• Home
    • Edukacja
      • O nas
        • Sklep online
          • Kontakt
Logo
blog layout

List with Full Content

Comments

comments

Previous Next
  • Edukacja

Najsłynniejsze diamenty świata – Orłow

10 sierpnia, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

W historii tego kamienia szlachetnego zuchwałe kradzieże przeplatają się z brutalnymi morderstwami oraz płomiennymi uczuciami światowych władców – ale do dnia dzisiejszego nie wiadomo, która część losów Orłowa jest prawdą, a która została zmyślona. Pewne jest natomiast, że jest on jednym z najlepiej zachowanych historycznych diamentów na świecie.

Skąd wzięła się nazwa klejnotu?

Podobnie jak inny kamień szlachetny, o którym już pisaliśmy – owiany złą sławą Czarny Orłow – ten diament również wziął swoją nazwę od nazwiska jednego z jego właścicieli. Książę Grigorij Orłow, bo właśnie o nim mowa, zakupił ten kamień za oszałamiającą kwotę 1 400 000 florenów (co odpowiada sumie 400 000 rubli). Następnie podarował go swojej byłej kochance, carycy Katarzynie II Wielkiej, aby odzyskać jej łaski. Władczyni oczywiście przyjęła cenny upominek, a w zamian przekazała Orłowowi marmurowy pałac w Petersburgu. Był to jednak prezent na otrarcie łez, ponieważ nie obdarzyła byłego ukochanego ponownym uczuciem. Tym sposobem zjawiskowy klejnot trafił jednak do rosyjskiego skarbca i znalazł się wśród cennych ozdób zgromadzonych w Diamentowym Funduszu na Kremlu.

catherinethegreat

Pochodzenie diamentu

Nie wiadomo, kiedy dokładnie odkryto tę imponującą ozdobę, ale zarówno unikalny szlif, jak i barwa oraz czystość Orłowa jednoznacznie wskazują na miejsce jego wydobycia – Indie. Łatwo jest również zlokalizować kopalnię, w której został znaleziony, czyli Golkondę. Przed XVIII wiekiem była ona bowiem jedynym na świecie źródłem wysokiej jakości bezbarwnych diamentów. Można więc powiedzieć, że Orłow jest ewenementem wśród historycznych kamieni szlachentych, ponieważ pochodzenia wielu z nich do dziś nie udało się ustalić, mimo wielu lat badań i analiz.

Różne wersje losów Orłowa

Sprawa nie jest już tak oczywista, jeśli chodzi o losy Orłowa przed dotarciem na rosyjski dwór. Istnieją bowiem dwie wersje tych wydarzeń i historycy do dziś nie są pewni, która z nich jest bardziej prawdopodobna (szczególnie że obie brzmią bardziej jak legendy niż fakty historyczne). Pierwsza mówi, że klejnot ten był dawniej częścią posągu bóstwa Pana Ranganatha znajdującego się w świątyni Srirangam w stanie Tamil Nadu w południowych Indiach. Ozdoba została umieszczona w miejscu oka bóstwa, ale była na tyle atrakcyjna, że stała się prawdziwą pokusą dla złodzieja. Okazał się nim francuski żołnierz, który od miejscowych dowiedział się o olbrzymich diamentach i postanowił wykorzystać tę wiedzę jako okazję do szybkiego zarobku. W tym celu zdecydował się na zatrudnienie w świątyni, a także zmianę wyznania na hinduizm, ponieważ przedstawiciele innych religii nie mieli do niej prawa wstępu.

orlovdiamond

Droga do Europy

Po pewnym czasie nadarzył się sprzyjający moment – mężczyzna wykorzystał go i uciekł ze zrabowanym diamentem. Dotarł z nim do Madrasu, gdzie sprzedał swój łup kapitanowi brytyjskiego okrętu za zaskakująco niską sumę 2000 funtów. Nowy właściciel przewiózł klejnot do Londynu i w ten sposób zarobił 10000 funtów – Orłowa zakupił bowiem żydowski kolekcjoner i handlarz za 12000 funtów. Następnie przeprowadzono jeszcze kilka transakcji ze słynnym kamieniem w roli głównej, a jego wartość rosła z każdą z nich. W końcu został zakupiony przez mieszkającego w Amsterdamie kolekcjonera o nazwisku Shaffras. I o ile historia o kradzieży diamentu nigdy nie została potwierdzona, o tyle władze rosyjskie ujawniły, że około roku 1768 książę Orłow rzeczywiście kupił ozdobę od handlarza, który nosił nazwisko Shaffras.

