Wystarczy zobaczyć to nazwisko i już przed oczami pojawiają się najpiękniej lśniące diamenty. Nic dziwnego – Joseph Asscher zdobył międzynarodową sławę jako twórca słynnego szlifu tych kamieni szlachetnych oraz autor obróbki największego diamentowego samorodka wszech czasów, gigantycznego Cullinana. Był to także jeden z najlepszych szlifierzy w Holandii – kraju, który do dziś jest uważany za światową kolebkę tej niezwykle trudnej sztuki. Poznajcie więc drogę, jaką przebył Asscher, aby osiągnąć szlifierskie mistrzostwo.
Rodzinna tradycja
Rodzina Asschera od trzech pokoleń zajmowała się jubilerstwem i obróbką kamieni szlachetnych. Nic więc dziwnego, że przyszłość zarówno młodego Josepha, jak i jego brata Abrahama zaplanowano w tej samej branży. Mężczyźni uczyli się fachu pod czujnym okiem ojca i dziadka, a kiedy zdobyli już cenne doświadczenie, w 1854 roku wspólnie założyli firmę Asscher Diamond Company. Z czasem zmieniła ona swoją nazwę na bardziej prestiżową – The Royal Asscher Diamond Company – i pod taką postacią istnieje do dziś. Był to jednak dopiero początek międzynarodowych sukcesów tego niezwykle zdolnego szlifierza.
Światowa sława
1902 rok był przełomowy dla Josepha Asschera. Właśnie wtedy zaprojektował on słynny szlif diamentów, który zyskał nazwę od nazwiska swojego twórcy.
Pomysł ten okazał się tak dużym sukcesem, że szlif Asscher szybko stał się jednym z najbardziej pożądanych w jubilerstwie. Jego odtworzenie nie należało też do łatwych zadań, ponieważ nie posiadał z góry ustalonych proporcji czy też wymiarów, które mogłyby wytyczyć sposób obróbki. Doświadczony szlifierz musiał więc podejść do każdego diamentu w sposób indywidualny, tak aby maksymalnie wydobyć jego blask, wzmocnić odbijanie się światła i w ten sposób pokazać jego unikalne piękno.
Opatentowany projekt
Szlif Asscher szybko stał się prawdziwym hitem. Zainteresowanie diamentami o takim kształcie było naprawdę duże, a Joseph odnotował spektakularny wzrost sprzedaży klejnotów pochodzących z jego pracowni. Słynny twórca trzymał rękę na pulsie – kiedy tylko dostrzegł potencjał swojego projektu, natychmiast go opatentował, tak aby wszystkie kamienie o takim kształcie mogły powstawać tylko w jego firmie. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, a Asscherowi zapewnił światową sławę oraz stałe miejsce w historii jubilerstwa. A także kolejne zlecenia, o których marzył wówczas każdy profesjonalny szlifierz.
Oszlifowanie legendarnego Excelsiora
Już w rok po zaprojektowaniu nowego szlifu sława Josepha Asschera zapewniła mu kolejne niezwykle wymagające, ale też prestiżowe zadanie: obróbkę jubilerską największego wówczas diamentowego samorodka – 997-karatowego Excelsiora. Wymagał on niezwykle dużych umiejętności szlifierskich, ponieważ w jego strukturze znajdowały się liczne zanieczyszczenia. Nie dało się ich pozbyć i jednocześnie stworzyć jeden duży kamień, dlatego po wielu dokładnych wyliczeniach Asscher postanowił rozbić go na 10 mniejszych diamentów i w ten sposób pozbyć się wszystkich wad ogromnego samorodka. Każdy z powstałych w ten sposób diamentów cieszył się ogromnym zainteresowaniem, dlatego szybko zostały one sprzedane anonimowym kolekcjonerom.
Jedno z największych wyzwań w historii
Kolejne wyzwanie zawodowe pojawiło się niewiele później. Jeszcze przed znalezieniem słynnego diamentowego giganta, 3 106,75-karatowego Cullinana, Joseph Asscher uchodził za wybitnego artystę w swoim fachu. Wielu ekspertów nazywało go największym szlifierzem na świecie, nic więc dziwnego, że kiedy w 1905 roku w kopalni Premier niedaleko Pretorii w RPA wydobyto największy diament wszech czasów, król Edward VII zlecił jego obróbkę właśnie Asscherowi. Miał on za zadanie podzielić ogromny samorodek na trzy mniejsze kamienie, które następnie zasiliłyby pokaźny zbiór brytyjskich klejnotów koronnych.
