Comments
Nazywa się go ?jubilerem królów i królem jubilerów?. Nie tylko stworzył znaną na całym świecie markę biżuterii, lecz także zaszczepił w kolejnych pokoleniach rodu Cartier miłość do sztuki jubilerstwa. Dzięki temu firma Louisa-François Cartiera latami rosła w siłę i do dziś pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych oraz pożądanych. Poznajcie więc człowieka, który odpowiada za jej powstanie.
Lata zdobywania doświadczeń
Podobnie jak wielu mistrzów w swoim fachu, urodzony w 1819 roku Louis-François Cartier podporządkował całą swoją edukację jednemu celowi ? profesji jubilerskiej. Przez 10 lat zdobywał cenne doświadczenie pod okiem mistrza Adolphe?a Picarda, u którego był pomocnikiem, a następnie jubilerem. W 1847 roku, kiedy miał 28 lat, postanowił w końcu odkupić warsztat swojego nauczyciela, znajdujący się pod adresem Montorgueil 29 w drugiej dzielnicy Paryża. W ten sposób powstała marka Cartier.
Dlaczego Francuzki pokochały Cartiera?
Słynął nie tylko z niesłychanego talentu jubilerskiego, lecz także z odwagi w realizacji nawet najbardziej ekstrawaganckich pomysłów klientów. Dzięki temu szybko zdobył ich zaufanie, a zachwyt nad biżuterią marki Cartier rozniósł się po całej Francji. Sprawiło to, że już po sześciu latach pracy na własny rachunek Louis-François mógł sobie pozwolić na przeniesienie swojego salonu do Palais-Royal w pierwszej dzielnicy Paryża. Okolica ta uchodziła w tamtych czasach za najmodniejsze miejsce zakupu dóbr luksusowych. Jubiler nie spoczął jednak na laurach, ale postawił na dalszą ekspansję swojej marki. Już w 1859 roku otworzył kolejne atelier, tym razem w drugiej dzielnicy stolicy Francji.
Jubiler arystokratów i królewskich rodów
Biżuteria od Cartiera szybko stała się ulubioną wśród francuskich arystokratek. Jubiler zdobył nawet przychylność księżnej Mathilde (kuzynki cesarza Napoleona III) oraz cesarzowej Eugenii. Zostały one stałymi klientkami Louisa-François, ale także zapewniły mu protekcję, która umożliwiła firmie dalszy rozwój, a nawet światową ekspansję. Pomogła w tym również rodzinna współpraca ? okazało się bowiem, że syn Cartiera Alfred również jest utalentowanym jubilerem, a także ma wyjątkowy talent do interesów. Przejął on w 1874 roku zarządzanie marką, a dzięki projektowanym wspólnie z ojcem ozdobom zyskał sympatię wielu arystokratycznych rodów. W kolejnych latach okazało się, że następne pokolenia rodu Cartier również doskonale radzą sobie z rodzinnym biznesem. W 1899 roku zarządzanie nim przejęli bowiem trzej wnukowie Louisa-François ? Louis, Pierre i Jacques. Założyciel marki zmarł zaś w 1904 roku i został pochowany na cmentarzu Gonards w Wersalu.
Jubiler królów
Początek XX wieku to czas powstawania kolejnych salonów francuskiego rodu ? nie tylko w Paryżu, lecz także w Londynie czy Nowym Jorku. W 1902 roku król Edward VII podczas swojej koronacji miał na sobie diadem od Cartiera. To ten władca określił go również mianem ?jubilera królów i króla jubilerów?. Określenie to wcale nie było przesadzone ? Cartier stał się bowiem w kolejnych latach oficjalnym jubilerem nie tylko króla Edwarda VII, lecz także władcy Portugalii Karola I, cara Rosji Mikołaja II, króla Syjamu (obecnie Tajlandii) Chulalongkorna oraz władców Serbii (Piotra I), Albanii (Zoga I), Belgii (Alberta I) i Egiptu (Fouada I).