Wśród morderstw i kradzieży

Druga wersja losów Orłowa sprawia wrażenie jeszcze bardziej sensacyjnej. Mieszają się w niej wątki kilku morderstw i zawiłych intryg. Zgodnie z nią diament ten należał do hinduskich władców z dynastii Wielkich Mogołów i dlatego trafił do rąk szacha Mohammeda, który zasiadał na tronie w latach 1719-1748. W 1739 roku został zrabowany wraz z innymi łupami wojennymi przez szacha Iranu Nadira. Jego wojska splądrowały Delhi i Agrę, w wyniku czego do majątku Nadira trafiły również takie słynne klejnoty, jak Koh-i-Nur czy też Darya-i-Nur. Następnie władca ten został zamordowany przez swoje własne wojsko, a jeden z jego żołnierzy wykorzystał tę okazję i ukradł Orłowa po czym udał się z nim do miasta Bassorah położonego na północ od Zatoki Perskiej. Tam spotkał handlarza o nazwisku Shaffras i zaproponował mu sprzedaż imponującego diamentu. Ten jednak nieufnie podszedł do transakcji i poprosił o czas do namysłu. Żołnierzowi zależało nartomiast na szybkim pozbyciu się łupu, dlatego chwilę później znalazł innego kontrahenta – żydowskiego kupca, który chętnie zakupił klejnot za 65000 piastrów i dwa najwyższej klasy konie arabskie.

Pechowy łup

Kiedy żołnierz świętował udaną sprzedaż ozdoby, ponownie spotkał Shaffrasa. Ten zaś przyznał, że po namyśle chciałby zakupić Orłowa, a następnie nie ukrywał swojego rozczarowania, kiedy okazało się to niemożliwe. Odnalazł nawet żydowskiego kupca i zaproponował mu dwa razy wyższą kwotę niż ten zapłacił za kamień, mężczyzna nie był jednak zainteresowany ofertą. Wtedy Shaffras wpadł na inny, bardziej śmiały pomysł. Postanowił zabić kupca i odebrać mu klejnot. Kolejną jego ofiarą padł żołnierz, który również został zamordowany, aby zatrzeć wszelkie ślady. Ciała dwóch mężczyzn Shaffras wrzucił nocą do rzeki Tygrys, a następnie postanowił uciec do Europy i tam sprzedać legendarny diament. Najpierw udał się do Konstantynopola (dzisiejszy Stambuł), a finalnie trafił do Amsterdamu, gdzie przedstawił się jako handlarz kamieniami szlachetnymi.

Fakty dotyczące losów Orłowa

Po pojawieniu się słynnego klejnotu w Amsterdamie jego losy są już znane. Shaffras starał się nawiązać kontakt z europejskimi władcami, aby wśród nich znaleźć nowego właściciela ozdoby. Szczególne zainteresowanie wzbudziła ona na rosyjskim dworze. Caryca Katarzyna zaprosiła nawet Shaffrasa do Petersburga, aby tam dobić targu. Mimo długich negocjacji transakcja nie doszła jednak do skutku, ponieważ cena zaproponowana przez handlarza okazała się zbyt wysoka. Wrócił on więc do Amsterdamu i właśnie wtedy o słynnym diamencie dowiedział się książę Orłow, były kochanek carycy Katarzyny. Wiedział on, jak bardzo zależało jej na tej ozdobie, dlatego postanowił ją zakupić, a następnie podarować ukochanej, aby wrócić do jej łask. Władczyni przyjęła ten prezent, po czym poleciła osadzić go w bogato zdobionym berle zarojektowanym przez jubilera C. N. Troitinskiego. W takiej postaci Orłow jest przechowywany w kremlowskim skarbcu do dziś. Nigdy później nie został wystawiony na sprzedaż ani poddany analizie w laboratorium gemmologicznym, dlatego nie wiadomo, jaką obecnie ma wartość.

