Comments
Mimo że zawód wybrał mu ojciec, Louis-Ulysse Chopard doskonale odnalazł się w świecie luksusowych zegarków i najpiękniejszej biżuterii. W wieku zaledwie 24 lat założył swoją pierwszą firmę, a wkrótce potem jego dzieła podbiły serca europejskich władców i arystokratów. Między innymi dzięki Chopardowi szwajcarskie zegarki do dziś uchodzą za najlepsze, a szwajcarska precyzja stała się niemal legendarna. Dowiedzcie się więc, jak to się stało, że syn rolnika zbudował jedną z największych firm jubilerskich wszech czasów.
Wykształcenie wybrane przez ojca
Louis-Ulysse urodził się 4 maja 1836 roku. Jako drugi syn Féliciena Choparda i jego żony Henriette, miał zdobyć wykształcenie handlowe i zegarmistrzowskie. Tak zarządził ojciec, który mimo że sam był rolnikiem, uważał, że to właśnie handel zegarkami jest najbardziej dochodową dziedziną, w której powinni działać jego synowie. Tak też się stało ? młody Louis-Ulysse zdobywał doświadczenie, pracując jako pomocnik w sklepach sprzedających czasomierze. Szybko zrozumiał jednak, że to ich twórcy mają największy zysk ze swojej pracy, dlatego zaczął zastanawiać się nad stworzeniem własnej marki. Okazał się tak zdeterminowany, że już w 1860 roku, w wieku zaledwie 24 lat otworzył firmę L.U.C działającą w Sonvilier w Szwajcarii.
Podejmowanie dobrych decyzji
Pierwsza działalność Choparda nie opierała się na produkcji masowej, ale była zakrojona na o wiele mniejszą skalę. Mimo to szybko zaczęła przynosić zyski, a marka L.U.C zdobywała pierwszych stałych klientów. Louis-Ulysse szybko natomiast zrozumiał, że aby rozwijać swoją działalność, powinien wkroczyć na arenę międzynarodową. Dlatego wszystkie swoje zyski skrupulatnie inwestował, aby już wkrótce rozpocząć sprzedaż zegarków oraz kieszonkowych damskich czasomierzy w Europie Wschodniej, Rosji oraz Skandynawii. W 1912 roku osobiście udał się w służbową podróż i odwiedził takie kraje, jak Węgry, Holandia, a także Polska ? aby zaprezentować swoje najlepsze dzieła i zdobyć uznanie przyszłych klientów. W tym czasie zegarki od Choparda zainteresowały cara Rosji Mikołaja II i pojawiły się na jego dworze. Niebawem rosyjscy i europejscy arystokraci zapragnęli również mieć w swojej kolekcji czasomierze stworzone przez Choparda.
Kolejne pokolenia zarządzające marką Chopard
Louis-Ulysse Chopard nie tylko zbudował prawdziwą potęgę na rynku zegarków, lecz także przekazał miłość do nich kolejnym pokoleniom. W ten sposób po śmierci założyciela marki w 30 stycznia 1915 roku przeszła ona pod opiekę jego syna ? Paula Louisa Choparda. To on przeniósł jej główną siedzibę do Genewy i w ten sposób zbliżył ją do swojej międzynarodowej, kosmopolitycznej klienteli. Dzięki tej decyzji zegarki od Choparda mogły być od tego czasu wyróżniane prestiżowym znakiem ?Geneva Seal?. Świadczył on o ich najwyższej jakości i był przyznawany wyłącznie czasomierzom produkowanym na terenie tego miasta. W ten sposób produkty marki Chopard dołączyły do elitarnego grona szwajcarskich akcesoriów pożądanych na całym świecie.
Trudne czasy II wojny światowej
W 1943 roku prezesem rodzinnej firmy został wnuk Louisa-Ulysse, Paul André Chopard. To on rozpoczął poszukiwania wspólnika, z którym wspólnie ożywiłby działalność marki i zdobył fundusze na nowe inwestycje. Nie miał bowiem własnego potomstwa, a jednocześnie chciał zapewnić rodzinnej firmie dalszy rozwój po jego śmierci. Z drugiej strony czasy II wojny światowej okazały się trudne dla wielu luksusowych marek. Część z nich nie przetrwała tej próby, inne ? w tym i Chopard ? zmagały się z zastojem i problemami finansowymi. Dlatego Paul André był w stanie nawet sprzedać firmę założoną przez dziadka, aby uratować ją od bankructwa i umożliwić jej dalszy rozwój.
Połączenie dwóch rodów
W latach 60. XX wieku Paul André Chopard poznał Karla Scheufelego, który pochodził z Niemiec i również wywodził się z jubilersko-zegarmistrzowskiej rodziny. Mężczyźni zostali wspólnikami, a w ich spółce nastąpił spektakularny rozwój. Dzięki kolejnym inwestycjom, powiększaniu asortymentu o luksusową biżuterię oraz współpracy z najlepszymi i najbardziej utalentowanymi rzemieślnikami Chopard stał się jedną z najpopularniejszych marek XX wieku. W jej ofercie znajdowały się już nie tylko tradycyjne czasomierze, które przyniosły jej sławę, lecz także sportowe zegarki dla mężczyzn oraz diamentowa biżuteria dla kobiet. O firmie zrobiło się wyjątkowo głośno w 1997 roku, kiedy to wypuściła ona na rynek ?Chopardissimo? ? najdroższy wówczas zegarek na świecie.
Akcesoria od Choparda
Marka ta zdobyła sławę jako producent luksusowych zegarków najwyższej jakości. Były one często ozdabiane diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi, a także złotem i platyną. Z czasem to doświadczenie przeniesiono na rynek ekskluzywnej biżuterii. Była ona projektowana w modnym stylu art déco, a później zyskała również nowoczesną, oryginalną formę. Dziś kolekcje od Choparda nawiązują do motywów roślinnych, zwierzęcych, a także tradycyjnych, pierwszych projektów jubilerów tej marki. Jej akcesoria są chętnie noszone przez międzynarodowe gwiazdy, takie jak Julianne Moore, Victoria Beckham, Cate Blanchett, Penelope Cruz, Matthew McConaughey, Bradley Cooper, Kirsten Dunst, Hilary Swank, Adriana Lima, Sofia Coppola, Jane Fonda i wiele innych.
Marka Chopard dziś
W 2010 roku firma Chopard obchodziła swoje 150-lecie. W tym czasie produkty tej marki można było kupić w ponad 100 salonach na całym świecie. W 2014 roku roczny dochód spółki wyniósł 915 milionów dolarów i zatrudniała ona ponad 2000 pracowników w wielu krajach (z czego 900 pracowało w Szwajcarii). Do tego czasu Chopard zgłosił ponad 20 różnych patentów, a w 1998 roku stał się oficjalnym partnerem Festiwalu Filmowego w Cannes, podczas którego sponsoruje nagrodę Trophée Chopard oraz główne festiwalowe wyróżnienie ? Złotą Palmę. Od 2002 roku jest również sponsorem wyścigów Historic Grand Prix of Monaco. Obecnie nie istnieje też chyba żaden wielbiciel biżuterii czy zegarków, który nie marzyłby o luksusowych akcesoriach od Choparda.
Mimo swojej zaledwie 18-letniej kariery Gruosi pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych diamentów na świecie. Zanim stał się własnością ?króla czarnych diamentów?, przebył drogę przez różne kontynenty i zmniejszył swoją masę aż o 62%. Dowiedzcie się, dlaczego tak się stało.
Dlaczego ?Gruosi??
Nazwa tego kamienia szlachetnego nie ma żadnego ukrytego znaczenia ani nie nawiązuje w żaden sposób do jego wyglądu. Pochodzi ona od nazwiska szwajcarskiego projektanta, producenta oraz sprzedawcy biżuterii i zegarków. Fawaz Gruosi ? bo właśnie o nim mowa ? przeszedł do historii branży jubilerskiej jako utalentowany twórca ozdób z czarnymi diamentami, dlatego nazwano go ich królem. To on jako jeden z pierwszych zaczął je wykorzystywać i udowodnił, że mogą one być równie spektakularną ozdobą, jak ich przezroczyste odpowiedniki. Chętnie ozdabiał nimi ekskluzywną biżuterię oraz zegarki, a jego dzieła wzbudzają zachwyt na całym świecie.
Tajemniczy kamień
Mimo że Gruosi został odkryty nie tak dawno temu, jego początkowe losy nie są znane. Eksperci uważają, że wydobyto go w 1998 roku, a jego masa przed obróbką jubilerską wynosiła 300,12 karata. Miejscem znalezienia tego klejnotu miały być Indie, ale pozostałe ważne informacje, takie jak nazwa i dokładniejsza lokalizacja kopalni, data odkrycia czy też nazwisko osoby, która tego dokonała, nie zostały do dziś ustalone. Nie wiadomo również jak wyglądała pierwsza transakcja sprzedaży oraz czy została przeprowadzona przez firmę, czy osobę prywatną. I nawet informacje o kamieniu, które są znane, wiele osób uważa za nieprawdziwe. Pewne jest tylko, że właścicielem diamentu stał się wtedy Fawaz Gruosi, którego nazwisko zostało nową oficjalną nazwą klejnotu.
