• Home
    • Edukacja
      • O nas
        • Sklep online
          • Kontakt
Logo Logo
Category

Najsłynniejsi szlifierze diamentów

Previous Next
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów

Najsłynniejsi szlifierze diamentów – Marcel Tolkowsky

19 września, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Zwykło się nazywać go „ojcem współczesnego szlifu brylantowego”. I nie ma w tym ani cienia przesady – kto wie, czy gdyby nie wieloletnie obliczenia matematyczne Marcela Tolkowsky’ego, to brylantowa biżuteria lśniłaby aż tak oszałamiającym blaskiem? Dowiedzcie się, jak ten pochodzący z polskiej rodziny szlifierz i matematyk wpłynął na pracę tysięcy specjalistów na całym świecie i na zawsze zapisał się na kartach historii jubilerstwa.

Z Białegostoku do Antwerpii

Marcel Tolkowsky był kuzynem Lazare Kaplana, o którym pisaliśmy w jednym z poprzednich wpisów. Urodził się 25 grudnia 1899 roku w Antwerpii w Belgii, w rodzinie Żydów pochodzących z Polski. Od najmłodszych lat obserwował pracę starszych szlifierzy ze swojej rodziny i – jak głosi anegdota – już jako dziewięciolatek umiał ciąć i szlifować diamenty. Nic dziwnego, jego rodzina od pokoleń była bowiem zaangażowana w pracę z tymi kamieniami szlachetnymi. Również dziadek Marcela, Abraham Tolkowsky, był znanym handlarzem, który od 1800 roku dostarczał te klejnoty europejskiej arystokracji. To właśnie on wyemigrował z Białegostoku do Antwerpii, która była wówczas światową kolebką jubilerstwa oraz obróbki najcenniejszych kamieni szlachetnych. Dwoje z dziewięciorga dzieci Abrahama – synowie Samuel i Maurice – również zajęło się handlem diamentami, jednak to syn Isadore został później ojcem matematyka, który na zawsze zmienił branżę szlifierzy tych klejnotów.

Ścisły umysł w służbie jubilerstwa

Marcel, bo właśnie o nim mowa, uważnie słuchał dziadka, który zawsze powtarzał, jak ważny jest techniczny aspekt obróbki kamieni szlachetnych. Dlatego postanowił wyjechać do Londynu i tam kontynuować naukę, a po zakończeniu studiów również karierę akademicką. Matematyczne wykształcenie, które zdobył, przydało mu się w późniejszych żmudnych obliczeniach wykonywanych podczas cięcia i szlifowania diamentów. Już jako temat doktoratu pisanego na Uniwersytecie w Londynie wybrał refrakcję światła w tych klejnotach, czyli zmianę kierunku jego rozchodzenia się. Pomysł Tolkowsky’ego polegał na zastosowaniu matematycznego podejścia w szlifowaniu brylantów, tak aby maksymalnie wydobyć ich blask.

 

Wzór dla pokoleń

Mniej więcej w tym samym czasie, w 1919 roku, Tolkowsky skończył pisanie książki „Diamond Design”, w której znalazła się stworzona przez niego specyfikacja szlifu znana pod nazwą „American Standard” (inne jej nazwy to „American Ideal Cut”, „Tolkowsky Cut” lub też „Tolkowsky Brilliant”). I mimo że od publikacji Tolkowsky’ego minęło już prawie sto lat, jest ona do dziś wzorem szlifowania diamentów oraz standardem w branży jubilerskiej. Uważa się nawet, że jest to idealne cięcie kamieni szlachetnych, które jak żadne inne potrafi wydobyć ich piękno. Nic w tym dziwnego – żmudne i szczegółowe obliczenia znanego szlifierza miały bowiem na celu uwzględnienie zarówno blasku, jak i wewnętrznego ognia drzemiącego w diamentowej bryle.

jakość szlifu

Na czym polega odkrycie Tolkowskiego?

