. Najcenniejsze szafiry mają kolor chabrowy (intensywnie niebieski) i to on jest najbardziej pożądany na rynku wśród kolekcjonerów.
PJ: Co powiesz o innych kolorach szafirów?
ŁB: Mamy też szafiry różowe, które są w tym momencie bardzo popularne na rynku azjatyckim i amerykańskim. Ich ceny są porównywalne do szafirów niebieskich. Bardzo cenioną odmianą jest szafir padparadża, czyli kamień o barwie różowej przechodzącej w pomarańcz. Padparadża to nazwa wywodząca się z sanskrytu i oznaczająca kwiat lotosu. Czyli możemy wyobrazić sobie kwiat lotosu ? i tak właśnie wygląda szafir padparadża. Takie kamienie niejednokrotnie osiągają ceny wyższe niż szafiry niebieskie i różowe. Wydobyw się je prawie wyłącznie na Sri Lance. Mniej popularne na rynku są szafiry zielone, żółte czy też fioletowe. W przyrodzie występują też bezbarwne szafiry, które można wykorzystywać jako substytut diamentu, ponieważ są od nich dużo tańsze. Często klienci wybierają pierścionki z cyrkonią. Po co jednak kupować cyrkonie (syntetyczny kamień), skoro można dopłacić niewiele więcej i mieć efektowną biżuterię z naturalnym kamieniem szlachetnym ? białym szafirem.
PJ: Jak odbywa się poprawianie kolorowych kamieni szlachetnych, np. wypełnianie rubinów szkłem?
ŁB: Rubiny i szafiry poddawane są różnym technikom poprawiania, przez co klienci często mają mniejsze zaufanie do kamieni kolorowych. Na szczęście w naszym kraju pracują eksperci, którzy są w stanie rozpoznać takie poprawiane kamienie. Dlatego przy ich zakupie polecam udanie się do takiego specjalisty, żeby sprawdził, czy warto zainwestować w taki kamień.
PJ: Mówisz o ekspertach ze Związku Rzeczoznawców Jubilerskich?
ŁB: Mówię ogólnie o rzeczoznawcach ? czy to z Polskiego Towarzystwa Gemmologicznego, czy też ze Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich. Nie ma to znaczenia, po prostu warto skonsultować się z rzeczoznawcą, który ma większą wiedzę na ten temat.
PJ: Myślisz, że przy droższych kamieniach, które kosztują na przykład więcej niż 5 tysięcy złotych, warto wysyłać je do zewnętrznego laboratorium, które sprawdzi ich parametry?
ŁB: Uważam, że warto, ponieważ podniesie to rangę kamienia i da nam dokument, który jest poważany w środowisku międzynarodowym. Moim zdaniem najlepsze laboratorium do wyceny kamieni kolorowych to GIA, ponieważ mają oni najlepszą bazę danych. Na wycenie bardzo dobrze zna się również Tajlandzki Instytut Gemmologiczny (GIT). Jest on instytucją rządową ? co bardzo istotne ? i dysponuje bardzo wysokiej jakości sprzętem. Oprócz tego kształci wielu ekspertów i przez to, że większość kamieni poprawianych jest właśnie w Tajlandii, mają oni największe doświadczenie w rozpoznawaniu takich ulepszanych kamieni szlachetnych.
Wracając do cen kamieni i ich poprawiania, to najniższą wartość osiągają rubiny i szafiry wypełnione szkłem.
Potem mamy kamienie dyfuzyjne, czyli bezbarwne albo o mało atrakcyjnej barwie, na których powierzchni buduje się tzw. centra barwne. Wokół takiego kamienia tworzy się cienka barwna powłoka. W momencie, kiedy taki kamień ulegnie uszkodzeniu, będzie widać, że jest on biały w środku i nie będzie można już go przeszlifować.
Kolejną metodą jest dyfuzja berylowa. Jest ona bardziej wgłębna, ponieważ polega na wybarwieniu kamienia w całej jego objętości. Dzięki temu po przeszlifowaniu zachowuje on swój kolor
Następnym sposobem poprawiania jest grzanie, czyli włożenie kamienia do gorącego pieca i wygrzewanie go w odpowiedniej temperaturze.