Dlaczego indyjskie pochodzenie Gruosi jest wątpliwe?
Wielu ekspertów uważa, że niemożliwe jest, aby Gruosi został odkryty w Indiach. Jednym z argumentów za tym przemawiających jest to, że polikrystaliczne czarne diamenty dotychczas znaleziono tylko w dwóch krajach: w Brazylii oraz w Republice Środkowoafrykańskiej. Taki typ kamieni charakteryzuje się wyjątkową twardością, występowaniem niestabilnych obszarów wewnątrz jego struktury, a także bardzo trudną obróbką jubilerską. Podczas cięcia i szlifowania Gruosi utracono znaczną część jego pierwotnej masy, a sam proces okazał się dość problematyczny. Dlatego zakłada się, że klejnot ten jest właśnie diamentem polikrystalicznym. W Indiach z kolei od setek lat wydobywano inny typ brylantów ? monokrystaliczny. Dlatego pojawiła się również inna teoria, która mówi, że Gruosi znaleziono w Republice Środkowoafrykańskiej, z której pochodzi także drugi czarny diament zakupiony przez Fawaza Gruosiego ? Spirit of the Grisogono.
Cięcie i szlifowanie
Nie wiadomo, jak szybko po odkryciu słynnego kamienia został on poddany obróbce jubilerskiej. Pewne jest tylko, że zlecił to jego nowy właściciel, po zakupie diamentu. Trafił on wtedy do najlepszych specjalistów z Antwerpii w Belgii, którzy zajmowali się już wcześniej cięciem i szlifowaniem klejnotu Spirit of the Grisogono. Nawet oni mieli jednak nie lada problem z pracą nad Gruosi, który okazał się bardzo kruchy i nietrwały w niektórych miejscach, a zarazem niezwykle twardy w innych. To dlatego mimo że początkowo planowano, że będzie on miał owalny kształt, podczas obróbki zmieniono plany i zdecydowano, że zostanie mu nadany szlif serca. Udał się on doskonale, ale prace te ? łącznie z planowaniem, a następnie samą obróbką ? zajęły szlifierzom aż trzy lata. Nie obyło się przy tym również bez widocznych strat w masie diamentu. Utracono aż 62% jego powierzchni, czyli 184,78 karata. Proces ten okazał się jednak nieunikniony z powodu niezwykle problematycznej struktury tego klejnotu.
Specyfika czarnych diamentów
Cięcie i szlifowanie Gruosi nie jest odosobnionym przypadkiem, w którym podczas obróbki jubilerskiej traci się znaczną część masy czarnego diamentu. Wspomniany wcześniej Spirit of the Grisogono jako samorodek miał aż 587 karatów, podczas gdy po oszlifowaniu pozostało mu tylko 312,24 karata. Back Orlov również mocno zmalał podczas prac jubilerskich. Z jego 195 karatów pozostało ?zaledwie? 67,5 karata, a więc zmniejszył się o 65% swojej masy. Jeszcze większa strata została odnotowana w przypadku Korloff Noir, któremu ubyło 70% jego wielkości. Proces ten jest normalny dla wszystkich kamieni szlachetnych, jednak to właśnie w przypadku czarnych diamentów zmiany są najdrastyczniejsze. Klejnoty te występują bowiem dość rzadko i bardziej nadają się do celów przemysłowych. Często są też niezwykle twarde, a w niektórych miejscach bardzo kruche, dlatego ich obróbka jest prawdziwym wyzwaniem.
Nowa oprawa
Fawaz Gruosi słynął z tworzenia pięknej, unikatowej biżuterii. Również dla swojego nowego nabytku przewidział więc imponującą formę. Osadził go w zawieszce wykonanej z białego złota, w której został otoczony 378 mniejszymi, przezroczystymi diamentami. Stała się ona ozdobą naszyjnika, w którym nad jego główną ozdobą znajduje się jeszcze jedno mniejsze serce wykonane z innego cennego materiału ? granatu. Nad nim jubiler umieścił zaś ustawione na przemian koraliki wykonane z mniejszych czarnych brylantów oraz granatów. Ta zjawiskowa biżuteria nigdy nie została sprzedana i nadal znajduje się w imponującej kolekcji klejnotów, którą stworzył Fawaz Gruosi.
Charakterystyka kamienia
Gruosi zdobył zaszczytne miano największego fasetowanego czarnego diamentu w szlifie serca na świecie. Na liście najbardziej okazałych klejnotów o tej barwie wyprzedzają go tylko 489,07-karatowy ?Unnamed Black? sprzedany za 1,7 miliona dolarów, 312,24-karatowy Spirit of the Grisogono (którego posiadaczem również jest Fawaz Gruosi), 202-karatowy Black Star of Africa oraz 160,18-karatowy Table of Islam w szlifie szmaragdowym. Masa Gruosi wynosi aż 115,34 karata, a romantyczny szlif serca dodatkowo podkreśla urodę tego kamienia. Zajmuje on także 41. miejsce wśród wszystkich oszlifowanych diamentów oraz jest drugim co do wielkości klejnotem w szlifie serca. Większy od Gruosi jest tylko 200,07-karatowy La Luna o barwie klasy D.
Mimo że pochodził z rodziny imigrantów, od najmłodszych lat dokładał wszelkich starań, aby zostać złotnikiem. Osiągnął ten cel, a dzięki swojemu talentowi i przedsiębiorczości stworzył własną markę, rozwinął ją i w ten sposób zmienił losy kolejnych pokoleń swojego rodu. Dowiedzcie się, jak to się stało, że Sotirios Boulgaris został właścicielem jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm jubilerskich na świecie ? BVLGARI.
Z Grecji do światowej stolicy mody
Sotirios Boulgaris urodził się 18 marca 1857 roku jako syn rumuńskich (niektóre źródła podają też, że bułgarskich) emigrantów przybyłych do Grecji. Mimo że dziesięcioro jego rodzeństwa zmarło, chłopiec nie załamał się, ale dzięki radom ojca zainteresował się jubilerstwem. W Paramythii, miejscowości położonej w regionie Epir, rozpoczął naukę sztuki złotniczej, aby z czasem rozwijać karierę jubilera. Początkowo tworzył on klamry pasków oraz kolczyki, a z czasem zaczął powiększać swój asortyment. W rodzinnym mieście otworzył również pierwszy sklep, który jednak został obrabowany, a po pewnym czasie zniszczony w pożarze. Także sytuacja polityczna w regionie była wtedy niestabilna, a w Paramythii żyło się coraz trudniej, dlatego Sotirios Boulgaris podjął w końcu decyzję o emigracji. Miał powiedzieć do syna: ?Zostawmy ten kraj, w którym życie stało się niemożliwe, aby zamieszkać gdzieś, gdzie będziemy mogli żyć i pracować w spokoju?.
Tak też się stało ? Boulgaris przeniósł się w 1877 roku na grecką wyspę Korfu, a następnie wyemigrował do Neapolu, z którego szybko przeniósł się do Rzymu. W stolicy Włoch pojawił się podobno z zaledwie 18 centami w kieszeni. Dzięki swojej pracowitości i jubilerskim zdolnościom szybko zdobył jednak fundusze i postanowił otworzyć własny sklep. Następnie przekształcił go w sieć salonów ze złotem i z antykami, a z czasem założył również markę Bulgari (jej nazw pisana jest też jako ?Bvlgari?).
Styl marki Bulgari
Sotirios Boulgaris stale rozwijał swoją firmę i otwierał we Włoszech nowe sklepy. Pomagali mu w tym jego synowie ? Constantino i Giorgio ? a następnie wnuk Gianni. Biżuteria marki Bulgari czerpała ze stylu art-deco, a w butikach można było znaleźć ozdoby wykorzystujące geometryczne wzory oraz platynowe elementy. Z czasem jubilerzy pracujący dla tej firmy zaczęli chętnie wykorzystywać diamenty. Łączono je z kolorowymi kamieniami szlachetnymi, takimi jak rubiny, szmaragdy oraz szafiry. Cechą charakterystyczną ozdób Bulgari była też ich wielofunkcyjność ? dzięki innowacyjnym pomysłom można było tę samą biżuterię nosić zarówno jako bransoletkę, jak i kolię lub jako zawieszkę oraz broszkę. Wystarczyło więc kupić jedną ozdobę, aby móc cieszyć się jej różnymi postaciami. Dzięki temu i wielu innym nowatorskim rozwiązaniom proponowanym przez tę markę szybko zdobyła ona rzesze stałych klientów.