Badacz był świadomy tego, że stał się on pierwszym naukowcem, który postanowił zgłębić właściwości struktury diamentowego kryształu i połączyć tę teorię z praktycznym zastosowaniem poczynionych obserwacji. We wstępie do swojej książki pisał: „Niezwykłym jest fakt, że chociaż sztuka cięcia i szlifowania diamentów jest znana od ponad dwóch tysięcy lat, to jest całkowicie empiryczna, a mimo że wielu współczesnych naukowców interesuje się diamentem oraz lista publikacji na jego temat szybko rośnie, to nigdzie nie można znaleźć żadnej pracy matematycznej określającej najlepszą formę tego klejnotu. Głównym celem moich badań jest obliczenie tego właśnie idealnego kształtu”. I rzeczywiście – jak postanowił, tak też zrobił.

Najlepsza forma diamentu

To właśnie Tolkovsky zauważył, że jeśli diamentowy smorodek zostałby przycięty zbyt głęboko lub zbyt płytko (czyli jego dolna część byłaby za długa lub kąty zbyt otwarte), to światło wydostawałoby się z jego boków lub dna, co spowodowałoby utratę blasku kamienia. Zarówno w swojej książce, jak i w pracy doktorskiej badacz udowodnił, że aby tego uniknąć i tym samym zmaksymalizować odbicie światła, brylant powinien zostać przycięty i wypolerowany w 58 faset ustawionych pod określonym kątem względem siebie. Jeżeli bowiem dolne fasety zostałyby oszlifowane pod kątem prostym, promienie świetlne odbiją się tak, że dadzą brylantowi maksymalnie dużo blasku. To dzięki takim właśnie proporcjom będzie zachwycająco lśnił, a jego potencjał zostanie wykorzystany w najlepszy sposób.

Szczegółowe wytyczne dla szlifierzy

Tolkowsky wyjaśnił nawet dokładnie, w jaki sposób fasety powinny zostać w okrągłym diamencie rozmieszczone. 33 z 58 należy utworzyć na koronie lub grubszej części nad pasem kamienia. Kolejnych 25 ma natomiast tworzyć pawilon, który jest stożkową podstawą diamentu. Przez lata powstawały oczywiście różne interpretacje tych wytycznych, jednak metoda Tolkowsky’ego zawsze była bazą, od której szlifierze zaczynali swoją pracę. Jedni tworzyli kilka jej wariacji, inni interpretowali ją w sposób indywidualny, ale nikt dotychczas nie zmienił radykalnie tych proporcji polerowanego brylantu i nie dokonał tym samym równie przełomowego odkrycia, jakie ma na koncie Marcel Tolkowsky.

Trudy wojennej zawieruchy

Po zakończeniu edukacji słynny badacz powrócił do Antwerpii, gdzie kontynuował rodzinną tradycję jako znany i utytułowany szlifierz diamentów. Nadeszła jednak II wojna światowa, podczas której sytuacja w Europie zdecydowanie nie sprzyjała rozwojowi nauki i jubilerstwa. Ze względu na swoje żydowskie pochodzenie Marcel Tolkovsky obawiał się jednak nie tylko o swoją karierę, lecz nawet bezpieczeństwo, ponieważ Belgia znalazła się pod okupacją nazistowskich Niemiec. Dlatego w 1940 roku postanowił wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkał się z wcześniej wspomnianym kuzynem – Lazarem Kaplanem. Tam kontynuował pracę w branży diamentowej – spełniał się jako projektant oraz sprzedawca brylantów. Był też wieloletnim honorowym członkiem stowarzyszeń Diamond Trading and Precious Stones Association oraz Diamond Dealers Club of America, któremu również przewodził. W 1975 roku, w wieku 76 lat, postanowił przejść na emeryturę.

Kolejni znani szlifierze z rodziny Tolkovsky’ego

Marcel Tolkowsky zmarł na niewydolność serca 10 lutego 1991 roku w szpitalu na Manhattanie w Nowym Jorku. Dożył 92 lat, ale jego sława jako szlifierza i badacza nie słabnie do dziś. Książka „Diamond Design” nadal jest bowiem ulubionym punktem odniesienia dla wielu ekspertów na całym świecie. Nie był on jednak ostatnim znanym szlifierzem pochodzącym z tej rodziny. Jego siostrzeniec, urodziny w 1939 roku Gabi Tolkowsky, również zdobył międzynarodową sławę. Wynalazł on nowy szlif zwany „flower cut”, a następnie dołączył do grona najlepszych ekspertów pracujących dla słynnego koncernu diamentowego De Beers.