Charakterystyka Orłowa

Ten przezroczysty diament o delikatnie niebieskawym odcieniu ma masę wynoszącą 189,62 karata. Jego wymiary to 47,6 x 34,92 x 31,75 mm. Charakteryzuje się również najwyższej klasy czystością, co jest typowe dla najlepszych kamieni szlachetnych pochodzących ze słynnej kopalni Golkonda w południowych Indiach. Nietypowy jest natomiast szlif Orłowa, ponieważ jako jeden z niewielu klejnot ten zachował swój pierwotny, historyczny kształt róży. Jest on charakterystyczny dla diamentów wydobywanych setki lat temu na terenie Indii, dlatego nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, gdzie Orłow został znaleziony. Z jego przyszłością również nie wiąże się żadna niewiadoma. Najprawdopodobniej jeszcze przez wiele lat będzie bowiem zasilał zbiory rosyjskich klejnotów koronnych.

 

 

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
  • Edukacja
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów

Najsłynniejsi szlifierze diamentów – Lazare Kaplan

26 czerwca, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Mimo że jego przodkowie również trudnili się jubilerstwem, on sam był Honorowym Wiceprezydentem GIA, a wielu ekspertów uważało go za najlepszego szlifierza diamentów na świecie, jego życie nie było usłane różami. Lazare Kaplan aż trzykrotnie musiał zaczynać budowanie swojej firmy od zera – najpierw w wieku zaledwie 20 lat, potem na nowym, nieznanym kontynencie, aż w końcu z pożyczonymi 300 dolarami w kieszeni. Te przeciwności nie przeszkodziły mu jednak w zdobyciu światowej sławy oraz uznania innej jubilerskiej legendy – Harry’ego Winstona. Dowiedzcie się więc, jak rozwijała się kariera tego słynnego szlifierza i czym zasłynął on na arenie międzynarodowej.

Kontynuacja rodzinnej tradycji

Mimo że urodził się w Rosji, jeszcze jako dziecko przeniósł się wraz z rodziną do Belgii. To tam dorastał, a już w wieku 13 lat dołączył do rodzinnego interesu. Jego bliscy od trzech pokoleń zajmowali się bowiem jubilerstwem (a wśród jego kuzynów znajdował się też inny legendarny szlifierz – Marcel Tolkowski). Właśnie wtedy, w 1896 roku, został uczniem w fabryce wuja, który także był znanym szlifierzem diamentów. Dzięki rozpoczęciu nauki ich obróbki jubilerskiej w tak młodym wieku, jeszcze przed ukończeniem 20 lat potrafił ciąć i szlifować różne, nawet mocno nieregularne diamentowe samorodki. W tym czasie również wyszedł spod skrzydeł wuja i rozpoczął samodzielną działalność w Antwerpii. Decyzja ta okazała się słuszna. Szybko zdobył bowiem kilka znaczących zleceń, które wzmocniły jego pozycję na rynku i zapewniły rozgłos o nim jako o utalentowanym szlifierzu.

Nieoczekiwany punkt zwrotny

Kariera Kaplana zapewne rozwijałaby się w spokoju w Belgii, gdyby kraj ten nie został zajęty podczas I wojny światowej przez wojska niemieckie. Co prawda szlifierz w tym czasie przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie udał się wraz z rodziną, aby odwiedzić matkę, ale z powodu wojennej zawieruchy nie mógł już wrócić do swojej ojczyzny, a jego firma upadła. Został zmuszony do pozostania w Ameryce i rozpoczęcia swojej działalności od nowa. Osiadł na dolnym Manhattanie, tam też otworzył swoją pracownię, a następnie przystąpił do pracy – cięcia i szlifowania diamentów. Dzięki konsekwencji, ale także talentowi i doskonałej technice nazwisko Kaplan szybko stało się dobrze znane na amerykańskim rynku jubilerskim. Czym podbił on serca nowych klientów?

kaplan

Innowacyjność i dar przekonywania

Kaplana ceniono za wyjątkową wyobraźnię, zamiłowanie do eksperymentowania, ale także umiejętność przekonania rozmówcy do swoich racji. Dzięki temu właściciele diamentów i klienci szlifierza, mimo początkowego oporu, często zgadzali się na utratę większej ilości karatów na rzecz unikalnego szlifu czy też perfekcyjnego wydobycia najlepszych cech kamienia powierzonego Kaplanowi. Zyskał on też niemałą popularność dzięki stworzeniu jednego ze swoich ulubionych szlifów – „Oval Elegance”, czyli owalnego kształtu z 58 fasetkami. Sam autor przyznawał, że dzięki takiemu szlifowi kamień wydaje się większy niż jego okrągły odpowiednik o takiej samej masie, a także zyskuje więcej blasku niż w przypadku innych kształtów.