Biżuteria na miarę sztuki
W czasach II wojny światowej platynę zastąpiono nieco tańszym złotem, a w ozdobach Bulgari znalazło się mniej kamieni szlachetnych. Projekty nawiązywały do natury i charakteryzowały się delikatną, subtelną formą. Eksperci uważają, że to właśnie wtedy marka wypracowała swój własny, rozpoznawalny styl. Widoczne w nim były inspiracje włoskim renesansem, rzymsko-greckim klasycyzmem oraz XIX-wiecznymi dokonaniami złotniczymi ? czyli tym, co najbardziej cenił Sotirios Boulgaris. Sam Andy Warhol powiedział zaś, że odwiedzając sklep Bulgari, czuje się jak na najlepszej wystawie sztuki współczesnej.
Słynni klienci Boulgarisa
Projekty Bulgari nawiązywały również do ozdób tworzonych w Stanach Zjednoczonych oraz w Paryżu, co miało przyciągnąć zarówno europejskich, jak i amerykańskich klientów. Pomysł ten się sprawdził ? rzymskie sklepy Boulgarisa były odwiedzane przez takie sławy, jak Elizabeth Taylor, Marlena Dietrich, Gary Cooper, Clark Gable, Audrey Hepburn, Sophia Loren, Gina Lollobrigida oraz przez tysiące innych klientek. Kiedy zaś salony tej marki zostały otwarte na całym świecie, często do nich zaglądały również Marilyn Monroe, Nicole Kidman, Susan Sarandon, Angelina Jolie, Charlize Theron, Catherine Zeta-Jones i wiele innych gwiazd światowego formatu.
Biżuteria Bulgari na dużym ekranie
Styl Bulgari docenili również twórcy filmów. W 1959 roku w produkcji ?Tak niewielu? Gina Lollobrigida tańczyła u boku Franka Sinatry w turkusowo-brylantowej biżuterii tej marki. Rok wcześniej Ingrid Bergman wystąpiła w ?Wizycie? w platynowym naszyjniku wysadzanym diamentami, zaś Jessica Lange nosiła w ?King Kongu? złoty łańcuszek i bransoletkę ozdobioną tymi samymi klejnotami. Kolejnym filmem jest ?Casino? z 1995 roku, w którego słynnej scenie główna bohaterka grana przez Sharon Stone rozkłada na łóżku imponującą kolekcję klejnotów marki Bulgari. Rok później powstała zaś produkcja ?Evita?, w której tytułowa bohaterka (w tej roli Madonna) zaprezentowała się w brylantach tej firmy pochodzących z 1957 roku. W ?Aferze Thomasa Crowna? Pierce Brosnan podarował natomiast Rene Russo diamentowy naszyjnik stworzony ? a jakże ? przez jubilerów Boulgarisa.
Nowe inwestycje i światowa sława
Dopiero w latach 70. nastąpiła intensywna międzynarodowa ekspansja marki Boulgarisa. Wtedy otwarto jej pierwsze sklepy w Nowym Jorku, Monte Carlo, Paryżu oraz Genewie. Pod szyldem Bulgari rozpoczęto również sprzedaż nie tylko luksusowej biżuterii, lecz także perfum, zegarków i innych stylowych akcesoriów. Inwestycje rodu Boulgaris wkraczały na kolejne rynki, aż w 2001 roku firma połączyła swoje siły ze spółką Marriott International, aby stworzyć na całym świecie sieć luksusowych hoteli. Na tym polu również odniesiono sukces ? w 2011 roku czytelnicy magazynu ?Smart Travel Asia? wybrali kompleks Bulgari Bali drugim najlepszym hotelem na azjatyckim kontynencie. Rok później marka Bulgari miała też 180 luksusowych butików na całym świecie. Dziś jest ich już około 300. Największy ze sklepów znajduje się w Japonii, gdzie biżuteria i inne dodatki Bulgari są rozmieszczone na ponad 940 metrach kwadratowych. Mimo tak imponującej światowej ekspansji nadal działa również pierwszy sklep otwarty przez Sotiriosa Boulgarisa.
Jest drugim największym na świecie diamentem w szlifie gruszki i o brązowej barwie. Gościł na wielu wystawach na całym świecie, a nad jego obróbką jubilerską pracowali najlepsi eksperci. Mimo tych i wielu innych ciekawostek nigdy nie oszacowano jednak wartości tego diamentu ani nie ustalono, za jakie sumy był sprzedawany. Został też odkryty niedawno, ale i tak do dziś nie wiadomo, z jakiej kopalni pochodzi. Historia Great Chrysanthemum jest pełna takich nietypowych faktów, które dziś dla Was spisaliśmy.
Imponujące znalezisko
Great Chrysanthemum nie jest tak wiekowy, jak inne słynne klejnoty, które znaleziono kilkaset lat temu. Odkrycie tego kamienia przypada na drugą połowę XX wieku, a dokładniej na 1963 rok. Wiadomo, że stało się to w jednej z kopalń znajdujących się na terenie Republiki Południowej Afryki, jednak do dziś nie ustalono dokładnego miejsca wydobycia tego słynnego diamentu. Przed obróbką jubilerską jego masa wynosiła 198,28 karata, zaś jego kolor był określany jako przypominający jasny miód. Niewiele wiadomo też o losach kamienia zaraz po jego znalezieniu. Więcej informacji o nim zaczęło pojawiać się dopiero po jego sprzedaży.
Nowy właściciel i nowy szlif kamienia
Nieobrobiony diament imponujących rozmiarów został zakupiony przez pochodzącego z Nowego Jorku jubilera Juliusa Cohena. Stało się to jeszcze w tym samym roku, w którym odkryto słynny klejnot, nie wiadomo jednak, jaką osiągnął on cenę. Następnie nowy właściciel przewiózł go do Stanów Zjednoczonych z zamiarem poddania go obróbce jubilerskiej. To niełatwe i niezwykle odpowiedzialne zadanie zostało powierzone spółce S&M Kaufmann of New York. Jej eksperci pod kierownictwem samego Cohena nadali diamentowi kształt gruszki oraz wydobyli jego wewnętrzny blask i złoto-brązową barwę. Po przycięciu i oszlifowaniu masa Great Chrysanthemum zmniejszyła się zaś do 104,16 karata. Wtedy osadzono go w centralnym miejscu naszyjnika, który został ozdobiony również innymi mniejszymi kamieniami w szlifie markizy, gruszki oraz brylantowym.
Międzynarodowa sława
Po zakończeniu prac jubilerskich nad tym klejnotem jego nowy właściciel postanowił, że wyśle go w trasę, podczas której będzie pokazywany na wystawach w całych Stanach Zjednoczonych. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ Great Chrysanthemum na każdej z nich wzbudzał niemałe zainteresowanie, aż w 1965 roku zdobył główną nagrodę w konkursie Diamonds International Awards. W tym samym roku pojawił się również na wystawie Diamonds International Academy Collection w Johannesburgu w Republice Południowej Afryki. Kolejny raz zawitał w RPA w 1971 roku, kiedy to był jedną z głównych atrakcji wydarzenia Kimberley Centenary Exhibition.
Kolejni właściciele
Dzięki wielu mniej lub bardziej znanym imprezom, na których można było go podziwiać, Great Chrysanthemum szybko zdobył międzynarodową sławę oraz uznanie w branży jubilerskiej. Po tak intensywnej promocji Julius Cohen postanowił więc sprzedać tę słynną ozdobę, a jej nowym właścicielem został prywatny zagraniczny kupujący. Jego tożsamość do dziś nie została ujawniona, nie wiadomo również, za jaką sumę nabył Great Chrysanthemum. Nie cieszył się jednak długo posiadaniem tego diamentu, ponieważ szybko trafił on ponownie na sprzedaż. W wyniku tej transakcji znalazł się on w posiadaniu renomowanej londyńskiej marki Garrard & Co. Do dziś jest ona właścicielem tego słynnego kamienia. Żadna z jego dotychczasowych cen nie została ujawniona, dlatego nie wiadomo, na jakiej kwocie kończyły się poszczególne transakcje ani jaka byłaby wartość Great Chrysanthemum, gdyby dziś trafił on na aukcję.
Pochodzenie nazwy diamentu
W przypadku tego klejnotu jego nazwa jest dość jednoznaczna ? nawiązuje do kwiatu chryzantemy, który często ma brązowo-złotą barwę. Okazały rozmiar kamienia zadecydował natomiast o dodaniu słowa ?great? i tym samym ten unikatowy diament stał się ?Wielką Chryzantemą?. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstało to określenie ani kto je nadał, ale najprawdopodobniej pierwszy nabywca klejnotu zakupił go, kiedy już nosił on tę nazwę. Tak bardzo pasowała ona do słynnej ozdoby, że dotychczas nie została zmieniona.