 

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
  • Edukacja
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów

Najsłynniejsi szlifierze diamentów – Lazare Kaplan

26 czerwca, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Mimo że jego przodkowie również trudnili się jubilerstwem, on sam był Honorowym Wiceprezydentem GIA, a wielu ekspertów uważało go za najlepszego szlifierza diamentów na świecie, jego życie nie było usłane różami. Lazare Kaplan aż trzykrotnie musiał zaczynać budowanie swojej firmy od zera – najpierw w wieku zaledwie 20 lat, potem na nowym, nieznanym kontynencie, aż w końcu z pożyczonymi 300 dolarami w kieszeni. Te przeciwności nie przeszkodziły mu jednak w zdobyciu światowej sławy oraz uznania innej jubilerskiej legendy – Harry’ego Winstona. Dowiedzcie się więc, jak rozwijała się kariera tego słynnego szlifierza i czym zasłynął on na arenie międzynarodowej.

Kontynuacja rodzinnej tradycji

Mimo że urodził się w Rosji, jeszcze jako dziecko przeniósł się wraz z rodziną do Belgii. To tam dorastał, a już w wieku 13 lat dołączył do rodzinnego interesu. Jego bliscy od trzech pokoleń zajmowali się bowiem jubilerstwem (a wśród jego kuzynów znajdował się też inny legendarny szlifierz – Marcel Tolkowski). Właśnie wtedy, w 1896 roku, został uczniem w fabryce wuja, który także był znanym szlifierzem diamentów. Dzięki rozpoczęciu nauki ich obróbki jubilerskiej w tak młodym wieku, jeszcze przed ukończeniem 20 lat potrafił ciąć i szlifować różne, nawet mocno nieregularne diamentowe samorodki. W tym czasie również wyszedł spod skrzydeł wuja i rozpoczął samodzielną działalność w Antwerpii. Decyzja ta okazała się słuszna. Szybko zdobył bowiem kilka znaczących zleceń, które wzmocniły jego pozycję na rynku i zapewniły rozgłos o nim jako o utalentowanym szlifierzu.

Nieoczekiwany punkt zwrotny

Kariera Kaplana zapewne rozwijałaby się w spokoju w Belgii, gdyby kraj ten nie został zajęty podczas I wojny światowej przez wojska niemieckie. Co prawda szlifierz w tym czasie przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie udał się wraz z rodziną, aby odwiedzić matkę, ale z powodu wojennej zawieruchy nie mógł już wrócić do swojej ojczyzny, a jego firma upadła. Został zmuszony do pozostania w Ameryce i rozpoczęcia swojej działalności od nowa. Osiadł na dolnym Manhattanie, tam też otworzył swoją pracownię, a następnie przystąpił do pracy – cięcia i szlifowania diamentów. Dzięki konsekwencji, ale także talentowi i doskonałej technice nazwisko Kaplan szybko stało się dobrze znane na amerykańskim rynku jubilerskim. Czym podbił on serca nowych klientów?

kaplan

Innowacyjność i dar przekonywania

Kaplana ceniono za wyjątkową wyobraźnię, zamiłowanie do eksperymentowania, ale także umiejętność przekonania rozmówcy do swoich racji. Dzięki temu właściciele diamentów i klienci szlifierza, mimo początkowego oporu, często zgadzali się na utratę większej ilości karatów na rzecz unikalnego szlifu czy też perfekcyjnego wydobycia najlepszych cech kamienia powierzonego Kaplanowi. Zyskał on też niemałą popularność dzięki stworzeniu jednego ze swoich ulubionych szlifów – „Oval Elegance”, czyli owalnego kształtu z 58 fasetkami. Sam autor przyznawał, że dzięki takiemu szlifowi kamień wydaje się większy niż jego okrągły odpowiednik o takiej samej masie, a także zyskuje więcej blasku niż w przypadku innych kształtów.

