Comments
Pomysłów na zaręczyny jest wiele – kolacja z okazji rocznicy rozpoczęcia związku, odwiedzenie symbolicznego miejsca ważnego dla zakochanych, wymarzone wakacje w tropikach, a dla tradycjonalistów również wizyta u rodziny podczas jednego ze świąt. Jest jednak taki czas w roku, kiedy najwięcej mężczyzn decyduje się na oświadczyny. Jaka data jest więc uznawana przez nich za najbardziej odpowiednią do zadania swojej ukochanej tego ważnego pytania? Podpowiadamy, że wbrew pozorom nie są to Walentynki.
Czas płomiennych deklaracji, czyli zaręczyny w grudniu
Według badania wykonanego na zlecenie brytyjskiej firmy ChilliSauce, w ciągu całego roku najpopularniejszym dniem zaręczyn jest Wigilia Bożego Narodzenia. I mimo że najwięcej ślubów odbywa się dopiero latem, to aż 31% ankietowanych właśnie od tego chłodnego grudniowego wieczoru zaczęło planowanie swojego wesela. Dopiero na drugim miejscu znalazło się obchodzone 14 lutego święto zakochanych (22% ankietowanych zaręczyło się lub chciałoby się zaręczyć właśnie wtedy). Jak pokazało badanie, grudzień jest jednak jeszcze bardziej gorącym okresem, jeśli chodzi o oświadczyny – na trzeciej pozycji pod względem popularności uplasowała się bowiem noc sylwestrowa (18%), a pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia również zdobył sporo uznania wśród ankietowanych.
Różna płeć – różne zdanie
Co ciekawe, inną opinię na temat najlepszego dnia do oświadczyn mieli biorący udział w badaniu mężczyźni, a innego zdania były kobiety. 24 grudnia zdobył uznanie aż jednej trzeciej panów. Można więc przypuszczać, że są oni bardziej przywiązani do tradycji, a czas spędzany z rodziną jest dla nich niezwykle ważny, dlatego chcieliby wykorzystać go do tak ważnej deklaracji. Większość pań zdecydowała natomiast, że wolałaby usłyszeć to ważne pytanie w Walentynki. Tę datę wybrało 23% ankietowanych płci żeńskiej, co pokazało, że kobiety są bardziej romantyczne i symboliczne święto zakochanych ma dla nich większe znaczenie. Jeśli więc planujecie oświadczyć się swojej wybrance, weźcie również pod uwagę tę opinię i zastanówcie się, czy ukochana nie podzieliłaby zdania pań biorących udział w badaniu.
Internauci również wybrali grudzień miesiącem zaręczyn
Biorąc pod uwagę wyniki powyższej ankiety, można by przypuszczać, że media są zarządzane przez mężczyzn, ponieważ grudzień od lat jest uznawany za miesiąc zaręczyn. Do podobnych wniosków doszli użytkownicy Facebooka. Po zebraniu publikowanych w tym portalu społecznościowym zaręczynowych statusów od 2,6 miliona internautów z całego świata okazało się, że najwięcej z nich – bo aż 30% – zaręczyło się w listopadzie i grudniu. Najczęściej wymienianą datą była zaś właśnie Wigilia Bożego Narodzenia. Na kolejnych pozycjach znalazły się też 25 grudnia, sylwester oraz Walentynki. Jeśli więc wy również chcecie oświadczyć się swojej ukochanej pod koniec tego roku, najwyższa pora, aby znaleźć pierścionek zaręczynowy oraz zaplanować czas i okoliczności zaręczyn.
Nieco ponad rok temu opisywaliśmy wam diament o wdzięcznej nazwie Lesedi La Rona. Wydobyty w Botswanie kamyk ma rekordową masę 1109 karatów. Aukcja która odbyła się w czerwcu 2016 roku była poprzedzona potężną kampanią marketingową, w którą zaangażowały się wiodące światowe media. Niestety aukcja się nie powiodła i diament nie osiągnął ceny minimalnej 70mln $.