Charakterystyka Great Chrysanthemum
Ten słynny diament został poddany badaniom w laboratorium gemmologicznym GIA. Wyniki tej analizy pokazały, że jest on klejnotem w modyfikowanym szlifie gruszki, a jego kolor to fantazyjnie brązowy (?fancy brown?). Imponująca jest też masa tego kamienia ? wynosi ona aż 104,16 karata ? zaś jego wymiary to 39,10 x 24,98 x 16 mm. Great Chrysanthemum posiada 67 faset w koronie, 57 w pawilonie oraz 65 pionowych. Łącznie ma więc 189 faset, dzięki którym zjawiskowo lśni i odbija światło.
Piąte miejsce wśród największych brązowych diamentów
Według ekspertów Great Chrysanthemum jest piątym największym brązowym kamieniem tego typu na świecie i drugim w tym kolorze oraz w szlifie gruszki. Zaszczytne pierwsze miejsce zajmuje liczący 545,67 karata Golden Jubilee, który jest nie tylko największym brązowym klejnotem, ale jednocześnie największym ze wszystkich fasetowanych diamentów. Na drugiej pozycji uplasował się 128,48-karatowy Star of the South w szlifie poduszki, zaś podium zamyka 111,59-karatowy Earth Star w szlifie gruszki. Potem jest już tylko 109,26-karatowy Cross of Asia, a zaraz za nim znajduje się właśnie Great Chrysanthemum.
Jak powstają brązowe diamenty?
Barwa ta może zostać stworzona na dwa sposoby. Pierwszym z nich są plastyczne odkształcenia krystalicznej struktury diamentu. Proces ten odbywał się najprawdopodobniej od dwóch do trzech miliardów lat temu, a tak ?zdeformowane? obszary mogą zmienić absorpcję światła i w ten sposób nadać kryształowi takie odcienie, jak brązowy, ale również różowy, fioletowy, a także czerwony. Kolejnym sposobem jest połączenie dwóch zjawisk ? odkształceń plastycznych oraz obecności innych pierwiastków w strukturze kamieni. Zanieczyszczenia azotowe w połączeniu z takimi deformacjami mogą powodować powstawanie takich kolorów, jak brązowo-żółty, brązowo-złoty, brązowy oraz brązowo-pomarańczowy. Do tej grupy należy więc również Great Chrysanthemum.
Ta wiadomość wywołała poruszenie na całym świecie ? największy nieoszlifowany diament, jaki udało się wydobyć po raz pierwszy od ponad 100 lat, już niedługo trafi na sprzedaż. Zanim jednak poznamy wynik aukcji i nowego szczęśliwego właściciela tego klejnotu, dowiedzmy się więcej o jego historii.
Okazały rozmiar i inne unikatowe cechy
Imponujące 1109 karatów to masa słynnego diamentu, który zwrócił uwagę całego świata. Zaraz po odkryciu Lesedi La Rona ? bo właśnie o nim mowa ? podano, że ma on 1111 karatów. Podczas czyszczenia stracił on jednak dwa karaty, co jest normalnym procesem w produkcji kamieni szlachetnych. Klejnot ten waży 222,2 grama, a eksperci porównują ten rozmiar do wielkości piłki tenisowej i podkreślają, że przy tej ozdobie wszystkie inne wyglądają jak miniaturki. Mimo że nie jest jeszcze oszlifowana, została już poddana wstępnej analizie w słynnych laboratoriach Gemmological Institute of America (GIA). Lesedi La Rona wysłano od razu do zewnętrznego laboratorium, ponieważ okazał się zbyt duży, aby mogły go przeskanować urządzenia, którymi dysponowała kopalnia. Gemmolodzy potwierdzili wtedy wyjątkową czystość i barwę tego kamienia, dzięki czemu możemy być pewni, że wśród jego unikatowych cech znajdzie się nie tylko imponujący rozmiar.
Następca Cullinana
Lesedi La Rona jest bezbarwnym diamentem typu IIa, a jego wymiary to 65 x 56 x 40 mm. Szacuje się, że może mieć nawet trzy miliardy lat. Jest to pierwszy tak okazały klejnot od 1905 roku, kiedy to w Pretorii w RPA odkryto słynny 3106,75-karatowy Cullinan. Podczas obróbki jubilerskiej został on jednak podzielony na dziewięć różnych kamieni, dlatego istnieje szansa, że cięcie i szlifowanie Lesedi La Rona zaowocuje powstaniem większego brylantu niż nawet największy z diamentów Cullinana.
Historyczne odkrycie
O wydobyciu tego słynnego kamienia informowali nie tylko dziennikarze z branży. Zainteresowały się nim także serwisy informacyjne na całym świecie. Stało się to 18 listopada ubiegłego roku, kiedy to przedstawiciele kanadyjskiej spółki Lucara Diamond Corporation zarządzającej kopalnią Karowe w Botswanie ogłosili, że dwa dni wcześniej znaleziono w niej 1111-karatowy diament. Natychmiast po pojawieniu się tej informacji w mediach posypały się e-maile z pytaniami, czy można już go kupić. Wszyscy zainteresowani musieli jednak czekać siedem miesięcy, aby wziąć udział w licytacji słynnego klejnotu. Zarząd firmy Lucara Diamond argumentował swoją decyzję tym, że nie chce spieszyć się ze sprzedażą nowego znaleziska, ale zrobi to dopiero wtedy, kiedy będzie wiadomo, w jaki sposób można zwiększyć jego wartość.
Owoc wykorzystania zaawansowanej technologii
Lesedi La Rona został wydobyty za pomocą specjalistycznego sprzętu ? maszyny o nazwie Large Diamond Recovery XRT, która automatycznie sortuje minerały. W tym celu wykorzystuje specjalne sortowniki działające w oparciu o promieniowanie rentgenowskie. Tego typu czujniki mają określać, w którym miejscu mogą znajdować się diamenty. Taki obszar jest następnie wyodrębniany i transportowany do sortowania ręcznego. Szacuje się, że urządzenie to może przerobić nawet 150 ton materiału w ciągu godziny. Tak duża efektywność i inne innowacyjne rozwiązania sprawiają, że Karowe Mine jest pierwszą kopalnią na świecie, która w tak zaawansowany sposób zautomatyzowała pracę. Dzięki temu udało się również wydobyć Lesedi La Rona, zanim został on połamany na mniejsze kamienie, co dotychczas zdarzało się bardzo często w procesie wydobywczym.
Dwie różne nazwy diamentu
?Lesedi La Rona? brzmi egzotycznie i nie przywodzi na myśl ani słynnego właściciela, ani spółki, która wydobyła ten diament. Początkowo nazywał się on jednak inaczej ? Karowe AK6 ? od nazwy południowoafrykańskiej kopalni oraz tunelu, w którym go wydobyto (AK6). Określenie to miało być tymczasowe i bardziej przywodziło na myśl parametry techniczne niż kojarzyło się z wyjątkowym urokiem kamienia ? i dlatego właśnie szybko zostało zastąpione. Skąd więc wzięła się jego nazwa i co ona oznacza? Powstała ona w dość oryginalny sposób, a wymyślił ją nie żaden diamentowy ekspert czy też dyrektor spółki Lucara Diamond Corporation, ale jeden z mieszkańców Botswany.
Dlaczego Lesedi La Rona?
W języku Tswana ?lesedi la rona? to nic innego, jak ?nasze światło?. Można więc przypuszczać, że inspiracją był tu wyjątkowy blask, jaki wydobywa się z wnętrza nieoszlifowanego klejnotu. Język ten wybrano natomiast dlatego, ponieważ posługują się nim mieszkańcy Botswany, w której ten słynny kamień został wydobyty. Jak powstała więc ta niezwykle poetycka nazwa? 18 stycznia tego roku prezes spółki Lucara Diamond Corporation William Lamb ogłosił konkurs, w którym mogli wziąć udział wszyscy mieszkańcy Botswany. Wystarczyło wysłać SMSa lub e-maila ze swoją propozycją nazwy, a twórca tej, która zostałaby wybrana, miał otrzymać nagrodę ? 2170 dolarów. W wyniku tego konkursu otrzymano 11 tysięcy e-maili i tysiąc SMSów. 9 lutego ogłoszono wyniki, a szczęśliwy zwycięzca ? Thembani Moitlhobogi z miejscowości Mmadikola ? przyznał, że wymyślił takie określenie, ponieważ Lesedi La Rona jest ?dumą, światłem i nadzieją Botswany?. I nie ma w tych słowach ani odrobiny przesady, ponieważ gospodarka tego afrykańskiego kraju w dużej mierze opiera się właśnie na wydobyciu oraz produkcji diamentów.
Dlaczego klejnot ten jest tak wyjątkowy?