Szkolenie nowego pokolenia szlifierzy

Wraz z rozwojem firmy Kaplan chciał też zatrudniać coraz więcej pracowników, ale jego problemem był brak utalentowanej siły roboczej w Stanach Zjednoczonych. Zaczął więc podróżować, a jej poszukiwania zaprowadziły go aż do Puerto Rico. To właśnie tam stworzył program stażowy, zatrudniając wielu zdolnych szlifierzy, a następnie szkoląc ich zgodnie z własnym doświadczeniem. Mogłoby się wydawać, że renoma szlifierza oraz pozycja jego firmy były wówczas na tyle mocne, że nic nie mogło im zaszkodzić. Niestety, los bywa przewrotny, o czym Kaplan przekonał się po raz kolejny. Wtedy właśnie pojawiła się bowiem jeszcze jedna przeszkoda, na którą szlifierz nie miał wpływu – krach na amerykańskiej giełdzie, który miał miejsce w 1929 roku.

Czy zaczynać od nowa po raz trzeci?

Takie pytanie zapewne zadawał sobie Kaplan. W jego przypadku odpowiedź mogła jednak być tylko twierdząca. Mimo że stracił wówczas wszystkie oszczędności, szybko stworzył plan B. Pożyczył 300 dolarów od swojego syna Leo i dzięki temu wznowił działalność. I tym razem udało mu się odbudować własną renomę. Ciężko pracował, szlifując kolejne klejnoty, aż w 1936 roku otrzymał pracę, dzięki której jego nazwisko miało na zawsze zapisać się w historii jubilerstwa. Zgłosił się do niego sam Harry Winston, aby powierzyć mu obróbkę słynnego 726-karatowego diamentowego samorodka – Jonkera. Nie było to łatwe zadanie, szczególnie że Kaplan doskonale zdawał sobie sprawę, iż jest to zlecenie jego życia. Pikanterii sprawie dodawało to, że kamień ten był ubezpieczony na milion dolarów, ale… polisa nie obejmowała procesu obróbki jubilerskiej. Tak duże ryzyko zapewne wywierało na szlifierzu jeszcze większą presję.

Długie miesiące żmudnej pracy

Kaplan przez wiele miesięcy z uwagą analizował każdy milimetr kwadratowy ogromnego samorodka. Jego bliscy zwykli żartować, że w tym czasie żył, jadł i oddychał tym diamentem. Każdą minutę swojej pracy poświęcał na skomplikowane wyliczenia, których wynikiem miała być odpowiedź na pytanie, jak najlepiej pociąć tego olbrzyma. Po roku tworzenia wielu modeli kamienia i skrupulatnego obliczania linii cięcia szlifierz chwycił w końcu za nóż. Wbił go w klejnot i właśnie wtedy zauważył, że gdyby przeciął Jonkera wzdłuż wyznaczonej właśnie linii, popełniłby poważny błąd. Wrócił więc do swoich wyliczeń, nakreślił kolejną linię i w ten sposób idealnie przeciął zjawiskowy diament.

Spektakularne efekty pracy

Po zakończeniu pracy Kaplan zwykł nazywać Jonkera wybrykiem natury, ponieważ to, co wielu szlifierzy (i początkowo on sam) uznało za płaszczyznę rozpadu na powierzchni diamentu, w rzeczywistości wcale nią nie było. Gdyby więc zasugerował się tym złudzeniem i przeciął ten niezwykle cenny kamień zgodnie ze swoim pierwotnym planem, mógł go zniszczyć. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego Kaplan stworzył 13 zjawiskowych klejnotów o masie od 3,53 karata i szlifie bagietki aż do 149,9-karatowego olbrzyma w szlifie szmaragdowym. Największa z tych ozdób zachowała swoją pierwotną nazwę – Jonker – a wielu ekspertów podziwiało ją, przyznając, że jest najbardziej perfekcyjnie skrojonym diamentem na świecie.

jonker

Międzynarodowe uznanie

Wkład Kaplana w rozwój przemysłu jubilerskiego był ogromny, dlatego władze Gemmological Institute of America postanowiły odpowiednio uhonorować słynnego szlifierza. W 1964 roku otrzymał on zaszczytny tytuł Honorowego Wiceprezydenta GIA, a w 1979 roku obdarowano go międzynarodową nagrodą „Hall of Fame” przyznawaną przez organizację Retail Jewelers of America. Jej prezes Michael Roman powiedział wówczas, że wyjątkowa wyobraźnia Kaplana oraz jego niezwykła zdolność do wizualizacji kształtów diamentów w trzech wymiarach sprawiły, że wielu uważa go za najlepszego szlifierza diamentów na świecie.

