Ozdabiał najpiękniejszą XVIII-wieczną biżuterię, przebył drogę z Indii do Europy, a następnie przetrwał niejedną wojenną zawieruchę. Z diamentem Dresden Green związane są jednak nie tylko niezwykle ciekawe losy, lecz także unikatowe cechy, które sprawiły, że jest jednym z najbardziej pożądanych klejnotów na świecie.
Pochodzenie nazwy słynnego diamentu
Ten unikatowy kamień szlachetny zawdzięcza swoją nazwę mieście znajdującym się we wschodnich Niemczech ? Dreźnie ? oraz wyjątkowej barwie, jaką posiada. Z połączenia tych dwóch elementów powstało ?Dresden Green?. Jak to się jednak stało, że niemieckie miasto zasłużyło na upamiętnienie go w nazwie tak wspaniałego diamentu? Przyczynił się do tego książę Saksonii Fryderyk August II, który kupił tę słynną ozdobę w 1741 roku podczas swojego pobytu w Lipsku. Zanim jednak tam trafiła, przebyła długą drogę aż z Indii.
XVIII-wieczny skarb
Eksperci uważają, że Dresden Green pochodzi z indyjskiej kopalni Kollur znajdującej się niedaleko słynnej Golkondy. Na początku XVIII wieku został tam zakupiony przez słynnego londyńskiego handlarza diamentami Marcusa Mosesa. Mężczyzna nabył tę ozdobę z myślą o sprzedaży jej brytyjskiemu królowi Jerzemu I. Zachwyconemu szmaragdowym kolorem klejnotu władcy została przedstawiona propozycja nabycia go za kwotę 10 tysięcy funtów. Negocjacje, które odbyły się 25 października 1722 roku, były tak ważnym wydarzeniem, że opisały je lokalne gazety. Już wtedy kamień był po obróbce jubilerskiej, dlatego zakłada się, że jego cięcie i szlifowanie nastąpiło w słynnym indyjskim centrum Ahmedabad.
Różne oferty sprzedaży
Kolejna wzmianka o Dresden Green pojawiła się już w 1726 roku, a dokładniej w liście barona Gautiera do ambasadora Polski w Londynie. Gautier poinformował dyplomatę, że jeden z londyńskich kupców chciał sprzedać zielony diament księciu Fryderykowi Augustowi I za sumę 30 tysięcy funtów. Książę był wielkim wielbicielem kamieni szlachetnych, dzieł sztuki oraz nowoczesnej architektury. Za jego życia do Drezna sprowadzono wiele cennych obrazów, rzeźb czy biżuterii, a kolekcję tę zgromadzono w zaprojektowanym przez perskich architektów książęcym zamku.
Nowy właściciel i nowe pomysły
Podobnie jak król Jerzy I, Fryderyk August I również nie zdecydował się w końcu na zakup diamentu. Marcus Moses sprzedał go więc holenderskiemu kupcowi o nazwisku Delles. Ten zaś dobił transakcji z synem niemieckiego księcia, Fryderykiem Augustem II. Stało się to na targu w Lipsku w 1741 roku, a nowy właściciel zapłacił za Dresden Green kwotę 400 tysięcy talarów. Następnie zlecił jednemu z najlepszych europejskich jubilerów ? Johannowi Melchiorowi Dinglingerowi ? osadzenie ozdoby w biżuterii, którą nazwał Złotym Runem.
Wcześniej znajdowały się w niej inne kamienie, ale w 1746 roku książę postanowił umieścić w niej nowe diamenty ? 40,7-karatowy Dresden Green w środku i 49,71-karatowy Dresden White na górze.
Kolejne prace jubilerskie
Trwająca w latach 1756-1763 wojna siedmioletnia spowodowała przeniesienie cennej książęcej biżuterii w bezpieczniejsze miejsce, czyli do twierdzy Königstein położonej nad rzeką Elba. Złote Runo przetrwało tam wojenną zawieruchę, ale w kilka lat po zakończeniu walk postanowiono podzielić tę ozdobę na inne błyskotki. W wyniku tych prac jubilerskich klejnot Dresden Green umieszczono w zapięciu kapelusza i w takiej postaci przetrwał on do czasów współczesnych.
Główna atrakcja i wojenna porażka
Ten naturalnie zielony klejnot przez długi czas pozostawał w Dreźnie. Miasto to zyskało wtedy przydomek ?Florencji nad Elbą?, a liczni odwiedzający je turyści z zainteresowaniem oglądali wystawę prezentującą książęcą biżuterię. To tam główną atrakcją okazał się diament Dresden Green. Kolekcja ta była dostępna dla zwiedzających aż do początku II wojny światowej. W 1942 roku cenne ozdoby ponownie ukryto w twierdzy Königstein, aby bezpiecznie przetrwały najazd armii nieprzyjaciela. Tym razem nie udało się jednak ochronić ich przed rabunkiem.
Wielki powrót
Po II wojnie światowej Drezno uległo niemal doszczętnemu zniszczeniu, a Dresden Green wraz z innymi książęcymi klejnotami został wywieziony przez rosyjską armię do Moskwy. W 1958 roku udało się go jednak odzyskać, dzięki czemu powrócił do niemieckiego miasta, któremu zawdzięcza swoją nazwę. Znajduje się tam do dziś, ale czasem jest wypożyczany na prestiżowe wystawy biżuterii odbywające się na całym świecie. Tak było również w 2000 roku, kiedy to można było podziwiać Dresden Green w Harry Winston Gallery mieszczącej się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie. Na tej wystawie prezentowano kamień do stycznia 2001 roku. Po tym czasie ponownie wrócił do Muzeum Albertinium w Dreźnie, gdzie znajduje się do dziś.
Największy zielony diament na świecie
Do dziś nie znaleziono większego i piękniejszego klejnotu tego typu i o tak unikatowej barwie. Ozdoba ta jest więc w światowej czołówce najsłynniejszych oraz najcenniejszych kamieni szlachetnych w historii. Szlif diamentu to gruszka, masa, jaką posiada, to imponujące 40,7 karata, a wymiary wynoszą 29,75 x 19,88 x 10,29 mm. Ma też bardzo dobrą symetrię jak na błyskotki, które zostały poddane obróbce jubilerskiej w XVII wieku. Eksperci podkreślają również, że wyjątkowa barwa została w nim rozłożona równomiernie na całej powierzchni kryształu, nie zaś w jego warstwie zewnętrznej lub w poszczególnych obszarach, jak to się często dzieje.
Jest bardzo dobry, a może być doskonały
W 1988 roku kamień ten został poddany szczegółowym badaniom w jednym z najbardziej prestiżowych laboratoriów gemmologicznych świata ? GIA. Eksperci ustalili wtedy, że Dresden Green jest bardzo rzadkim klejnotem typu IIa. Posiada też wyjątkową czystość klasy VS-1, a nawet ma potencjał, aby osiągnąć najwyższy jej stopień, czyli IF (wewnętrznie bez skazy). W tym celu wystarczy nieznacznie ponownie go przyciąć i oszlifować, aby pozbyć się wszystkich powierzchniowych skaz oraz wytrąceń. Bardzo możliwe, że obecni lub następni właściciele podejmą w przyszłości decyzję o takiej obróbce i w ten sposób Dresden Green zyska jeszcze bardziej unikatowe cechy.