Już samo to, że musiało upłynąć ponad 100 lat, aby wydobyto tak okazały diament, potwierdza wyjątkowość Lesedi La Rona. Kopalnie kamieni szlachetnych prowadzą coraz bardziej zaawansowane badania ich źródeł, prace są intensywniejsze, a sprzęt nowocześniejszy. A mimo wszystko klejnot ten znaleziono dopiero w 2015 roku. Wydarzenie to było na tyle spektakularne, że eksperci Sotheby?s nazwali Lesedi La Rona ?diamentem na całe życie?. Prezes spółki Lucara Diamond Corporation William Lamb przyznał zaś, że dowiedział się o nim o godzinie 4 nad ranem czasu obowiązującego w Vancouver. Zadzwonił do niego menedżer kopalni i powiedział: ?Lepiej usiądź?, po czym dodał: ?Gratuluję, Lucara właśnie stała się pierwszą firmą od ponad stu lat, która znalazła diament o masie ponad 1000 karatów?. Po tym wydarzeniu Lamb udzielił setek wywiadów, w których opowiadał o imponującym odkryciu i dalszych planach spółki.
Ważny dzień w historii gemmologii
29 czerwca tego roku uwaga wszystkich jubilerów, gemmologów, ekspertów z branży oraz kolekcjonerów skupi się na organizowanej w Londynie aukcji Sotheby?s. To właśnie na niej zostanie wystawiony Lesedi La Rona. Nie będzie on jednak głównym bohaterem wydarzenia, ale jedynym klejnotem, jaki trafi tego dnia na sprzedaż. Uwaga kupujących nie będzie więc podzielona pomiędzy różne kamienie, jak to się dzieje często w przypadku innych słynnych diamentów. David Bennett z firmy Sotheby?s uzasadnia takie wyróżnienie Lesedi La Rona tym, że nawet przed obróbką jubilerską jest on ewenementem na skalę światową i klejnotem, jakiego nigdy wcześniej nie sprzedawano na aukcji dostępnej publicznie, dla szerokiego grona kupujących. Wcześniej mogli oni podziwiać ten diament podczas wystaw zorganizowanych przez Sotheby?s. Odbyły się one między innymi w Singapurze, Hongkongu, Dubaju, Nowym Jorku, a kolejna została zaplanowana w Londynie w dniach 18-28 czerwca.
Wartość klejnotu
Obecnie trudno jest oszacować dokładną wartość, jaką ma Lesedi La Rona. Byłoby to możliwe po jego obróbce jubilerskiej, kiedy zostałaby podjęta decyzja co do jego szlifu i ostatecznego wyglądu, a także poznalibyśmy jego szczegółowe cechy, takie jak klasa koloru. Eksperci szacują jednak na podstawie sprzedaży innych podobnych kamieni, że diament ten może osiągnąć cenę od 40 do 60 milionów dolarów. Pracownicy domu aukcyjnego Sotheby?s ogłosili nawet, że jego wartość może wynieść ponad 70 milionów dolarów! Jeśli tak się stanie, to Lesedi La Rona pobije światowy rekord ustanowiony w listopadzie 2015 roku przez kamień Blue Moon of Josephine i zostanie najdroższym diamentem, jaki kiedykolwiek kupiono. Jeden ze jubilerskich ekspertów Phil Swinfen podkreśla jednak, że po zakończeniu aukcji dalsze prace nad tym klejnotem mogą zająć nawet kilka lat.
Co dalej stanie się ze słynnym diamentem?
Po zakończeniu aukcji nowy właściciel prawdopodobnie zdecyduje się na cięcie i szlifowanie Lesedi La Rona. Prace te będą jednak skomplikowane, ponieważ jest on niezwykle cennym klejnotem i potrzeba ogromnej wiedzy oraz doświadczenia, aby w pełni wykorzystać jego wewnętrzny blask i inne właściwości. Z drugiej jednak strony sztuka szlifowania kamieni szlachetnych znacznie się poprawiła, odkąd pracowano nad obróbką Cullinana. Dzięki temu podczas prac nad Lesedi La Rona eksperci z pewnością wykorzystają skanowanie laserowe, stworzą nawet kilkadziesiąt modeli oraz szkiców, zanim przystąpią do szlifowania. Dzięki temu skomplikowany, w większości intuicyjny proces cięcia diamentów zostanie chociaż w minimalnym stopniu ułatwiony. Wielce prawdopodobne jest również, że w ten sposób Lesedi La Rona stanie się jednym z najpiękniejszych diamentów w historii.
William Lamb przyznał jednak, że gdyby to on został nowym właścicielem klejnotu, nie chciałby poddawać go obróbce jubilerskiej, ponieważ to właśnie w nieoszlifowanej postaci jest on tak wyjątkowy. Jaką decyzję podejmie szczęśliwy zwycięzca aukcji? Tego dowiemy się już wkrótce.
Ten wyjątkowo rzadki różowy diament był własnością legendarnych kolekcjonerów ? w tym słynnego jubilera Harry?ego Winstona ? a w 2010 roku wywołał niemałą sensację na całym świecie. Pisały o nim wszystkie agencje informacyjne, a kolekcjonerzy biżuterii i gemmolodzy nie mogli wyjść z podziwu. Dowiedzcie się, co wywołało takie emocje.
Wyjątkowy dzień w historii jubilerstwa
Dzień 16 listopada 2010 roku należał bez wątpienia do klejnotu Graff Pink. To właśnie wtedy został on wylicytowany na aukcji Sotheby?s w Genewie za rekordową kwotę 45,6 miliona dolarów. Tym samym zdobył zaszczytne miano najdroższego pojedynczego klejnotu, jaki kiedykolwiek sprzedano, i tym samym na zawsze zapisał się w historii jubilerstwa. Rekord ten udało się pobić dopiero w 2015 roku, kiedy to 12,03-karatowy Blue Moon został sprzedany za 48,5 miliona dolarów.
W zbiorach Harry?ego Winstona
Wcześniej Graff Pink figurował jako ?Unnamed? w zbiorach takich kolekcjonerów, jak Harry Winston ? słynny ?król jubilerów i jubiler królów?. W 1950 roku Winston sprzedał ten kamień anonimowemu nabywcy, który stał się jego nowym właścicielem na kolejne 60 lat. Diament miał wtedy masę wynoszącą 24,78 karata, modyfikowany szmaragdowy szlif i został osadzony w srebrnym pierścieniu, który ozdabiały również dwa mniejsze przezroczyste brylanty. Biżuteria ta powstała w nowojorskiej pracowni Harry?ego Winstona przy słynnej Piątej Alei.
Pochodzenie nazwy diamentu
Mimo swojej sławy i unikatowych cech klejnot ten przez wiele lat był po prostu określany jako ?unnamed?. Zmieniło się to dopiero w 2010 roku, kiedy jego nowym właścicielem został znany brytyjski jubiler, właściciel Graff Diamonds International i kolekcjoner kamieni szlachetnych Laurence Graff. Już wcześniej był on nazywany w branży ?królem diamentów? oraz ?nowym Harrym Winstonem?, a nabycie niezwykle rzadkiego różowego kamienia tylko wzmocniło tę pozycję. To on zadecydował również, że nowemu elementowi jego diamentowej kolekcji zostanie nadana nazwa Graff Pink. Dzięki temu nazwisko kolekcjonera na zawsze utrwaliło się w historii jubilerstwa.
Dokładnie przemyślane działanie
Jak Graff wytłumaczył swoją decyzję o zakupie kamienia i nadaniu mu tej charakterystycznej nazwy? Zaraz po dokonaniu tej transakcji powiedział mediom: ?Zainwestowałem sporo wysiłku, środków i umiejętności w rzadkie diamenty?. Kolejnym jego krokiem ? jako prawdziwego konesera ? było więc utrwalenie nazwy ?Graff? i połączenie jej z unikatowym okazem ? najlepszym różowym diamentem na świecie. Jego nowy właściciel wyznał też, że jest to najpiękniejszy różowy kamień, jaki kiedykolwiek widział w swojej długiej karierze. Przyznał również, że wątpi, żeby kiedykolwiek pojawił się klejnot, który będzie konkurencją dla Graff Pink i go zdetronizuje. Po tych słowach widać, że Laurence Graff starannie wybrał diament, który miał mieć w swojej nazwie jego nazwisko. Nic więc dziwnego, że kolekcjoner zdecydował się zapłacić za niego tak zawrotną kwotę.
Charakterystyka Graff Pink przed 2010 rokiem
Eksperci z laboratorium Gemmological Institute of America (GIA) sklasyfikowali kolor Graff Pink jako ?fancy intense pink?, zaś jego czystość jako VVS2. Oznacza to, że miał on jedno niewielkie zanieczyszczenie, które nie było widoczne gołym okiem i z łatwością mogło zostać usunięte podczas obróbki jubilerskiej. Jeszcze przed cięciem i szlifowaniem tego diamentu uznano, że jest on ?potencjalnie bez żadnych skaz?, dlatego wystarczyłoby go delikatnie oszlifować, aby rzeczywiście taki się stał. Barwa klejnotu rozmieszczona jest zaś równomiernie w całej strukturze kryształu. Jest również niezwykle intensywna i wyjątkowo mocno nasycona, dzięki czemu dodatkowo podnosi wartość Graff Pink.