Historyczna zmiana
Kolejnym sukcesem marki było wynalezienie pierwszego męskiego zegarka noszonego na nadgarstku. Jak to się stało? W 1904 roku brazylijski pilot Alberto Santos-Dumont poskarżył się swojemu przyjacielowi Louisowi Cartierowi, że trudno mu jest korzystać z zegarka kieszonkowego podczas lotu. Jubiler zaprojektował więc płaski czasomierz, który można było założyć na nadgarstek. W ten sposób powstał pierwszy taki model na świecie, nazwany od nazwiska pilota ?Santos?, a marka Cartier stała się światowym potentatem w branży zegarków.
Dalsze sukcesy
Również w branży biżuterii ślubnej Cartier zdobył wysoką pozycję. Stało się to po tym, jak hollywoodzka aktorka Grace Kelly otrzymała od księcia Monako pierścionek zaręczynowy wykonany przez tę markę. Został on ozdobiony trzema imponującymi diamentami i wyceniony na 4,06 miliona dolarów. Brylanty od Cartiera wystąpiły także w 1974 roku w filmie ?Wielki Gatsby?, a wcześniej, w 1953 roku śpiewała o nich Marilyn Monroe w filmie ?Mężczyźni wolą blondynki?. Francuska marka doczekała się nawet własnego placu ? na nowojorskim skrzyżowaniu Piątej Alei i 52. Ulicy znajduje się bowiem Plac Cartiera. Dzięki temu stworzona przez Louisa-François firma zapisała się na zawsze nie tylko w historii jubilerstwa.
Wystarczy wymówić jego nazwę, aby na myśl przyszedł jeden z najbardziej znanych diamentów w historii gemmologii. Excelsior przez 12 lat był największym kamieniem tego typu, jaki udało się wydobyć. W 1905 roku został zdetronizowany przez Cullinana, dlatego do dziś znajduje się na drugim miejscu. Eksperci uważają jednak, że obróbka jubilerska tego klejnotu to największa tragedia w historii jubilerstwa. Dziś dowiecie się, dlaczego.
Skąd wzięła się nazwa ?Excelsior??
Już sama nazwa tego diamentu kojarzy się bardzo ekskluzywnie. Nic dziwnego, jest ona bowiem nadawana różnego rodzaju przedmiotom, aby podkreślić ich najwyższą jakość. Z tego powodu zainspirowała również właścicieli 995-karatowego nieoszlifowanego klejnotu. Przed obróbką jubilerską przypominał on swoim kształtem bochenek chleba ? z jednej strony był płaski, z drugiej zaś wyrastał jak na drożdżach.
Tym razem jednak to nie wygląd tej bryły przyczynił się do wyboru jej nazwy. Większy wpływ na nią miał zapewne jego imponujący rozmiar, dzięki któremu Excelsior na kilka lat stał się największym diamentem, jaki dotychczas udało się wydobyć.
Odkrycie słynnego klejnotu
Poprzednik Excelsiora na podium największych diamentów świata ? 787-karatowy Wielki Moguł ? cieszył się zaszczytnym pierwszym miejscem przez 243 lata. Został zdetronizowany w 1893 roku, kiedy to w kopalni Jagersfontein w Republice Południowej Afryki wydobyto klejnot o masie 995 karatów. Spółkę tę założono zaledwie pięć lat wcześniej, dlatego to znalezisko wywołało dodatkowe emocje i utwierdziło jej właścicieli w przekonaniu, że wybrali doskonałą lokalizację. A jak doszło do odkrycia Excelsiora? Pracownik kopalni, który wieczorem 30 czerwca 1893 roku zajmował się ładowaniem żwiru, zauważył na swojej łopacie duży, niebiesko-biały kamień, który wyglądał jak diament. Mężczyzna szybko go schował i postanowił dostarczyć prosto do rąk zarządcy kopalni.
Wielka radość
Później stwierdzono, że kamień ten rzeczywiście jest ogromnym diamentem i posiada cechy charakterystyczne dla klejnotów wydobywanych w kopalni Jagersfontein. Są nimi specyficzna niebiesko-biała barwa, a także znajdujące się wewnątrz czarne plamki. Odkrycie to wywołało taką radość, że zarząd spółki postanowił wyróżnić swojego pracownika za uczciwość i nagrodzić sumą 500 funtów w gotówce oraz koniem wyposażonym w siodło i uzdę. Sama firma zyskała zaś sławę na całym świecie i na zawsze otrzymała wysokie miejsce w historii jubilerstwa.