O samym diamencie nie będę się dzisiaj rozpisywał. Ciekawych odsyłam do artykułu. Tylko krótkie zestwienie faktów i dat:
16 listopada 2015 – diament o msie 1111 karatów został wydobyty w kopalni Karowe w Botswanie należącej do Lucara Diamond Corporation
18 listopada 2015 – oficjalna informacja zostaje upubliczniona przez przedstawicieli spółki. Diament po czyszczeniu stracił dwa karaty i finalnie waży 1109 karatów
Od tego momentu rozpoczęła się intensywna kampania marketingowa. Diament okrzyknięto największym jaki został wydobyty w ostatnim stuleciu. Dodatkowo nieoszlifowany kryształ został przebadany przez zewnętrzne laboratorium gemmologiczne GIA, które potwierdziło jego wyjątkową barwę i czystość. Kolejne określenia – diament wielkości piłeczki tenisowej, drugi Cullinan, „nasze światło” rozpalały wyobraźnię i skupiały uwagę coraz to szerszej publiczności. Pamietam apogeum tej gorączki tuż przed aukcją, kiedy to Lupara poinformowała o fakcie ubezpieczenia diamentu na kwotę 100 mln $. Miało to stanowić potwierdzenie oczekiwanej ceny za diament.
29 czerwca 2016 roku w domu aukcyjnym Sotheby’s odbyła się aukcja Lesedi La Rona. Mimo wszelkich zabiegów speców od reklamy i Public Relation diament nie zmienił właściciela. Pisano, że diament zawiódł i inne podobne frazesy.
W zeszłym tygodniu media obiegła informacja o sukcesie Lupara Diamond Corporation. Lesedi La Rona został sprzedany. Nabywca, brytyjska firma Graff Diamonds zapłaciła za niego 53 mln $.
I teraz czas na krótkie podsumowanie – nie wiem jak dla Was, ale czy sprzedaż diamentu taniej o 8 mln $ to sukces??? Skąd ta kwota zapytacie – otóż na nieudanej aukcji w 2016 roku kupiec oferował 61 mln $ za diament. Wnioski pozostawiam Wam 🙂
W przeciwieństwie do innych słynnych diamentów, Mouawad Magic nie przechodził z rąk do rąk i nie znalazł się w centrum zaskakujących wydarzeń. Miał tylko jednego właściciela, który zachwycił się nim tak bardzo, że nadał mu tę magiczną nazwę i nigdy nie zdecydował się na jego sprzedaż. I nic dziwnego – jego cechy charakterystyczne rzeczywiście są godne uwagi i sprawiają, że klejnot ten jest unikatem na skalę światową. Dowiedzcie się więc, dlaczego Mouawad Magic jest tak wyjątkowy.
Dlaczego Mouawad Magic?
Nazwa tego kamienia została mu nadana w jeden z najpopularniejszych sposobów – pierwsza jej część wywodzi się od nazwiska jego najsłynniejszego właściciela, druga zaś podkreśla wyjątkowe cechy tego magicznego minerału. Robert Mouawad – bo właśnie o nim mowa – to słynny libański kolekcjoner kamieni szlachetnych zajmujący się również handlem biżuterią oraz cennymi klejnotami. Stoi także na czele międzynarodowego jubilerskiego imperium, Mouawad Jewelers, które istnieje na rynku już od ponad stu lat.
Wielbiciele Księgi Rekordów Guinnessa
Spółka Roberta Mouawada – Mouawad Jewelers – ma na koncie również pięć pobitych rekordów Guinnessa: stworzenie najdroższej na świecie szkatułki na biżuterię (Flower of Eternity Jewellery Coffer o wartości 3,5 miliona dolarów) czy też najcenniejszego naszyjnika (Mouawad L’Incomparable Diamond Necklace wart 55 milionów dolarów) ozdobionego największym diamentem o klasie czystości IF (407,48-karatowy Incomparable). Jubilerzy tej marki wykonali również najdroższą torebkę ozdobioną oczywiście brylantami – Mouawad 1001 Nights Diamond Purse kosztowała 3,8 miliona dolarów – oraz najbardziej luksusową bieliznę – Very Sexy Fantasy Bra za „jedyne” 11 milionów dolarów. Ostatnim rekordem był zakup najdroższego diamentu w szlifie gruszki – Mouawad Splendor o wartości 12,8 miliona dolarów.
Wyjątkowo cenne odkrycie
Diamentowy samorodek, z którego powstał Mouawad Magic, został wydobyty w kopalni Aredor w Gwinei na zachodzie Afryki. Miało to miejsce w 1991 roku, a kamień ważył wtedy 244,6 karata. Następnie trafił do kolebki jubilerstwa – Antwerpii w Belgii, gdzie jeszcze w tym samym roku cenne znalezisko zakupił Robert Mouawad. Miejsce pochodzenia klejnotu może zaskakiwać – Gwinea jest bowiem krajem, który wytwarza co roku tony brylantów, ale daleko mu do jego sąsiadów, na przykład Liberii czy Sierra Leone (nie wspominając już o takich potentatach, jak Republika Południowej Afryki). Gwinejskie klejnoty słyną jednak z wyjątkowo wysokiej jakości, a od 1984 roku ich produkcja wyraźnie wzrosła, dlatego w przyszłości kraj ten również może zyskać sławę jako producent najsłynniejszych kamieni.