Dlaczego kamień ten jest aż tak unikatowy?
Jest on klejnotem typu IIa, a do tej klasy należy zaledwie około 1-2% wszystkich wydobywanych diamentów na całym świecie. Nie zawierają one żadnych związków chemicznych nadających kolor, dlatego określa się je jako ?chemicznie czyste?. Jak powstała więc wyjątkowa barwa tego kamienia? Spowodowały ją strukturalne odkształcenia, które zwykle odpowiadają za takie odcienie, jak różowy, czerwony, pomarańczowy, brązowy oraz fioletowy. Klejnoty w tych kolorach są jednak małe ? ich masa wynosi przeważnie około 1 karata ? dlatego 24,78 karata Graff Pink jest prawdziwym unikatem na skalę światową.
Wyjątkowy szlif
Szlif szmaragdowy ? ze względu na ułożenie oraz długość faset ? nie zapewnia takiej jasności i nie odbija tak intensywnie światła, jak kamienie w szlifie brylantowym. Tworzy jednak imponujące ?okno?, dzięki któremu można dokładnie obejrzeć wnętrze klejnotu. Dzięki temu mogą być jednak doskonale widoczne wszelkie wewnętrzne zanieczyszczenia, dlatego szlif szmaragdowy jest wybierany tylko i wyłącznie w przypadku kamieni o najlepszej czystości. Dlatego też wiadomo, że szlifierz, któremu powierzono obróbkę Graff Pink, doskonale zdawał sobie sprawę z cech charakterystycznych oraz ogromnego potencjału tego diamentu. Jego szlif został także zmodyfikowany, dzięki czemu jego rogi są bardziej zaokrąglone niż byłyby w przypadku typowego szmaragdowego szlifu.
Prace zlecone przez Laurence?a Graffa
Po nabyciu diamentu w 2010 roku nowy właściciel zlecił jego ponowną obróbkę jubilerską. Na wniosek Laurence?a Graffa klejnot delikatnie przycięto i oszlifowano, aby w pełni wykorzystać jego potencjał, poprawić czystość, a także wzmocnić kolor. W tym celu Brytyjczyk wysłał ten kamień do Antwerpii, aby tamtejsi eksperci poddali go szczegółowym analizom. Po miesiącach żmudnej pracy przygotowano dokumentację, według której diament miał być cięty i szlifowany. Praca ta zajęła kolejne miesiące, ale jej efekt okazał się imponujący ? Graff Pink stracił zaledwie 0,9 karata swojej masy, a jednocześnie zyskał nową klasę koloru ? fancy vivid pink (najwyższa z możliwych w klasyfikacji kolorowych kamieni szlachetnych). Poprawiła się również czystość klejnotu, która została określona jako IF (internally flawless ? wewnętrznie bez skazy). Decyzja Laurence?a Graffa okazała się więc bez wątpienia strzałem w dziesiątkę.
Jest uważany za największy oszlifowany diament w historii i mimo że został wydobyty zaledwie 31 lat temu, stał się jednym z najważniejszych klejnotów tajskiej rodziny królewskiej. Był też prototypem dla wielu kamieni szlachetnych odkrytych w RPA w kolejnych latach. Jak to się stało, że trafił na inny kontynent i jaki jubileusz uczciło pojawienie się Golden Jubilee na królewskim dworze?
Jak wybrano nazwę diamentu?
Początkowo klejnot ten był znany pod mało atrakcyjną nazwą Unnamed Brown. Dopiero w 1997 roku zmieniono ją na Golden Jubilee, czyli ?złoty jubileusz?. Dokonał tego król Tajlandii Bhumibol Adulyadej, który w tym czasie hucznie obchodził 50. rocznicę swojej koronacji. To właśnie to wydarzenie określono w Tajlandii mianem złotego jubileuszu i wykorzystano, aby zmienić nazwę słynnego kamienia szlachetnego.
Odkrycie Golden Jubilee
W porównaniu z innymi słynnymi diamentami, o których marzą kolekcjonerzy na całym świecie, Golden Jubilee jest dość młody ? ma ?tylko? 31 lat, a wydobyto go w 1985 roku. Stało się to w znanej kopalni De Beers Premier w Republice Południowej Afryki. Wcześniej odkryto w niej również inne legendarne klejnoty, takie jak między innymi Niarchos, Taylor Burton, Centenary, a także Cullinan. Przed obróbką jubilerską Golden Jubilee miał masę 755 karatów, dzięki czemu zajął wówczas siódme miejsce w rankingu największych nieoszlifowanych brylantów na świecie. Przed nim znalazły się takie kamienie, jak 3106-karatowy Cullinan, 995-karatowy Excelsior, 969,80-karatowy Star of Sierra Leone, 890-karatowy Incomparable, 787-karatowy Wielki Moguł, a także 770-karatowy Woyie River. W 1990 roku odkryto kolejną imponującą ozdobę ? 777-karatowy Millennium Star, dlatego Golden Jubilee spadł na ósmą pozycję wśród największych diamentów w historii.
Zaawansowane prace jubilerskie
Słynny klejnot został wykorzystany przez jubilerów pracujących dla spółki De Beers, aby przetestować najnowsze, zaawansowane technologicznie urządzenia, narzędzia i metody obróbki kamieni szlachetnych. Głównym specjalistą zarządzającym całym procesem był słynny szlifierz Gabi Tolkowsky. Pochodził on ze znanej jubilerskiej rodziny i miał już na swoim koncie prace przy pięciu legendarnych diamentach oraz tysiącach mniejszych ozdób. Opracowane przez firmę De Beers nowoczesne metody sprawdziły się doskonale, a dzięki nim i doświadczeniu ekspertów spółki powstał unikatowy klejnot, który aż o 15,47 karata przewyższał dotychczasowo największy diament w historii, czyli Cullinana I.
Prototyp dla innych słynnych klejnotów
Zachęceni sukcesem prac nad Golden Jubilee szlifierze postanowili wykorzystać te same metody podczas obróbki jubilerskiej kolejnego kamienia. Zespół, którym kierował Gabi Tolkowsky, podjął się więc cięcia i szlifowania 599-karatowego Centenary, który został odkryty w tej samej kopalni 17 lipca 1986 roku. Dzięki użyciu tych samych narzędzi eksperci stworzyli 273,85-karatowy diament w szlifie serca i o barwie klasy D. Został on zaprezentowany światu 11 marca 1988 roku, podczas gali, która odbyła się z okazji setnej rocznicy powstania spółki De Beers Consolidated Mines Ltd. Do dziś Centenary jest uważany za największy na świecie oszlifowany diament, który ma kolor typu D i jest wewnętrznie oraz zewnętrznie bez skazy.
Zaszczytne miejsce wśród tajskich klejnotów koronnych
Po zakończeniu prac jubilerskich diamentem Golden Jubilee zainteresowała się tajska spółka Thai Diamond Manufacturers Association, która wypożyczyła go na wystawę Thai Board of Investment Exhibition. Został on jej główną atrakcją podziwianą przez wszystkich zwiedzających. W pewnym momencie kolejka chętnych do zobaczenia tego klejnotu miała ponad milę długości. Dzięki temu stał się on znany w całej Tajlandii. Ten sukces sprawił, że kiedy w 1995 roku kierowana przez Henry?ego Ho grupa tajskich handlarzy diamentami postanowiła zakupić wyjątkowy kamień, który miał zostać podarowany królowi, nie mieli oni wątpliwości co do swojego wyboru. Postanowili sprezentować władcy właśnie Golden Jubilee.
Przyjęty z najwyższymi honorami
Zanim ten słynny diament znalazł się wśród tajskich klejnotów koronnych, został pobłogosławiony przez papieża Jana Pawła II, a następnie przez najwyższego buddyjskiego patriarchę oraz muzułmańskiego imama Tajlandii. Dopiero wtedy klejnot podarowano królowi, który nadał mu nową nazwę ? Golden Jubilee. Początkowo planowano, że ozdobi on królewskie berło lub pieczęć, ale żaden z tych pomysłów nie został dotychczas wcielony w życie, dlatego kamień ten nadal pozostaje nieoprawiony. Nie wiadomo też, jaką kwotę zapłacono za niego spółce De Beers ani jaką mógłby osiągnąć, gdyby obecnie został wystawiony na sprzedaż. Eksperci szacują, że jego wartość wynosi od 4 do 12 milionów dolarów. Dodają jednak, że gdyby znalazł się na aukcji, z pewnością osiągnąłby znacznie wyższą cenę.
Po tym jak Golden Jubilee znalazł się w posiadaniu króla Tajlandii, kilkukrotnie był wypożyczany na światowe wystawy diamentów. Można było go podziwiać między innymi w Bangkoku, Szwajcarii czy Stanach Zjednoczonych. Obecnie jest zaś przechowywany w Royal Thai Palace razem z innymi tajskimi klejnotami koronnymi.