Szkolenie nowego pokolenia szlifierzy

Wraz z rozwojem firmy Kaplan chciał też zatrudniać coraz więcej pracowników, ale jego problemem był brak utalentowanej siły roboczej w Stanach Zjednoczonych. Zaczął więc podróżować, a jej poszukiwania zaprowadziły go aż do Puerto Rico. To właśnie tam stworzył program stażowy, zatrudniając wielu zdolnych szlifierzy, a następnie szkoląc ich zgodnie z własnym doświadczeniem. Mogłoby się wydawać, że renoma szlifierza oraz pozycja jego firmy były wówczas na tyle mocne, że nic nie mogło im zaszkodzić. Niestety, los bywa przewrotny, o czym Kaplan przekonał się po raz kolejny. Wtedy właśnie pojawiła się bowiem jeszcze jedna przeszkoda, na którą szlifierz nie miał wpływu – krach na amerykańskiej giełdzie, który miał miejsce w 1929 roku.

Czy zaczynać od nowa po raz trzeci?

Takie pytanie zapewne zadawał sobie Kaplan. W jego przypadku odpowiedź mogła jednak być tylko twierdząca. Mimo że stracił wówczas wszystkie oszczędności, szybko stworzył plan B. Pożyczył 300 dolarów od swojego syna Leo i dzięki temu wznowił działalność. I tym razem udało mu się odbudować własną renomę. Ciężko pracował, szlifując kolejne klejnoty, aż w 1936 roku otrzymał pracę, dzięki której jego nazwisko miało na zawsze zapisać się w historii jubilerstwa. Zgłosił się do niego sam Harry Winston, aby powierzyć mu obróbkę słynnego 726-karatowego diamentowego samorodka – Jonkera. Nie było to łatwe zadanie, szczególnie że Kaplan doskonale zdawał sobie sprawę, iż jest to zlecenie jego życia. Pikanterii sprawie dodawało to, że kamień ten był ubezpieczony na milion dolarów, ale… polisa nie obejmowała procesu obróbki jubilerskiej. Tak duże ryzyko zapewne wywierało na szlifierzu jeszcze większą presję.

Długie miesiące żmudnej pracy

Kaplan przez wiele miesięcy z uwagą analizował każdy milimetr kwadratowy ogromnego samorodka. Jego bliscy zwykli żartować, że w tym czasie żył, jadł i oddychał tym diamentem. Każdą minutę swojej pracy poświęcał na skomplikowane wyliczenia, których wynikiem miała być odpowiedź na pytanie, jak najlepiej pociąć tego olbrzyma. Po roku tworzenia wielu modeli kamienia i skrupulatnego obliczania linii cięcia szlifierz chwycił w końcu za nóż. Wbił go w klejnot i właśnie wtedy zauważył, że gdyby przeciął Jonkera wzdłuż wyznaczonej właśnie linii, popełniłby poważny błąd. Wrócił więc do swoich wyliczeń, nakreślił kolejną linię i w ten sposób idealnie przeciął zjawiskowy diament.

Spektakularne efekty pracy

Po zakończeniu pracy Kaplan zwykł nazywać Jonkera wybrykiem natury, ponieważ to, co wielu szlifierzy (i początkowo on sam) uznało za płaszczyznę rozpadu na powierzchni diamentu, w rzeczywistości wcale nią nie było. Gdyby więc zasugerował się tym złudzeniem i przeciął ten niezwykle cenny kamień zgodnie ze swoim pierwotnym planem, mógł go zniszczyć. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego Kaplan stworzył 13 zjawiskowych klejnotów o masie od 3,53 karata i szlifie bagietki aż do 149,9-karatowego olbrzyma w szlifie szmaragdowym. Największa z tych ozdób zachowała swoją pierwotną nazwę – Jonker – a wielu ekspertów podziwiało ją, przyznając, że jest najbardziej perfekcyjnie skrojonym diamentem na świecie.