Dwie próby obróbki Cullinana
Według niektórych relacji cięcie i szlifowanie tak wielkiego diamentu miało się odbyć w iście spektakularny sposób. Pierwszą próbę Joseph Asscher podjął w lutym 1908 roku przed zgromadzonym tłumem mieszkańców Amsterdamu. Wszyscy oni chcieli zobaczyć na własne oczy, jak imponujący samorodek rozpada się na mniejsze kawałki. Ku rozczarowaniu widowni, zabieg się nie udał – ostrze, które miało przeciąć klejnot, złamało się po pierwszym uderzeniu, a sam Cullinan pozostał w nienaruszonym stanie. To początkowe niepowodzenie sprawiło, że tydzień później kolejna próba odbyła się przy zdecydowanie mniejszej widowni. Brali bowiem w niej udział tylko Asscher i towarzyszący mu notariusz. Szlifierzowi wystarczyło wówczas jedno cięcie, aby precyzyjnie rozłupać kamień zgodnie ze swoimi obliczeniami. Powstałe w ten sposób diamenty ozdobiły brytyjską koronę oraz biżuterię należącą do rodziny królewskiej.
Tragiczny zwrot w rodzinnej historii
Mogłoby się wydawać, że po zaprojektowaniu własnego szlifu i spektakularnej obróbce największego diamentu wszech czasów nic nie zagrozi karierze Josepha Asschera. Wtedy jednak pojawił się problem nie do pokonania – II wojna światowa. Wszyscy członkowie rodziny Asscherów byli pochodzenia żydowskiego, dlatego w wyniku jej tragicznych wydarzeń w 1945 roku zostali deportowani z Holandii i zesłani do obozów koncentracyjnych. Znajdujące się w ich posiadaniu cenne klejnoty zarekwirowano, patent na szlif Asscher wygasł, a po rodzinnej firmie nie pozostał żaden ślad. Wielu przedstawicieli rodu nie wróciło nigdy do kraju, ponieważ zginęło w obozach. Joseph należał do tych, którym udało się przetrwać. Po zakończeniu wojennej zawieruchy udał się z powrotem do Amsterdamu z ambitnym planem odbudowania rodzinnej marki.
Powrót dawnej świetności
Mimo niezwykle trudnej próby, na którą został wystawiony Joseph Asscher, odtworzył on rodzinne imperium i przywrócił mu przedwojenną sławę. O tym, że wysiłki te zakończyły się sukcesem, świadczy chociażby zaszczytny królewski tytuł nadany firmie w 1980 roku przez holenderską królową Julianę. Po śmierci Josepha zarządzanie marką przejęli jego synowie Joop i Edward. W 1999 roku rozpoczęli oni prace nad ulepszeniem słynnego szlifu. Wkrótce potem – w setną rocznicę jego opatentowania – zaprezentowali nową jego odsłonę znaną pod nazwą „Royal Asscher Cut”. Ma on dodatkową przerwę w pawilonie diamentu oraz 74 fasetki zamiast pierwotnych 58. Dzięki temu znacznie lepiej odbija światło i wydobywa piękno tych kamieni.
Godny następca szlifu Asscher
Dziś znalezienie diamentu w szlifie Asscher jest dość trudne. Klejnoty te znajdują się bowiem głównie wśród rodzinnych pamiątek lub w zbiorach największych kolekcjonerów. Czasem pojawiają się w sprzedaży w słynnych domach aukcyjnych i zwykle są kupowane za zawrotne sumy. Z kolei szlif Royal Asscher nadal jest używany. Podobnie, jak swój pierwowzór, również został on opatentowany, dlatego może być wykorzystywany wyłącznie przez markę rodziny Asscherów. Jest również zarejestrowanym znakiem towarowym, a firma ma wyłączne prawa do jego nazwy. Aby zapewnić autentyczność diamentom Royal Asscher, każdy z nich oznacza się logiem marki oraz unikatowym numerem identyfikacyjnym. Jest on rejestrowany w The Royal Asscher Diamond Company, a do klejnotu dołączany jest certyfikat autentyczności.
Marka Josepha Asschera dziś
Szacuje się, że obecnie mniej niż 75 szlifierzy na całym świecie posiada kwalifikacje umożliwiające odtworzenie szlifu Royal Asscher. Pracują oni głównie w siedzibie firmy The Royal Asscher Diamond Company, która znajduje się w Amsterdamie, czyli tam, gdzie miała ona swój początek. Dwie kolejne otworzono w Nowym Jorku oraz w Tokio, a w 2011 roku marka rozpoczęła swoją ekspansję na rynku chińskim. Można więc powiedzieć, że diamentowa legenda stworzona przez Josepha Asschera trwa do dziś.
Źródło zdjęć: Wikipedia