PJ: Co daje ta metoda?
ŁB: Po pierwsze: poprawia barwę, po drugie: rozpuszcza niektóre inkluzje, czyli kamień staje się przez to bardziej klarowny. Jest to metoda najbardziej powszechna i stosowana już od setek lat. Niektóre klejnoty, takie jak cyrkon niebieski, poddawane są temu zabiegowi już od czasów historycznych. Dlatego termicznego poprawiania nie trzeba się obawiać. Są to kamienie uznawane na rynku za materiał o bardzo wysokiej jakości. Oczywiście kamienie nie poprawiane osiągają najwyższą cenę, ale występują one w naturze niezwykle rzadko, stąd ich najwyższa wartość.
PJ: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Łukasz Bandur ? z zawodu gemmolog, z wykształcenia geolog (ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim ze specjalizacją mineralogia i petrologia). Jego pasja to kamienie szlachetne ? interesował się nimi od dziecka, co zaowocowało takim wyborem studiów, a następnie zawodu. Zajmuje się ich sprzedażą, dlatego mówi o sobie, że jest szczęśliwym człowiekiem, bo robi to, co kocha.
Jedni uważają, że może to być najstarszy diament na świecie, inni zaś twierdzą, że losy tego klejnotu zostały całkowicie zmyślone. Zobaczcie, jakie kontrowersje wzbudza jeden z najpiękniejszych kamieni szlachetnych w historii ? Briolette of India.
Dlaczego Briolette of India?
Nazwa tego słynnego klejnotu wzięła się od jego kraju pochodzenia oraz wyjątkowego kształtu (briolette) określanego jako podwójny szlif różany. Taka forma była niezwykle popularna w przeszłości, dlatego wskazuje na to, że Briolette of India został wydobyty setki lat temu. Z drugiej jednak strony kamień ten pojawił się na rynku dopiero w 1950 roku, a jego inną nazwą jest South Africa Diamond. Zgodnie z nią miałby on zostać odnaleziony w Republice Południowej Afryki i być o wiele młodszy niż zwykło się przedstawiać. Szacuje się, że odkryto go dopiero pod koniec 1890 roku lub w pierwszej dekadzie XX wieku.
Cięcie i szlifowanie kamienia zlecono renomowanej paryskiej firmie Atanik Ekyanan of Neuilly, której specjaliści zakończyli swoją pracę w 1909 roku. Wtedy właścicielem Briolette of India była marka Cartier, której jubilerzy wykonali z diamentu zawieszkę do naszyjnika. Towarzyszyły mu w niej biała perła i mniejszy przezroczysty brylant.
W 1910 roku zmienili jednak swoją koncepcję i ozdobili słynnym klejnotem broszkę, w której znalazły się również ta sama perła oraz dwa 22-karatowe szmaragdy. W 1911 roku biżuterię tę zakupił amerykański finansista George Blumenthal.
Kontrowersje związane z pochodzeniem diamentu
Skąd te rozbieżności w losach Briolette of India? Sceptycy twierdzą, że historia o jego azjatyckim pochodzeniu została wymyślona tylko po to, aby podnieść wartość tego klejnotu. Diamenty pochodzące z indyjskiej kopalni Golconda są bowiem uważane za najwyższej klasy kamienie szlachetne dostępne na rynku. Klejnoty wydobyte w Afryce często uznaje się z kolei za mniej wartościowe. Często te uprzedzenia nie mają żadnego potwierdzenia w parametrach tych ozdób, ale mimo wszystko działają bardzo mocno. Dlatego też właściciele indyjskich błyskotek z reguły mogą liczyć na ich wyższą cenę niż sprzedający takie same ozdoby pochodzenia afrykańskiego.
Niejednoznaczne losy kamienia
Skoro cała historia tego klejnotu została zmyślona przez przedsiębiorczych sprzedawców, to skąd wiadomo, co tak naprawdę działo się z Briolette of India? To pytanie zadaje sobie wielu badaczy biżuterii. Zwolennicy teorii o jego indyjskim pochodzeniu uważają, że jest to najstarszy diament na świecie, starszy nawet od słynnego kamienia Koh-i-Noor. Został bowiem odnaleziony podczas wypraw krzyżowych między rokiem 1122 a 1200. Zgodnie z Baburnamą, czyli zapiskami cesarza Babur, pierwszego z władców wielkiego indyjskiego rodu Mogołów, Koh-i-Noor wydobyto zaś ?dopiero? w 1295 roku.