Lazare Kaplan zmarł w 1985 roku w wieku 102 lat, ale stworzona przez niego firma istnieje i rozwija się do dziś. Lazare Kaplan International jest też jedyną spółką w Stanach Zjednoczonych, która zajmuje się obróbką diamentów i jest notowana na giełdzie AMEX, a także posiada światowy patent na proces inskrypcji laserem diamentowym. Można więc powiedzieć, że wysiłki Kaplana i jego trzykrotne budowanie marki od nowa z pewnością nie poszły na marne.

 

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
  • ciekawostki
  • Edukacja

Najsłynniejsze diamenty świata – Noor-ul-Ain

11 czerwca, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Kamień ten został odkryty prawie 3 wieki temu, ma „brata bliźniaka”, a o sposobie jego wyeksponowania zadecydował legendarny jubiler oraz kolekcjoner diamentów Harry Winston. Jednocześnie jednak losy tej słynnej ozdoby nie są aż tak skomplikowane, jak innych historycznych klejnotów, mimo że przeżył on niejedną wojenną zawieruchę. Jaką więc przebył drogę i gdzie obecnie znajduje się imponujący różowy diament Noor-ul-Ain?

Egzotyczna nazwa…

Noor-ul-Ain w języku arabskim i perskim oznacza „światło oka”. Nazwa ta najprawdopodobniej została nadana, kiedy klejnot ten przewieziono z Indii do Persji. Trafił on tam w 1739 roku wraz z innymi łupami skradzionymi po splądrowaniu Delhi i Agry przez wojska Nadira Szaha Afszara. To wyjątkowo poetyckie i romantyczne określenie diamentu miało zapewne podkreślić jego olśniewający blask. Nie wiadomo jednak, kto je wymyślił, jak ozdoba ta nazywała się wcześniej, kiedy znajdowała się w Indiach, pośród klejnotów cesarzy z dynastii Mogołów. Żadne informacje na temat tego kamienia nie zostały bowiem zachowane.

… i egzotyczne pochodzenie

W przeciwieństwie do niejasności wokół początkowej nazwy tego słynnego XVII-wiecznego kamienia, nie ma wątpliwości co do tego, gdzie został on wydobyty. Pochodzi on bowiem z legendarnej kopalni Kollur zlokalizowanej niedaleko Golkondy w Andhra Pradesh w południowych Indiach. Eksperci uważają też, że Noor-ul-Ain ma tak zwanego brata bliźniaka – Darya-i-Nur („ocean światła”) – czyli diament o innym kształcie, ale identycznym, niezwykle rzadkim bladoróżowym kolorze. Obie te ozdoby zostały najprawdopodobniej stworzone z ogromnego, 400-karatowego samorodka zwanego Diamanta Grande Table. Nie wiadomo jednak, kiedy to się stało oraz czy miało to miejsce jeszcze w Indiach, czy już po wywiezieniu wojennych łupów, w tym cennych klejnotów na teren ówczesnej Persji. Wśród ekspertów częściej pojawia się teoria o obróbce jubilerskiej kamieni, którą przeprowadzono dopiero po opuszczeniu Indii.

NUR-UL-AIN

Nowe państwo i nowi właściciele klejnotów

Nadir Szah Afszar nie cieszył się długo zrabowanymi ozdobami. W czerwcu 1747 roku został zamordowany przez swoich własnych żołnierzy, którzy następie splądrowali skarbiec należący do władcy. Imperium rozpadło się na mniejsze państwa, a klejnoty koronne, w tym diament Noor-ul-Ain, przejął nowy przywódca jednego z nich – Iranu. Następnie były one przekazywane kolejnym jego szachom, aż w końcu jeden z nich, Mohammad Ali Szah Kadżar, który w wyniku obalenia jego rządów na początku XX wieku musiał szukać schronienia za granicą, próbował wywieźć je do Rosji. Twierdził, że są jego prywatną własnością, ale irańscy rewolucjoniści nie ustawali w staraniach, aby odzyskać niezwykle cenne przedmioty. W końcu się to udało i cała kolekcja, łącznie z diamentem Noor-ul-Ain, wróciła do Iranu.