Charakterystyka diamentu
Barwę tego klejnotu określono jako fancy yellow-brown, zaś jego czystość nigdy dotychczas nie została zbadana. Unikatowy jest natomiast szlif Golden Jubilee. Klasyfikuje się go jako poduszkę, ale znany szlifierz diamentów Gabi Tolkowsky nazwał go mianem ?fire rose cushion-cut?. Podobny zachwyt wzbudza również masa ozdoby, która wynosi 545,67 karata. To dzięki niej kamień ten jest obecnie największym brązowym, ale również w ogóle największym oszlifowanym diamentem na świecie. Swoimi rozmiarami przewyższa nawet słynnego Cullinana I, który ma ?zaledwie? 530,20 karata.
Jak powstał żółto-brązowy kolor diamentu?
Golden Jubilee ma intensywną żółto-brązową barwę, dlatego jest najprawdopodobniej kamieniem rzadkiego typu Ib. Żywy żółty kolor został wywołany pojedynczymi atomami azotu rozrzuconymi w strukturze kryształu. Odcień brązowy powstał natomiast przez odkształcenia plastyczne kamienia powstałe miliony, a może nawet miliardy lat temu. Zatem mimo że klejnot ten wydobyto stosunkowo niedawno, natura już wiele wieków temu zadbała o jego unikatową urodę.
Nowy światowy rekord padł we wtorek na aukcji Magnificent Jewels & Noble Jewels w Genewie organizowanej przez firmę Sotheby?s. Wtedy właśnie sprzedano najdroższy w historii diament o barwie fancy vivid pink. Dowiedzcie się, jaką cenę osiągnął kamień Unique Pink ? bo właśnie o nim mowa ? oraz kto został jego nowym właścicielem.
Rekordowy wynik licytacji
Niezwykle rzadki, 15,38-karatowy klejnot w szlifie gruszki i o barwie sklasyfikowanej jako ?fancy vivid pink? został osadzony w delikatnym pierścionku. Przed rozpoczęciem licytacji szacowano, że zostanie on sprzedany za od 28 do 38 milionów dolarów. Biżuteria ta osiągnęła kwotę 31,6 miliona dolarów, a więc zmieściła się w przewidywaniach ekspertów. Taką sumę zapłacił prywatny kolekcjoner z Azji, który nie pojawił się w Genewie osobiście, ale wziął udział w aukcji Sotheby?s telefonicznie. Kim jest nowy właściciel diamentu? Rzecznik prasowy firmy Sotheby?s ogłosił, że nie może jeszcze ujawniać tożsamości kolekcjonera, dlatego na razie pozostaje on anonimowy.
Unikat na skalę światową
Eksperci przewidywali, że Unique Pink osiągnie bardzo wysoką cenę, a być może nawet stanie się nowym światowym rekordzistą. Nie bez przyczyny klejnot ten nosi bowiem taką nazwę. ? Trudno jest sobie wyobrazić diament, który lepiej obrazowałby pojęcie ?intensywnie różowy?. Kolor Unique Pink jest niesamowity ? przyznał przedstawiciel domu aukcyjnego Sotheby?s David Bennett. Oprócz wyjątkowej barwy kamień ten może poszczycić się również doskonałą jasnością oraz idealnie czystą strukturą. Wszystkie te cechy sprawiają, że jest on nie lada gratką dla kolekcjonerów.
Zaawansowane prace jubilerskie
Unique Pink został wydobyty w kopalni znajdującej się w pobliżu regionu Kimberley w Republice Południowej Afryki. Następnie poddano go obróbce jubilerskiej w firmie Cora International, która słynie na całym świecie z produkcji niezwykle rzadkich diamentów o dużych rozmiarach i w fantazyjnie żywych kolorach. Zanim jednak przystąpiono do cięcia i szlifowania tej słynnej ozdoby, przez wiele miesięcy poddawano ją badaniom oraz planowano prace jubilerskie, aby maksymalnie wydobyć jej blask oraz podkreślić unikatowy kolor. Wszystkie te starania przyniosły upragniony efekt ? Unique Pink stał się najdroższym na świecie diamentem w szlifie gruszki i o barwie fancy vivid pink.
Zaskakująca uroda
Kamień ten wzbudził również zachwyt wśród dziennikarzy relacjonujących przebieg genewskiej aukcji: – Kiedy pierwszy raz zobaczyłam diament Unique Pink, jego kolor naprawdę mnie zaskoczył. Nie myślałam wcześniej, że natura mogłaby stworzyć klejnot, który jest aż tak imponujący ? przyznała Joanna Hardy, reporterka brytyjskiego ?The Telegraph?. Przedstawiciel firmy Cora International Ehud Laniado stwierdził zaś, że kamień ten jest szczególnie rzadki ze względu na swój okazały rozmiar oraz mocny odcień i jego równomierne rozłożenie w strukturze kryształu. Nic więc dziwnego, że Unique Pink zachwycił kolekcjonerów na całym świecie i stał się nowym rekordzistą.
Ten rosyjski jubiler zasłynął na całym świecie dzięki oryginalnym ozdobom przypominającym? wielkanocne jajka. Dlaczego nie były one typowymi pisankami oraz dlaczego mimo tak zawrotnej kariery i oszałamiających międzynarodowych sukcesów Peter Carl Fabergé stracił swoją firmę oraz cały majątek ? tego dowiecie się dzisiaj.
Doświadczenie zdobywane w całej Europie
Urodzony w 1846 roku w Sankt Petersburgu Fabergé pochodził z rodziny o francusko-duńskich korzeniach. Od najmłodszych lat zdobywał najlepsze europejskie wykształcenie, aby przejąć niewielką firmę jubilerską ojca. Rozpoczął naukę jeszcze w swoim rodzinnym mieście, a następnie wyruszył w podróż po Europie, aby zgłębiać tajniki tej sztuki w renomowanych pracowniach złotniczych Niemiec, Francji, Włoch i Londynu. W wolnym czasie zwiedzał zaś muzea, w których z zapałem podziwiał zabytkową biżuterię. Dopiero w 1872 roku wrócił do Sankt Petersburga, gdzie ożenił się i rozpoczął zarządzanie rodzinną firmą.
Uznanie cara Rosji
Po zdobyciu tytułu mistrzowskiego Peter Carl zaczął wcielać swoje pomysły jubilerskie w życie. W projektowaniu biżuterii pomagał mu młodszy brat Agathon Fabergé, który również uzyskał kierunkowe wykształcenie. Ich ciężka praca opłaciła się ? prace tego duetu stały się prawdziwą sensacją w 1882 roku na targach w Moskwie. Peter Carl zdobył złoty medal oraz medal świętego Stanisiasa, a także zwrócił uwagę samego cara Rosji Aleksandra III. Stało się to za sprawą złotej bransoletki stworzonej przez jubilera, która była wierną repliką biżuterii scytyjskiej pochodzącej z IV w p.n.e. Ozdoba ta została tak starannie wykonana, że nawet car przyznał, iż nie był w stanie odróżnić repliki od oryginału. Nie mogło być lepszej rekomendacji niż ten komentarz. Marka Fabergé znalazła się od tego momentu w centrum zainteresowania całego carskiego dworu, a Peter Carl zdobył pozycję jego głównego jubilera. Sprawdzał się w tej roli tak dobrze, że w 1885 roku car nadał mu tytuł ?Jubilera ze specjalnego powołania Carskiej Korony?.
Najbardziej znane dzieła Fabergé
To również car Aleksander III przyczynił się do powstania flagowej ozdoby Fabergé. Zlecił on bowiem stworzenie wielkanocnej pisanki, która miała być prezentem dla jego żony. Peter Carl wykonał więc ?jajko? z metali szlachetnych i ozdobił je wzorami ułożonymi z drogocennych kamieni. Pomysł ten spodobał się carowi tak bardzo, że rok później poprosił o wykonanie takiego samego prezentu. Z czasem stało się to tradycją, a wzory tworzone na takich pisankach były coraz bardziej skomplikowane i imponujące. Zwyczaj ten był kontynuowany aż do czasów rewolucji październikowej.
Luksusowa biżuteria i ozdobne przedmioty
Nie tylko dzięki słynnym wielkanocnym jajkom firma Fabergé stała się najsłynniejszą marką jubilerską w Rosji. Również inna biżuteria projektowana przez Petera Carla zdobywała rzesze klientek. Jubiler ten był ceniony za oryginalne inspiracje, a także opanowaną do perfekcji sztukę emaliowania. Podczas swojej podróży po Francji stał się wielbicielem tamtejszych trendów, dlatego kiedy przejął zarządzanie firmą, zadbał, aby jego projekty nawiązywały do najmodniejszych paryskich wzorców. Zasłynął także produkcją przedmiotów dekoracyjnych, takich jak emaliowane i wysadzane cennymi kamieniami figurki zwierząt, kwiaty, szkatułki, lornetki, wazony, otwieracze do listów czy też rączki do parasoli.