Słynna właścicielka
Pierwszą znaną właścicielką Briolette of India była królowa Francji Eleonora Akwitańska. Dostała ona tę ozdobę od swojego małżonka, króla Ludwika VII. Stało się to najprawdopodobniej między 1137 rokiem a 1152, kiedy to nastąpił rozwód królewskiej pary. Następnie władczyni poślubiła księcia Normandii Henryka Plantageneta i w 1154 roku została koronowana na królową Anglii. Wtedy też zabrała diament do swojego nowego królestwa.
Królewskie prezenty
Po śmierci angielskiego władcy tron objął jego trzeci syn Ryszard, zwany później Ryszardem Lwie Serce. W spadku otrzymał również diament Briolette of India, który zabrał ze sobą na trzecią wyprawę krzyżową. Po śmierci króla klejnot zniknął na prawie 300 lat. Do dziś nie ustalono (lub nie wymyślono), co działo się z nim w tym czasie. Ponownie pojawił się dopiero pod koniec XVI wieku, za panowania króla Francji Henryka II. Ofiarował on ten kamień swojej kochance, Dianie de Poitiers. Została ona uwieczniona z tą biżuterią na jednym z portretów znajdujących się w królewskim pałacu w Fontainbleau w północnej Francji.
Po śmierci władcy jego małżonka, Katarzyna Medycejska, zmusiła Dianie de Poitiers do oddania sprezentowanych jej królewskich klejnotów i w ten sposób odzyskała między innymi diament Briolette of India. Wtedy ponownie słuch po nim zaginął, a kolejne informacje o nim pojawiły się dopiero cztery wieki później.
?Prawdziwe? losy kamienia
Ci, którzy sceptycznie podchodzą do historii o indyjskim pochodzeniu tej słynnej ozdoby, uważają, że odkryto ją na początku XX wieku. W 1950 roku jej istnienie ogłosił zaś nowojorski jubiler Harry Winston. Twierdził on, że kupił ten klejnot od indyjskiego maharadży, ale nigdy nie podał szczegółów tej tajemniczej transakcji. Winston sprzedał Briolette of India żonie kanadyjskiego milionera, Dorothy Killam. 10 lat później kobieta zmarła, a nowojorczyk postanowił ponownie odkupić znajdujący się w jej majątku słynny diament. Od tamtej pory nie trafił on ponownie na sprzedaż, dlatego najprawdopodobniej nadal znajduje się w posiadaniu rodziny Winstona.
Charakterystyka klejnotu
Masa tego bezbarwnego diamentu to 90,38 karata, zaś jego kolor sklasyfikowano jako D. Czystość Briolette of India nie została niestety dotychczas określona, ale jego szlif wskazuje na to, że jest ona bardzo wysoka. Tylko najlepszej jakości diamentom był bowiem nadawany kształt briolette ? a wszystko to ze względu na większe uwydatnienie wnętrza kamieni. Powinno ono być nieskazitelne, ponieważ wszelkie zanieczyszczenia byłyby widoczne jak na dłoni.
Najczystszy z czystych
Skoro barwa Briolette of India została określona klasą D, to znaczy, że jest to niezwykle rzadki diament typu IIa. Kamienie tego rodzaju nazywa się najczystszymi z czystych, ponieważ mają one doskonałą przejrzystość i nie zawierają żadnych odkształceń bądź też zanieczyszczeń chemicznych ? zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Powodujące je pierwiastki (takie jak azot, bor czy wodór) nadają również klejnotom określony kolor, dlatego idealnie czyste brylanty są także całkowicie bezbarwne. Stanowią one zaledwie 1,2% wszystkich naturalnie występujących diamentów na świecie, dlatego uznaje się je za wyjątkowo rzadkie i najbardziej cenione. Briolette of India z pewnością jest więc unikatowy, bez względu na to, jakie naprawdę były jego losy.