Obróbka jubilerska klejnotu
Robert Mouawad zakupił w Antwerpii nieoszlifowany samorodek. Następnie zlecił swojej firmie jego obróbkę – cięcie i szlifowanie. Prace te zostały poprzedzone szczegółową analizą minerału, tak aby maksymalnie wydobyć jego piękno i stracić przy tym jak najmniej masy cennego nabytku. Eksperci pracujący dla kolekcjonera zadecydowali w końcu, aby nadać kamieniowi szlif szmaragdowy. Uzyskali przy tym wyjątkową czystość diamentu, dzięki czemu jego wartość rynkowa wyraźnie wrosła.
Ważny element diamentowej kolekcji
Efekty pracy szlifierzy z pewnością usatysfakcjonowały nowego właściciela, ponieważ nazwał on klejnot „Mouawad Magic”, z czego druga część nazwy najprawdopodobniej miała podkreślić wyjątkowe cechy charakterystyczne diamentu. Robert Mouawad do dziś nie zdecydował się również na sprzedaż tego kamienia, można więc przypuszczać, że jest on jednym z najcenniejszych elementów jego spektakularnej diamentowej kolekcji. Z tego powodu nie wiadomo, jaką cenę osiągnąłby Mouawad Magic dziś, gdyby został wystawiony na aukcji.

Słynny kolekcjoner i wielbiciel diamentów
Nazwisko Roberta Mouawada jest dobrze znane wśród jubilerów i kolekcjonerów brylantów. Przedsiębiorca tak bardzo zaangażował się w rozwój diamentowego rynku, że podarował 6,8 miliona dolarów jednemu z najsłynniejszych laboratoriów gemmologicznych na świecie, Gemmological Institute of America (GIA), żeby wspierać jego rozwój oraz badania nad tymi cennymi minerałami. Aby okazać wdzięczność za tę cenną darowiznę, główny kampus nowej siedziby GIA został nazwany kampusem imienia Roberta Mouawada.
W towarzystwie diamentowych sław
Kolekcja diamentów znajdujących się w posiadaniu Mouawada również jest godna pozazdroszczenia. Mouawad Magic znalazł się bowiem w towarzystwie takich historycznych kamieni, jak słynny Indore Pears I i II (kolejno 46,95 karata i 46,7 ct), Ahmedabad (78,86 ct), Queen of Holland (135,92 ct), Excelsior (69,68 ct), President Vargas (44,17 ct) czy też Jubileusz (245,35 ct). Ponadto Mouawad jest również właścicielem kamieni Premier Rose (137,02 ct), Taylor-Burton (68,07 ct) oraz klejnotów mających jego nazwisko w swojej nazwie, np. Mouawad Splendor (101,84 ct), Mouawad Monolith (104,02 ct) i wiele innych. Mouawad Magic jest zaś czwartym co do wielkości diamentem w kolekcji Mouawada.
Charakterystyka diamentu
Ten klejnot w szlifie szmaragdowym ma 108,81 karata. Jego barwa została sklasyfikowana jako D, a czystość jako IF, czyli internally flawless (wewnętrznie bez skazy), co jest najwyższą klasą czystości wśród kamieni szlachetnych. Dokładne wymiary tego diamentu wynoszą 32,91 x 20,73 x 16,83 mm. Wszystkie te cechy charakterystyczne składają się na unikatowość oraz niezwykle dużą wartość Mouawad Magic. Jest on także trzecim największym klejnotem tego typu w szlifie szmaragdowym, a na liście największych diamentów o barwie typu D zajmuje najprawdopodobniej 21. miejsce.
Najczystszy z czystych klejnotów
Dzięki swojemu kolorowi Mouawad Magic jest zaliczany do niezwykle rzadkich kamieni typu II a. Stanowią one zaledwie 1-2% wszystkich diamentów pochodzenia naturalnego. Są też całkowicie bezbarwne oraz pozbawione wszelkich mechanicznych uszkodzeń czy też chemicznych zanieczyszczeń, które wpływałyby na kolor minerału. Zwykło się nawet mówić, że są to najczystsze z czystych brylantów. Nic więc dziwnego, że Robert Mouawad nigdy nie zdecydował się na sprzedaż tego cennego klejnotu.