Sukcesy na arenie międzynarodowej
Fabergé błyskawicznie zdobywał sławę ? na początku w Sankt Petersburgu, potem w Moskwie, aż w końcu w Kijowie, Odessie oraz Londynie. W 1900 roku otrzymał zaś szereg prestiżowych nagród na międzynarodowej wystawie w Paryżu, a także uhonorowano go zaszczytnym tytułem Kawalera Legii Honorowej Francji. Również dwaj synowie Fabergé wyjechali wtedy ze stolicy Francji z licznymi trofeami i wyróżnieniami. Dzięki temu posypały się kolejne zlecenia z wielu europejskich krajów, a marka zdobyła międzynarodową renomę.
Polityczne interesy
W 1916 roku marka House of Fabergé stała się spółką akcyjną z kapitałem ponad trzech milionów rubli. Radziła sobie doskonale do czasu, aż po wybuchu rewolucji październikowej została znacjonalizowana, a cały kapitał uległ konfiskacie. Sam Peter Carl ? załamany utratą ukochanej firmy ? wyemigrował wraz z rodziną do Szwajcarii. Tam w roku 1920 zmarł ? jak twierdzili jego bliscy ? z powodu złamanego serca, ponieważ utracił swoją największą miłość ? możliwość tworzenia biżuterii.
Dziś wielkanocne pisanki tworzone przez Petera Carla Fabergé są uważane za jubilerskie arcydzieła, a wartość jednej takiej ozdoby jest szacowana na nawet ponad 30 milionów dolarów.
Uważa się go za jeden z najcenniejszych i najstarszych historycznych diamentów, a zarazem najsłynniejszych klejnotów, które zaginęły i ich los do dziś nie jest znany. Wcześniej jednak kamień Florentine przebył zagadkową drogę z Indii do Europy i był ozdobą książęcych oraz królewskich dworów. Poznajcie więc tajemnicze losy tego piątego co do wielkości żółtego diamentu.
Dlaczego ?Florentine??
Klejnot ten zawdzięcza swoją nazwę włoskiemu miastu ? Florencji. W latach 1537?1860 była ona siedzibą księstwa Toskanii rządzonego przez kilka pokoleń rodziny Medyceuszy. To w posiadaniu tego rodu znajdował się kamień Florentine od końca XVI wieku aż do 1737 roku. Pierwsi właściciele z rodziny Medyceuszy zadecydowali więc, aby nazwać jeden z najpiękniejszych diamentów ze swojej kolekcji tak samo, jak nazywało się miasto, w którym rezydowali. Dzięki temu Florentine, mimo że ma indyjskie pochodzenie, kojarzy się teraz ze słonecznymi Włochami. I mimo że z czasem nadawano mu inne nazwy ? takie jak Toskania, Wielki Książę Toskanii, Austriacki Diament czy Austriacki Żółty Brylant ? pozostał pod swoją pierwotną ? Florentine.
Historyczny indyjski klejnot
Według różnych wersji opowiadających wczesne losy diamentu może on pochodzić z XV lub XVI wieku. Pierwsza z nich zakłada, że Florentine został wydobyty w jednej z indyjskich kopalń znajdujących się na wschodniej stronie Wyżyny Dekan, np. w Sambalpur, która istniała już od czasów starożytnych. Jeśli jednak klejnot odkryto w XVI wieku, może on pochodzić z kopalni Kollur of Golconda, która powstała w połowie XVI stulecia. Bez względu na to, którą z wersji uznamy za prawdziwą, jedno nie ulega wątpliwości ? Florentine jest kamieniem pochodzenia indyjskiego. Historycy zgodnie przyznają również, że stał się on własnością rodziny Medyceuszy w okresie panowania Ferdynanda I de Medici, trzeciego wielkiego księcia Toskanii.
Pierwsi właściciele i droga z Indii do Europy
Nie wiadomo, jak to się stało, że kamień przebył długą drogę z Indii do Włoch i trafił w posiadanie Medyceuszy. Według jednej z wersji tej historii portugalski gubernator Goa i hrabia Montesanto Ludovico Castro otrzymał nieoszlifowany klejnot od króla Vijayanagara po tym, jak zaatakował i pokonał królewskie wojska w południowych Indiach. Następnie przetransportowano Florentine do Rzymu i powierzono pod opiekę jezuitom. Wtedy ozdobą zainteresował się Ferdynand I de Medici i po długich negocjacjach odkupił ją od rodziny Castro. Po śmierci księcia Toskanii władzę przejął jego syn, Cosimo II. Stał się on również właścicielem diamentu zakupionego przez ojca.
Postanowił poddać klejnot obróbce jubilerskiej, którą powierzył weneckiemu mistrzowi Pompeo Studentoliemu. 10 października 1615 roku przycięty i oszlifowany kamień został dostarczony do rąk księcia.
Druga wersja historii Florentine
Według drugiej wersji losów Florentine opuścił on Indie w nieznanych okolicznościach, a kiedy trafił do Europy, został zakupiony przez księcia Burgundii Karola Zuchwałego.
Stało się to między 1467 a 1477 rokiem, a więc około 100 lat wcześniej niż diament miał trafić w posiadanie Ludovico Castro zgodnie z pierwszą wersją wydarzeń. Książę Karol zdecydował, aby cięciem i szlifowaniem klejnotu zajął się Ludwik van Berken, a kiedy obróbka jubilerska została zakończona, zaczął nosić ozdobę jako zawieszkę na złotym łańcuszku. Miał też zwyczaj zakładania takiej biżuterii na ważne bitwy, wierząc, że przynosi to mu szczęście. W 1477 roku los przestał mu jednak sprzyjać ? został zabity w bitwie pod Nancy. Ciało księcia znalazł jeden z żołnierzy, który postanowił zabrać Florentine, a następnie ? myśląc, że to żółte szkiełko ? sprzedać za jednego florina (lokalną walutę Florencji). Ozdoba zaczęła przechodzić z rąk do rąk, aż w końcu trafiła do kolekcji Ferdynanda I de Medici. Od tego momentu obie wersje losów Florentine zaczynają się pokrywać.
Tajemnicze zaginięcie
Po śmierci ostatniego potomka rodu Medyceuszy słynny diament trafił w posiadanie Habsburgów i dołączył do ich pokaźnych zbiorów klejnotów koronnych znajdujących się w Wiedniu. Był tam przechowywany aż do I wojny światowej. Wtedy austriacka rodzina królewska udała się na wygnanie do Szwajcarii, zabierając ze sobą cenny kamień. Najprawdopodobniej w tym czasie jeden z bliskich przyjaciół Habsburgów ukradł Florentine i wywiózł go do Ameryki Południowej razem z innymi austriackimi klejnotami koronnymi. Po tym incydencie diament miał trafić do Stanów Zjednoczonych, gdzie ponownie poddano go obróbce jubilerskiej, a następnie sprzedano. Wtedy słuch po nim zaginął, dlatego dziś Florentine zalicza się do najsłynniejszych utraconych klejnotów w historii. Encyklopedia Britannica podaje jednak odmienną wersję wydarzeń. Według niej kamień ten pozostał w Austrii aż do II wojny światowej. Wtedy został przejęty przez Niemców, a następnie odzyskany przez amerykańską armię. Jej generał Mark Clark zwrócił cenną ozdobę Austriakom.
Ta teoria nie wyjaśnia jednak, co stało się z diamentem po tych wydarzeniach, dlatego jego kolejne losy pozostają tajemnicą.
Charakterystyka słynnego diamentu
Barwę tego kamienia szlachetnego określono jako jasnożółtą z odcieniem zielonkawym, co jest dość niespotykanym kolorem wśród indyjskich ozdób, które przeważnie były całkowicie bezbarwne. Miał też nieregularny kształt i szlif podwójnej róży z 126 fasetami, który z czasem został zmieniony na briolette.
Masa Florentine wynosi zaś 137,27 karata. Taki rozmiar zapewnił mu piątą pozycję na liście największych żółtych diamentów, jakie dotychczas wydobyto. Większe od niego okazały się tylko takie klejnoty, jak 407,48-karatowy Incomparable, 253,7-karatowy Oppenheimer, 234,65-karatowy De Beers oraz 205,07-karatowy Red Cross. Za sprawą swojej barwy Florentine jest też najprawdopodobniej diamentem typu IaAB. Oznacza to, że za jego kolor odpowiadają znajdujące się w jego strukturze krystalicznej atomy azotu.
Z powodu burzliwych i nie do końca jasnych losów Florentine nigdy nie został przebadany w laboratorium gemmologicznym. Nie wiadomo zatem, jaką ma czystość lub też jakiej klasy jest jego barwa. Odnotowano jednak, że kiedy trafił do kolekcji austriackich klejnotów koronnych, jego wartość została wyceniona na około 750 tysięcy dolarów. Gdyby dziś pojawił się na aukcji, byłaby ona z pewnością znacznie większa.