Serce ślubnej tiary

Po powrocie do kraju kamienie szlachetne wciąż pozostawały zamknięte w skarbcu. Zmieniło się to dopiero w 1958 roku, kiedy to słynny klejnot znalazł się w centrum zainteresowania nie tylko irańskich władców, lecz także wielu innych wielbicieli biżuterii z całego świata. Właśnie wtedy szach Mohammed Reza postanowił poślubić Farah Dibę, która otrzymała od niego z tej okazji zjawiskową diamentową tiarę. Zaprojektował ją jubiler gwiazd – Harry Winston – a w centralnym miejscu tej ekskluzywnej biżuterii znalazł się Noor-ul-Ain. Osadzono go w platynie i otoczono innymi, mniejszymi brylantami, dzięki czemu wyraźnie wyróżnia się na ich tle. Do wykonania tej tiary użyto łącznie 324 różowych, żółtych i bezbarwnych diamentów. Największy z nich jest oczywiście 60-karatowy Noor-ul-Ain, pozostałe zaś mają masę od 14 do 19 karatów.

nur-ul-aindiamond

Charakterystyka klejnotu

Uważa się, że Noor-ul-Ain jest jednym z największych, a także najcenniejszych jasnoróżowych diamentów na świecie. Owalny brylantowy szlif oraz masa wynosząca około 60 karatów dają wymiary 30 x 26 x 11 mm. Oryginalna barwa zapewnia natomiast przynależność do kamieni typu II a. Oznacza to, że w jego strukturze krystalicznej nie ma atomów azotu, ale w wyniku działania niezwykle wysokiego ciśnienia została ona poddana odkształceniom plastycznym podczas formowania się diamentowego samorodka. To właśnie takie deformacje odpowiadają za nietypowe załamywanie się światła dające tak wyjątkowy odcień tego klejnotu.

Niezwykle rzadkie i bardzo pożądane

Różowe diamenty uchodzą również za jedne z najdroższych i najbardziej poszukiwanych kamieni w historii. Dodatkowo występują niezwykle rzadko, przez co ich pojawienie się zawsze wzbudza ogromne emocje. Kiedy zaś zostaną wystawione na sprzedaż, aukcje biją rekordy zarówno pod względem ceny, jak i zainteresowania. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ różowe diamenty stanowią mniej niż 0,1% wszystkich naturalnych kamieni tego typu wydobywanych na całym świecie. Przykładowo w Argyle – kopalni na zachodzie Australii, z której pochodzi obecnie większość różowych klejnotów dostępnych na diamentowym rynku – na jeden karat kamienia w tym kolorze przypada aż 1 000 000 karatów surowca o innej barwie. W przyszłości różowe ozdoby tego typu będą najprawdopodobniej jeszcze droższe, ponieważ w 2020 roku planowane jest zamknięcie kopalni Argyle.

Niezmiennie wśród klejnotów koronnych

Słynny historyczny kamień w 1739 roku dołączył do zbioru klejnotów koronnych, w którym znajduje się do dziś. Jest też jednym z najbardziej znanych diamentów znajdujących się w tej imponującej kolekcji. Nadal pełni także funkcję najważniejszej ozdoby zjawiskowej ślubnej tiary. Z tego powodu nie został jednak poddany szczegółowym badaniom gemmologicznym i nieznane są takie jego cechy, jak chociażby czystość. Nie wiadomo również, jaka jest wartość Noor-ul-Ain. Biorąc jednak pod uwagę jego historię, rozmiar oraz unikatową barwę, możemy być pewni, że jest ona liczona w milionach dolarów. A jeśli w przyszłości któryś z władców Iranu postanowi sprzedać ten kamień, na pewno się o tym dowiemy. Aukcja z takim unikatem będzie bowiem prawdziwą sensacją na skalę międzynarodową.

 

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
  • ciekawostki
  • Tradycje zaręczynowe na Świecie

Tradycje zaręczynowe ludu Zulu

7 maja, 2018
Paweł Jaworski
0 Comments

Nie tylko afrykańskie wesela są barwne i pełne egzotycznych ceremonii, o których my, Europejczycy, nigdy nie słyszeliśmy. Podobnie jest z zaręczynami, w których w przypadku ludu Zulu biorą udział przyszli małżonkowie, ale także całe ich rodziny. Dowiedzcie się więc, jak to jest z gotowością do zamążpójścia młodej kobiety, w jaki sposób odbywają się zaręczynowe negocjacje i kiedy narzeczeni mogą spędzić ze sobą czas tylko we dwoje.