jonker

Międzynarodowe uznanie

Wkład Kaplana w rozwój przemysłu jubilerskiego był ogromny, dlatego władze Gemmological Institute of America postanowiły odpowiednio uhonorować słynnego szlifierza. W 1964 roku otrzymał on zaszczytny tytuł Honorowego Wiceprezydenta GIA, a w 1979 roku obdarowano go międzynarodową nagrodą „Hall of Fame” przyznawaną przez organizację Retail Jewelers of America. Jej prezes Michael Roman powiedział wówczas, że wyjątkowa wyobraźnia Kaplana oraz jego niezwykła zdolność do wizualizacji kształtów diamentów w trzech wymiarach sprawiły, że wielu uważa go za najlepszego szlifierza diamentów na świecie.

Lazare Kaplan zmarł w 1985 roku w wieku 102 lat, ale stworzona przez niego firma istnieje i rozwija się do dziś. Lazare Kaplan International jest też jedyną spółką w Stanach Zjednoczonych, która zajmuje się obróbką diamentów i jest notowana na giełdzie AMEX, a także posiada światowy patent na proces inskrypcji laserem diamentowym. Można więc powiedzieć, że wysiłki Kaplana i jego trzykrotne budowanie marki od nowa z pewnością nie poszły na marne.

 

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
  • Edukacja
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów

Joseph Asscher – seria: najsłynniejsi szlifierze diamentów

16 marca, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Wystarczy zobaczyć to nazwisko i już przed oczami pojawiają się najpiękniej lśniące diamenty. Nic dziwnego – Joseph Asscher zdobył międzynarodową sławę jako twórca słynnego szlifu tych kamieni szlachetnych oraz autor obróbki największego diamentowego samorodka wszech czasów, gigantycznego Cullinana. Był to także jeden z najlepszych szlifierzy w Holandii – kraju, który do dziś jest uważany za światową kolebkę tej niezwykle trudnej sztuki. Poznajcie więc drogę, jaką przebył Asscher, aby osiągnąć szlifierskie mistrzostwo.

Rodzinna tradycja

Rodzina Asschera od trzech pokoleń zajmowała się jubilerstwem i obróbką kamieni szlachetnych. Nic więc dziwnego, że przyszłość zarówno młodego Josepha, jak i jego brata Abrahama zaplanowano w tej samej branży. Mężczyźni uczyli się fachu pod czujnym okiem ojca i dziadka, a kiedy zdobyli już cenne doświadczenie, w 1854 roku wspólnie założyli firmę Asscher Diamond Company. Z czasem zmieniła ona swoją nazwę na bardziej prestiżową – The Royal Asscher Diamond Company – i pod taką postacią istnieje do dziś. Był to jednak dopiero początek międzynarodowych sukcesów tego niezwykle zdolnego szlifierza.

Światowa sława

1902 rok był przełomowy dla Josepha Asschera. Właśnie wtedy zaprojektował on słynny szlif diamentów, który zyskał nazwę od nazwiska swojego twórcy.
Pomysł ten okazał się tak dużym sukcesem, że szlif Asscher szybko stał się jednym z najbardziej pożądanych w jubilerstwie. Jego odtworzenie nie należało też do łatwych zadań, ponieważ nie posiadał z góry ustalonych proporcji czy też wymiarów, które mogłyby wytyczyć sposób obróbki. Doświadczony szlifierz musiał więc podejść do każdego diamentu w sposób indywidualny, tak aby maksymalnie wydobyć jego blask, wzmocnić odbijanie się światła i w ten sposób pokazać jego unikalne piękno.Asscher cut

Opatentowany projekt

Szlif Asscher szybko stał się prawdziwym hitem. Zainteresowanie diamentami o takim kształcie było naprawdę duże, a Joseph odnotował spektakularny wzrost sprzedaży klejnotów pochodzących z jego pracowni. Słynny twórca trzymał rękę na pulsie – kiedy tylko dostrzegł potencjał swojego projektu, natychmiast go opatentował, tak aby wszystkie kamienie o takim kształcie mogły powstawać tylko w jego firmie. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, a Asscherowi zapewnił światową sławę oraz stałe miejsce w historii jubilerstwa. A także kolejne zlecenia, o których marzył wówczas każdy profesjonalny szlifierz.