Dalsze prace nad diamentem
Po potwierdzeniu, że znaleziony kamień jest diamentem, postanowiono wysłać ozdobę do Londynu, aby dokładnie ją zbadać i ubezpieczyć. Tam pozostała nieoszlifowana aż przez 10 lat, do 1903 roku. Wtedy wysłano ją do Amsterdamu, do I. J. Asscher & Co., renomowanej holenderskiej firmy zajmującej się obróbką jubilerską kamieni szlachetnych. Po długich przygotowaniach w 1904 roku eksperci z tej pracowni zdecydowali się podzielić Excelsior na 10 części. Następnie przycięto je i oszlifowano, w wyniku czego powstało 21 kamieni o różnej masie. Łącznie miały one 373,75 karata, co pokazuje, że podczas prac utracono prawie 63% masy Excelsiora. Mimo że strata była bardzo duża, uznano, że ostateczny efekt jest jeszcze lepszy niż się spodziewano, ponieważ dzięki temu powstały kamienie o wyższej jakości.
10 największych klejnotów powstałych z Excelsiora
W wyniku prac holenderskich ekspertów powstały 69,68-karatowy Excelsior I, 47,03-karatowy Excelsior II oraz 46,9-karatowy Excelsior III. Wszystkie te największe kamienie pochodzące z tej słynnej bryły są w szlifie gruszki. Pierwszy z nich w 1991 roku został poddany analizie w słynnym laboratorium gemmologicznym GIA, dzięki czemu wiadomo, że jego czystość to VS-2 (zawiera nieznaczne inkluzje), a klasa barwy to G (niemal bezbarwny).
Czwarty co do wielkości diament ? Excelsior IV ? to markiza o masie 40,23 karata. Kolejnym jest ponownie gruszka, która ma 34,91 karata. W pierwszej dziesiątce znajdują się jeszcze dwie markizy (28,61 oraz 26,30 karata) i trzy gruszki, których masa wynosi kolejno 24,31, 16,78 oraz 13,86 karata.
Nowi właściciele cennych kamieni
Powstałe w wyniku obróbki Excelsiora diamenty były sprzedawane różnym firmom i kolekcjonerom. Trzy z tych słynnych klejnotów zakupiła marka Tiffany & Co., zaś nabywcy pozostałych byli anonimowi. Wiadomo jedynie, że jeden z kamieni w szlifie markizy znalazł się w 1939 roku na wystawie zorganizowanej przez spółkę De Beers w Nowym Jorku. Excelsior I trafił zaś do amerykańskiej rodziny, która dopiero w 1989 roku sprzedała go firmie Graff Diamonds Ltd. of London. Od niej odkupił ozdobę anonimowy klient, a następnie ponownie wystawiano ją na sprzedaż dwukrotnie ? w 1991 oraz 1996 roku. Podczas tej ostatniej aukcji niemal 70-karatowy Excelsior I został zakupiony przez Roberta Mouawada za 2 624 000 dolarów. Nowy właściciel osadził klejnot w zjawiskowej diamentowej bransoletce i w takiej postaci do dziś znajduje się on w imponującej kolekcji kamieni szlachetnych należących do Mouawada.
Charakterystyka diamentu
Imponująca masa 995 karatów nie jest jedyną unikatową cechą, jaką charakteryzuje się Excelsior. Ma on również wyjątkowy niebiesko-biały odcień, który został sklasyfikowany jako G, co oznacza, że jest niemal całkowicie bezbarwny. Nie zbadano dotychczas czystości kamienia, jednak eksperci przewidują, że może on zawierać nieznaczne wewnętrzne inkluzje. Kształt diamentu umożliwił zaś podzielenie go aż na 21 osobnych klejnotów o różnej masie ? od około 70 karatów do mniej niż jednego karata. Przypuszcza się, że dokonano tego, aby pozbyć się jak największej ilości czarnych plamek oraz wytrąceń znajdujących się wewnątrz struktury Excelsiora. Jego właściciele zadecydowali bowiem, że lepiej jest mieć więcej mniejszych diamentów o lepszej jakości niż mniej kamieni o dużej masie, ale gorszej czystości.