Oficjalna gotowość do zamążpójścia

Zgodnie z wielopokoleniową tradycją ludu Zulu, kiedy rodzina uzna, że kobieta jest już gotowa na zamążpójście, przed jej ojcem pojawia się poważne zadanie, bez którego nie będzie można wydać jej za mąż. Powinien on bowiem zorganizować wtedy specjalną ceremonię zaprezentowania jej wszystkim potencjalnym kandydatom na męża. Lokalna społeczność musi dowiedzieć się, że właśnie w tej rodzinie znajduje się panna na wydaniu. Nie jest to jednak traktowane jako „reklama” dziewczyny, mająca na celu znalezienie jak najatrakcyjniejszego narzeczonego. Taka ceremonia to raczej ważna formalność mówiąca o tym, że ojciec dał córce zielone światło, a cała jej rodzina uznała, że jest ona na tyle dorosła, aby rozpocząć nowe życie. Dopiero po tej ceremonii zainteresowani mężczyźni mogą rozpocząć starania o rękę kobiety.

Przedślubne negocjacje

Mogłoby się wydawać, że tak duża ingerencja rodziny odbiera dziewczynie Zulu prawo do decydowania o swoim ewentualnym małżeństwie. Nic bardziej mylnego. To ona ostatecznie podejmuje decyzję, czy wyjdzie za mężczyznę, który złożył jej taką propozycję. Dopiero po wyrażeniu zgody rozpoczyna się kolejny etap – negocjacje pomiędzy rodzinami przyszłych małżonków. Zulusi uważają bowiem, że kiedy kobieta wychodzi za mąż, to opuszcza własną rodzinę i staje się częścią rodziny męża. Dlatego podczas ceremonii ślubnych nieraz pojawia się nostalgiczny, smutny akcent – rodzina panny młodej wie, że właśnie bezpowrotnie ją „traci”. A zatem ten ród, który w ten sposób doznaje straty, musi otrzymać rekompensatę, czyli tak zwaną lobolę.

Odszkodowanie, ale też ubezpieczenie

Czego używa się jako loboli? Obecnie jest to ustalona z góry ilość pieniędzy. Dawniej, zgodnie z tradycją, było to 11 sztuk bydła. Uważano jednak, że im wyższy jest status społeczny ojca panny młodej, tym większą liczbę krów powinien on otrzymać jako lobolę. Przykładowo wodzowi wsi należałoby się 16 sztuk, ale członkowi rodziny królewskiej nawet 100. Przedstawiciele obu rodzin muszą więc ustalić, ile bydła dostanie ojciec panny młodej. Podarunek ten pełni również taką samą funkcję, jaką setki lat temu w Europie miał pierścionek zaręczynowy. Jest swoistym finansowym zabezpieczeniem kobiety na wypadek śmierci jej wybranka lub odwołania ślubu z jego winy. Lobola to także potwierdzenie dla ojca kobiety, że przyszły zięć otoczy ją odpowiednią opieką.

A co z rodziną pana młodego?

Kolejnym nie do końca trafnym spostrzeżeniem może się okazać to, że rodzina pana młodego musi porządnie się wykosztować, aby mógł on zyskać żonę. I choć rzeczywiście wydadzą oni sporą sumę, to po zakończeniu ceremonii ślubnej nie pozostaną z pustymi rękami. Świeżo upieczona żona, opuszczając swój dom rodzinny, zabierze ze sobą różne prezenty dla teściów oraz rodzeństwa męża. Do takich podarunków – zwanych ukwaba – należą między innymi ręcznie wyplatane kosze, garnki na piwo, maty, koce czy też biżuteria z kolorowych koralików. Aby zyskać sympatię obdarowujących, obdarowani najbliżsi pana młodego noszą otrzymane upominki podczas zabawy weselnej. Zdarza się również, że ojciec panny młodej daje ojcu swojego zięcia o wiele cenniejszy prezent, taki jak krowa albo inne zwierzę domowe. Taka wymiana podarków ma symbolizować formowanie się nowej więzi pomiędzy dwiema nieznanymi sobie dotychczas rodzinami.