Oszlifowanie legendarnego Excelsiora

Już w rok po zaprojektowaniu nowego szlifu sława Josepha Asschera zapewniła mu kolejne niezwykle wymagające, ale też prestiżowe zadanie: obróbkę jubilerską największego wówczas diamentowego samorodka – 997-karatowego Excelsiora. Wymagał on niezwykle dużych umiejętności szlifierskich, ponieważ w jego strukturze znajdowały się liczne zanieczyszczenia. Nie dało się ich pozbyć i jednocześnie stworzyć jeden duży kamień, dlatego po wielu dokładnych wyliczeniach Asscher postanowił rozbić go na 10 mniejszych diamentów i w ten sposób pozbyć się wszystkich wad ogromnego samorodka. Każdy z powstałych w ten sposób diamentów cieszył się ogromnym zainteresowaniem, dlatego szybko zostały one sprzedane anonimowym kolekcjonerom.

Jedno z największych wyzwań w historii

Kolejne wyzwanie zawodowe pojawiło się niewiele później. Jeszcze przed znalezieniem słynnego diamentowego giganta, 3 106,75-karatowego Cullinana, Joseph Asscher uchodził za wybitnego artystę w swoim fachu. Wielu ekspertów nazywało go największym szlifierzem na świecie, nic więc dziwnego, że kiedy w 1905 roku w kopalni Premier niedaleko Pretorii w RPA wydobyto największy diament wszech czasów, król Edward VII zlecił jego obróbkę właśnie Asscherowi. Miał on za zadanie podzielić ogromny samorodek na trzy mniejsze kamienie, które następnie zasiliłyby pokaźny zbiór brytyjskich klejnotów koronnych.

Dwie próby obróbki Cullinana

Według niektórych relacji cięcie i szlifowanie tak wielkiego diamentu miało się odbyć w iście spektakularny sposób. Pierwszą próbę Joseph Asscher podjął w lutym 1908 roku przed zgromadzonym tłumem mieszkańców Amsterdamu. Wszyscy oni chcieli zobaczyć na własne oczy, jak imponujący samorodek rozpada się na mniejsze kawałki. Ku rozczarowaniu widowni, zabieg się nie udał – ostrze, które miało przeciąć klejnot, złamało się po pierwszym uderzeniu, a sam Cullinan pozostał w nienaruszonym stanie. To początkowe niepowodzenie sprawiło, że tydzień później kolejna próba odbyła się przy zdecydowanie mniejszej widowni. Brali bowiem w niej udział tylko Asscher i towarzyszący mu notariusz. Szlifierzowi wystarczyło wówczas jedno cięcie, aby precyzyjnie rozłupać kamień zgodnie ze swoimi obliczeniami. Powstałe w ten sposób diamenty ozdobiły brytyjską koronę oraz biżuterię należącą do rodziny królewskiej.

Tragiczny zwrot w rodzinnej historii

Mogłoby się wydawać, że po zaprojektowaniu własnego szlifu i spektakularnej obróbce największego diamentu wszech czasów nic nie zagrozi karierze Josepha Asschera. Wtedy jednak pojawił się problem nie do pokonania – II wojna światowa. Wszyscy członkowie rodziny Asscherów byli pochodzenia żydowskiego, dlatego w wyniku jej tragicznych wydarzeń w 1945 roku zostali deportowani z Holandii i zesłani do obozów koncentracyjnych. Znajdujące się w ich posiadaniu cenne klejnoty zarekwirowano, patent na szlif Asscher wygasł, a po rodzinnej firmie nie pozostał żaden ślad. Wielu przedstawicieli rodu nie wróciło nigdy do kraju, ponieważ zginęło w obozach. Joseph należał do tych, którym udało się przetrwać. Po zakończeniu wojennej zawieruchy udał się z powrotem do Amsterdamu z ambitnym planem odbudowania rodzinnej marki.