Wierzono, że kamień ten przyniesie szczęście i jest zwiastunem pozytywnych wydarzeń. Już po jego odkryciu stał się przyczyną prawdziwego najazdu na niepozorny afrykański region, a w nowym tysiącleciu prawie doszło do jego kradzieży, przez co został bohaterem książki. Poznajcie te i inne zaskakujące fakty z historii diamentu Millennium Star.
Pochodzenie nazwy kamienia
Mimo że diament ten został odkryty w 1990 roku, nazwę nadano mu dopiero dziewięć lat później – w październiku 1999. Wcześniej poddano go obróbce jubilerskiej, a następnie był przygotowywany, aby stać się głównym bohaterem kolekcji De Beers Millennium planowanej przez słynny diamentowy koncern z okazji rozpoczęcia nowego tysiąclecia. Millennium Star miał więc zostać gwiazdą rozpoczynającego się nowego millennium.
Niezwykle cenne znalezisko
Millennium Star powstał z unikatowego samorodka o masie 777 karatów, który znaleziono w 1990 roku w okręgu Mbugi-May w Demokratycznej Republice Konga. Nie wiadomo, kim był szczęśliwy znalazca ani jak doszło do odkrycia takiego skarbu. Liczba 777 została jednak uznana za magiczną, dlatego wierzono, że klejnot ten przyniesie szczęście. Jego odkrycia nie udało się zachować w tajemnicy, dlatego już wkrótce region Mbugi-May odwiedziły tysiące poszukiwaczy wierzących, że i do nich los się uśmiechnie, dzięki czemu znajdą równie imponujący klejnot. Mimo wielu prób i starannego przekopywania tego terenu sukcesu Millennium Star nie udało się niestety nikomu powtórzyć.
Szybka sprzedaż
Ogromnym samorodkiem błyskawicznie zainteresowali się agenci słynnej diamentowej spółki De Beers. Zakupili oni znalezisko jeszcze przed jego obróbką jubilerską, a następnie zlecili jego cięcie i szlifowanie najlepszym ekspertom, z którymi współpracowali. Kamień trafił do laboratoriów w Republice Południowej Afryki, gdzie zajęli się nim szlifierze z RPA, Izraela, Belgii i Stanów Zjednoczonych. Tą ekipą kierował Nir Livant, znany izraelski mistrz pracujący dla grupy Steinmetz. Była ona wcześniej zaangażowana w obróbkę jubilerską 100,10-karatowego diamentu Star of the Season, który w 1995 roku sprzedano na aukcji Sotheby’s za imponującą kwotę 16,5 miliona dolarów.
Czasochłonna praca
Zespół szlifierzy przez około 5 miesięcy intensywnie pracował nad obróbką jubilerską samorodka. W tym czasie wykonano ponad 100 jego plastikowych modeli i starannie obliczano, jakie cięcie będzie dla niego najkorzystniejsze. Stworzono również specjalną „salę operacyjną”, w której panowały sterylne warunki potrzebne przy pracy nad tak cennym znaleziskiem. Porównywano je nawet do tych panujących na blokach operacyjnych najlepszych szpitali na świecie. Stale mierzono również temperaturę diamentu, aby uniknąć jakichkolwiek pęknięć czy uszkodzeń mechanicznych. W końcu zadecydowano, że kamień zostanie podzielony na trzy części – jedną większą i dwie mniejsze. Największy z nich został finalnie 203,04-karatowym Millennium Star. Nie wiadomo jednak, co stało się z pozostałymi dwoma klejnotami.
Gwiazda milenijnej kolekcji
Spółka De Beers nie spieszyła się z zaprezentowaniem Millennium Star publiczności. Ustalono, że jest on na tyle wyjątkowy, że stanie się główną atrakcją ich kolekcji Millennium Diamonds stworzonej z okazji zbliżającego się nowego tysiąclecia. W tym zbiorze znalazło się również 11 innych, niezwykle rzadkich niebieskich diamentów, których masa wynosiła łącznie 118 karatów. Wszystkie te okazy zaprezentowano na uroczystej gali, która odbyła się w Londynie. Szczególnie wyeksponowano wtedy oczywiście Millennium Star, który zaprezentowała francuska aktorka Sophie Marceau. Po tym wydarzeniu kolekcję można było podziwiać na wystawie Millennium Jewels Exhibition, a odwiedziło ją ponad 12 milionów zwiedzających.