Największy błąd w historii jubilerstwa?
Excelsior do dziś uważany jest za diament o historycznym znaczeniu, dlatego wielu ekspertów twierdzi, że podzielenie go na 21 mniejszych klejnotów, z których największy ma ?zaledwie? 70 karatów, było niewybaczalnym błędem. Alphen F Williams, były dyrektor generalny spółki De Beers, przyznał nawet, że jest to ?największa tragedia naszych czasów w historii słynnych diamentów?. Dlatego w przypadku Cullinana nie powtórzono już tego błędu, a jego obróbkę zaplanowano tak, aby w jej wyniku powstały największe oszlifowane diamenty na świecie.
W środę 20 kwietnia unikatowy 15,99-karatowy birmański rubin został sprzedany na aukcji Christie?s New York Magnificent Jewels za niemal 14,17 miliona dolarów. Tym samym udało mu się pobić amerykański rekord i w ten sposób stał się najdroższym kolorowym kamieniem szlachetnym, jaki kiedykolwiek sprzedano na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Rekordowe połączenie rubinu i diamentów
Ten rubin w szlifie owalnym jest znany pod nazwą Jubilee. Osadzono go w centralnym miejscu okazałego pierścienia z 18-karatowego złota i otoczono mniejszymi okrągłymi diamentami. Ta wyjątkowa biżuteria została zaprojektowana przez markę Verdura. Przed rozpoczęciem aukcji eksperci przewidywali, że ozdoba osiągnie cenę od 12 do 15 milionów dolarów. Walka rozpoczęła się od kwoty 10 milionów, którą zaproponował jeden ze znajdujących się na sali oferentów. Wkrótce okazało się jednak, że oferty kupna zaczęły być składane telefonicznie, dzięki czemu cena rubinu zaczęła powoli szybować w górę, aż niemal osiągnęła górną granicę, jaką szacowali eksperci. Firma Christie?s poinformowała media, że ostatecznie nowym właścicielem unikatowego rubinu został anonimowy kolekcjoner pochodzący z Europy.
Unikat na skalę światową
Specjaliści podkreślają, że tak duże birmańskie rubiny, których masa wynosi ponad 15 karatów, występują w przyrodzie niezwykle rzadko. Dzięki temu Jubilee jest prawdziwym unikatem w świecie kolorowych kamieni szlachetnych. Został przebadany w słynnych laboratoriach gemmologicznych, takich jak American Gemological Laboratories (AGL) oraz SSEF Swiss Gemmological Institute. Dzięki temu wiadomo, że zawiera w swojej strukturze inkluzje, które są charakterystyczne dla doliny Mogok w Birmie. Miejsce to słynie z wysokiej zawartości chromu w glebie, co daje pochodzącym stamtąd rubinom intensywny, nasycony, czerwony kolor zwany ?krwią gołębia?, a także wysoką fluorescencję, która ożywia je i dodaje im niesamowitego blasku. Dzięki temu są jednymi z najbardziej pożądanych, a zarazem najdroższych kolorowych klejnotów na świecie.
Jubilee ma również żywą czerwoną barwę i nie został poddany żadnej obróbce cieplnej ani innym tego typu zabiegom, które mają na celu podniesienie jakości naturalnych kamieni szlachetnych.