Powrót dawnej świetności

Mimo niezwykle trudnej próby, na którą został wystawiony Joseph Asscher, odtworzył on rodzinne imperium i przywrócił mu przedwojenną sławę. O tym, że wysiłki te zakończyły się sukcesem, świadczy chociażby zaszczytny królewski tytuł nadany firmie w 1980 roku przez holenderską królową Julianę. Po śmierci Josepha zarządzanie marką przejęli jego synowie Joop i Edward. W 1999 roku rozpoczęli oni prace nad ulepszeniem słynnego szlifu. Wkrótce potem – w setną rocznicę jego opatentowania – zaprezentowali nową jego odsłonę znaną pod nazwą „Royal Asscher Cut”. Ma on dodatkową przerwę w pawilonie diamentu oraz 74 fasetki zamiast pierwotnych 58. Dzięki temu znacznie lepiej odbija światło i wydobywa piękno tych kamieni.

Godny następca szlifu Asscher

Dziś znalezienie diamentu w szlifie Asscher jest dość trudne. Klejnoty te znajdują się bowiem głównie wśród rodzinnych pamiątek lub w zbiorach największych kolekcjonerów. Czasem pojawiają się w sprzedaży w słynnych domach aukcyjnych i zwykle są kupowane za zawrotne sumy. Z kolei szlif Royal Asscher nadal jest używany. Podobnie, jak swój pierwowzór, również został on opatentowany, dlatego może być wykorzystywany wyłącznie przez markę rodziny Asscherów. Jest również zarejestrowanym znakiem towarowym, a firma ma wyłączne prawa do jego nazwy. Aby zapewnić autentyczność diamentom Royal Asscher, każdy z nich oznacza się logiem marki oraz unikatowym numerem identyfikacyjnym. Jest on rejestrowany w The Royal Asscher Diamond Company, a do klejnotu dołączany jest certyfikat autentyczności.

asscher cut diamond ring

Marka Josepha Asschera dziś

Szacuje się, że obecnie mniej niż 75 szlifierzy na całym świecie posiada kwalifikacje umożliwiające odtworzenie szlifu Royal Asscher. Pracują oni głównie w siedzibie firmy The Royal Asscher Diamond Company, która znajduje się w Amsterdamie, czyli tam, gdzie miała ona swój początek. Dwie kolejne otworzono w Nowym Jorku oraz w Tokio, a w 2011 roku marka rozpoczęła swoją ekspansję na rynku chińskim. Można więc powiedzieć, że diamentowa legenda stworzona przez Josepha Asschera trwa do dziś.

Źródło zdjęć: Wikipedia

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+

Ostatnie wpisy

  • Jak wybrać pierścionek zaręczynowy?
  • Jak ustalić rozmiar pierścionka zaręczynowego?
  • Wydobyto gigantyczny 71 – karatowy żółty diament
  • Przepiękna biżuteria księżniczki Małgorzaty – siostry Królowej Elżbiety II
  • Jak będzie wyglądał rynek sztucznych diamentów?

Archiwa

  • marzec 2023
  • wrzesień 2022
  • czerwiec 2022
  • październik 2021
  • listopad 2020
  • grudzień 2019
  • październik 2019
  • wrzesień 2019
  • sierpień 2019
  • maj 2019
  • marzec 2019
  • październik 2018
  • wrzesień 2018
  • sierpień 2018
  • czerwiec 2018
  • maj 2018
  • marzec 2018
  • luty 2018
  • styczeń 2018
  • grudzień 2017
  • listopad 2017
  • październik 2017
  • wrzesień 2017
  • lipiec 2017
  • czerwiec 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • luty 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • lipiec 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • styczeń 2016
  • grudzień 2015
  • listopad 2015
  • październik 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • lipiec 2015

Kategorie

  • ciekawostki
  • Diamentowe historie
  • DIAMOND STORIES
  • Edukacja
  • Najsłynniejsi jubilerzy i złotnicy
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów
  • Najsłynniejsze diamenty świata
  • Nasza biżuteria
  • Tradycje zaręczynowe na Świecie
  • Uncategorized

Copyright Michelson Diamonds, 2015
Pierścionki zaręczynowe, obrączki ślubne.