Spektakularna próba kradzieży
Dzień 7 listopada 2000 roku stał się ważną datą w historii jubilerstwa, ale także brytyjskiej przestępczości. Właśnie wtedy podjęto nieudaną próbę kradzieży milenijnych klejnotów De Beers. Złodzieje postanowili działać z zaskoczenia, a gdyby ich plan się powiódł, staliby się posiadaczami prawdziwej diamentowej fortuny – wartość wszystkich eksponatów wyceniono bowiem na około 700 milionów dolarów. Pomysł przestępców wyglądał niemal jak scenariusz hollywoodzkiego filmu. Najpierw w okolicach wejścia do budynku, w którym odbywała się wystawa, rozpylili gaz, który miał zamaskować ich działania. Następnie – wyposażeni w maski przeciwgazowe i sprzęt do rozbijania gablot z klejnotami – wdarli się do środka.
Podjęcie wszystkich środków ostrożności.
Policja wiedziała jednak o planowanej kradzieży. Dzięki temu chwilę później złodzieje zostali otoczeni przez funkcjonariuszy i aresztowani. Ale nawet jeśli udałoby się im zbiec z łupem, nie staliby się miliarderami – w nocy poprzedzającej przestępstwo cenne klejnoty zostały bowiem zastąpione ich sztucznymi imitacjami, tak aby zwiększyć środki ostrożności. Historia ta odbiła się szerokim echem w mediach na całym świecie. Została również opisana w książce „Diamond Geezers” przez dziennikarza kryminalnego Krisa Hollingtona.
Podróż do Stanów Zjednoczonych
Po wystawie w Londynie przyszedł czas na zaprezentowanie Millennnium Star w waszyngtońskim Smithsonian Museum. Kamień ten został tam wystawiony w 2003 roku w ramach wydarzenia „Splendor of Diamonds Exhibition”. Oprócz tej diamentowej gwiazdy można było podziwiać tam takie klejnoty, jak Heart of Eternity, Steinmetz Pink, Ocean Dream czy też Moussaieff Red. Od czasów tej wystawy nie wiadomo jednak, gdzie znajduje się ta słynna ozdoba. Nie trafiła dotychczas do żadnego z domów aukcyjnych, dlatego eksperci uważają, że nadal pozostaje w zbiorach spółki De Beers. Z tego również powodu nie wiadomo, ile zapłacono by za nią, gdyby została wystawiona na sprzedaż. Nie ulega jednak wątpliwości, że nowy właściciel musiałby przygotować miliony dolarów.
Charakterystyka Millennium Star
Po obróbce jubilerskiej klejnot ten zyskał szlif gruszki, 54 odbijające światło fasetki oraz masę wynoszącą 203,04 karata. Jego barwa została sklasyfikowana jako D, a czystość jako IF, czyli internally flawless (wewnętrznie bez skazy). Eksperci uważają, że Millennium Star jest więc drugim na świecie tak dużym diamentem w kolorze klasy D i czystości IF (przed nim znajduje się tylko 273,85-karatowy Centenary). Jeśli chodzi zaś o samą barwę, kamień ten zajmuje piąte miejsce wśród największych w historii. Wyprzedzają go 530,2-karatowy Cullinan I, 317,4-karatowy Cullinan II, wspomniany wcześniej Centenary oraz 245,35-karatowy Jubilee.
Doskonały pod każdym względem
Ze względu na barwę Millennium Star zaliczono go też do klejnotów typu IIa, które stanowią zaledwie około 1-2% wszystkich naturalnych diamentów wydobywanych na świecie. Oznacza to, że w strukturze krystalicznej naszej gwiazdy nie ma żadnych odkształceń mechanicznych ani zanieczyszczających ją pierwiastków, które nadałyby jej inną barwę niż idealnie przezroczysta. Jeśli w brylantach znajduje się bowiem bor lub azot, zyskują charakterystyczny kolor. Na przykład ten drugi pierwiastek barwi je na żółto. Wtedy mówi się, że takie kamienie są typu I, który stanowi aż 98% wszystkich diamentów pochodzenia naturalnego. Z kolei śladowe ilości boru nadają klejnotom odcień niebieski i decydują o zakwalifikowaniu ich do typu IIb. Takie ozdoby to jedynie 0,1% naturalnie występujących brylantów.
Można więc powiedzieć, że klejnoty typu IIa – w tym bohater dzisiejszego tekstu – są doskonałe zarówno pod względem chemicznym, jak i strukturalnym. Eksperci zwykli też nazywać je „najczystszymi z czystych”. Nic więc dziwnego, że Millennium Star stał się prawdziwą gwiazdą wśród kamieni szlachetnych.
Źródła zdjęć: https://www.quora.com/, https://www.independent.co.uk/, https://www.pinterest.com/