Główny bohater nowojorskiej aukcji
Oprócz tego słynnego rubinu na aukcji w Nowym Jorku sprzedano również niemal 250 innych klejnotów. Znajdują się wśród nich unikatowe diamenty ? między innymi 10,07-karatowy o barwie fioletowo-różowej czy też 40,43-karatowy w kolorze klasy D (czyli zupełnie bezbarwny) ? ale także cenna biżuteria takich marek, jak Cartier, Graff, David Webb, Harry Winston czy też Buccellati. Wiele z tych ozdób pochodzi z kolekcji zmarłego w zeszłym roku filantropa Carrolla Petrie, a także ze zbiorów kilku innych prominentnych amerykańskich rodzin. To kamień Jubilee stał się jednak prawdziwą gwiazdą wydarzenia. Pobił też rekord, który od 26 lat należał do innego rubinu ? 16,2-karatowego, sprzedanego na aukcji Christie?s w październiku 1990 roku.
Mimo że ten legendarny diament już od ponad 160 lat znajduje się wśród skarbów rodziny królewskiej Wielkiej Brytanii, władze kraju, w którym został odnaleziony, nadal starają się go odzyskać.
Wieloletni spór
Władze Wielkiej Brytanii od lat utrzymują, że Koh-i-noor został im podarowany w prezencie, jako wyraz wdzięczności za współpracę. Takiej wersji wydarzeń nie akceptuje jednak indyjski rząd, którego przedstawiciele wciąż domagają się zwrotu słynnego historycznego diamentu. Z drugiej strony media donoszą, że prokurator generalny Indii Ranjit Kumar przyznał przed tamtejszym Sądem Najwyższym, że klejnot nie został ani skradziony ani skonfiskowany wbrew woli jego właścicieli. Mężczyzna potwierdził, że władcy Pendżabu podarowali go Kompanii Wschodnioindyjskiej. Mimo tych zeznań władze Indii złożyły wniosek o zwrot diamentu Koh-i-noor, dlatego sprawa ta będzie ponownie rozpatrywana przez Sąd Najwyższy. Reporterzy CNN właśnie podali, że indyjski rząd dokłada wszelkich starań, aby udowodnić, że Koh-i-noor znalazł się wśród brytyjskich klejnotów koronnych bezprawnie.
Dalsze starania o zwrot klejnotu
W ostatni wtorek Ministerstwo Kultury Indii wydało oświadczenie, w którym informuje, że poglądy prokuratora generalnego nie są oficjalnym stanowiskiem rządu, dlatego potwierdza on, że dołoży wszelkich starań, aby odzyskać Koh-i-noor w sposób polubowny. Mimo że wydaje się to mało prawdopodobne, to władze kraju nie tracą nadziei. Odkąd stanowisko premiera objął bowiem Narenda Modi, Indie odzyskały kilka legendarnych zabytków. Są to między innymi pochodząca z X wieku statua bogini Durga znajdująca się wcześniej w Niemczech, niemal 900-letnia rzeźba ?Parrot Lady? zwrócona z Kanady czy też antyczne posągi hinduskich bóstw oddane przez rząd Australii.
Ozdoba brytyjskich władców
Ten imponujący 105,6-karatowy klejnot od lat wzbudza zachwyt wśród wielbicieli diamentów. Obecnie jest osadzony w koronie brytyjskiej Królowej Matki i znajduje się na wystawie w muzeum Tower of London. Poprzedni właściciele Koh-i-noor do dziś nie pogodzili się jednak z jego utratą, dlatego stale pojawiają się nowe roszczenia zarówno ze strony Indii, jak i z Pakistanu.
Diamentowa legenda
Miejscem, w którym wydobyto ten okazały kamień, była słynna indyjska kopalnia Golkonda. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z 1304 roku. Następnie na 200 lat słuch po nim zaginął, aż w końcu klejnot ponownie zaczął przechodzić z rąk do rąk kolejnych władców. Przez pewien czas był też w posiadaniu Pakistańczyków, aż w końcu po powstaniu sipajów w 1850 roku skonfiskowały go oddziały Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wraz z innymi klejnotami koronnymi ofiarowano Koh-i-noor królowej Wiktorii i od tego czasu znajduje się on w imponującej kolekcji w brytyjskim skarbcu koronnym. Uważa się go za jeden z największych i najstarszych diamentów na świecie, dlatego pewne jest, że Indie nie zaprzestaną starań o jego odzyskanie, a władze Wielkiej Brytanii nie zgodzą się tak łatwo na zwrot słynnego klejnotu.