Chwile tylko we dwoje

Kiedy już zapadnie decyzja o ślubie dwojga ludzi, mogą oni spędzić ze sobą kilka nocy tylko we dwoje, i to jeszcze przed ceremonią weselną. Muszą jednak wyrazić na to zgodę starsze dziewczęta z otoczenia panny młodej, które następnie będą pilnować, czy zakochani nie zbliżyli się do siebie za bardzo. Jak to zrobią? Co pewien czas będą sprawdzać, czy narzeczona nadal pozostaje dziewicą. Jeśli okaże się, że już nią nie jest, przyszły mąż lub jego rodzina będą musieli zapłacić grzywnę, a ceremonia zaślubin zostanie przeprowadzona natychmiast, bez czekania na ustaloną wcześniej datę. Zgodnie z tradycją ślub powinien się bowiem odbyć podczas pełni księżyca. W przypadku utraty dziewictwa nikt jednak na pełnię nie będzie czekał.

Co zamiast obrączek?

Zaskoczeniem może się dla nas okazać również ślubna biżuteria używana przez Zulusów. Nie gustują oni bowiem w znanych nam obrączkach czy też pierścionkach zaręczynowych. Zamiast tego przyszła panna młoda zaraz po zaręczynach zabiera się za tworzenie innych ozdób. Są to naszyjniki oraz bransoletki wykonane ręcznie z małych koralików w dopasowanych do siebie kolorach. Podczas ślubu zostaną założone przez świeżo upieczonych małżonków i będą informować, że są oni parą. Można więc powiedzieć, że jest to taki odpowiednik naszych obrączek, tylko o wiele bardziej widoczny i kolorowy.

Kilka wesel to nie problem

Z zuluskimi zaręczynami wiąże się też pewien mało romantyczny zwyczaj. Jeden mężczyzna może bowiem oświadczyć się kilku kobietom, a następnie wszystkie je poślubić. Poligamia jest bowiem powszechna wśród Zulusów. Jedynym warunkiem, jaki musi spełnić przyszły mąż, jest posiadanie odpowiednio wysokiego majątku, który umożliwi mu zapłacenie za każdą z żon. Co ciekawe, podobna zasada nie dotyczy kobiet. Nawet jeśli wywodzą się one z bogatej rodziny, mogą mieć tylko jednego męża, a wszystkie przypadki ich niewierności są surowo karane i potępiane przez lokalną społeczność.

Dziś oczywiście nie wszystkie z tych tradycyjnych ceremonii zaręczynowych są przestrzegane. W bardziej nowoczesnej wersji dwoje młodych ludzi się w sobie zakochuje, a następnie informują oni rodziców o planowanym małżeństwie. Wtedy odbywa się obowiązkowa lobola, w wyniku której ojciec przyszłej panny młodej otrzymuje ustaloną sumę pieniędzy i rozpoczynają się przygotowania do ślubu.

Continue Reading
  • Email
  • Facebook
  • Twitter
  • Pinterest
  • Google+
1 … 12 13 14 15 16 … 39

Ostatnie wpisy

  • Tiffany Blue Book 2025: Sea of Wonder – luksusowa biżuteria inspirowana oceanem
  • Pierścionki Zaręczynowe, Które Zachwycają – Jak Je Tworzymy?
  • Trendy w pierścionkach zaręczynowych na 2024 rok oraz prognozy na 2025
  • Skąd się biorą największe diamenty na świecie
  • Or Bleu Kolekcja Boucheron

Archiwa

  • maj 2025
  • grudzień 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • wrzesień 2022
  • czerwiec 2022
  • październik 2021
  • listopad 2020
  • grudzień 2019
  • październik 2019
  • wrzesień 2019
  • sierpień 2019
  • maj 2019
  • marzec 2019
  • październik 2018
  • wrzesień 2018
  • sierpień 2018
  • czerwiec 2018
  • maj 2018
  • marzec 2018
  • luty 2018
  • styczeń 2018
  • grudzień 2017
  • listopad 2017
  • październik 2017
  • wrzesień 2017
  • lipiec 2017
  • czerwiec 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • luty 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • lipiec 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • styczeń 2016
  • grudzień 2015
  • listopad 2015
  • październik 2015
  • wrzesień 2015
  • sierpień 2015
  • lipiec 2015

Kategorie

  • ciekawostki
  • Diamentowe historie
  • DIAMOND STORIES
  • Edukacja
  • Moda w biżuterii
  • Najsłynniejsi jubilerzy i złotnicy
  • Najsłynniejsi szlifierze diamentów
  • Najsłynniejsze diamenty świata
  • Najsłynniejsze kolekcje biżuterii
  • Nasza biżuteria
  • Tradycje zaręczynowe na Świecie
  • Uncategorized

Copyright Michelson Diamonds, 2015
Pierścionki zaręczynowe, obrączki ślubne.