Comments
Ta wiadomość wywołała poruszenie na całym świecie ? największy nieoszlifowany diament, jaki udało się wydobyć po raz pierwszy od ponad 100 lat, już niedługo trafi na sprzedaż. Zanim jednak poznamy wynik aukcji i nowego szczęśliwego właściciela tego klejnotu, dowiedzmy się więcej o jego historii.
Okazały rozmiar i inne unikatowe cechy
Imponujące 1109 karatów to masa słynnego diamentu, który zwrócił uwagę całego świata. Zaraz po odkryciu Lesedi La Rona ? bo właśnie o nim mowa ? podano, że ma on 1111 karatów. Podczas czyszczenia stracił on jednak dwa karaty, co jest normalnym procesem w produkcji kamieni szlachetnych. Klejnot ten waży 222,2 grama, a eksperci porównują ten rozmiar do wielkości piłki tenisowej i podkreślają, że przy tej ozdobie wszystkie inne wyglądają jak miniaturki. Mimo że nie jest jeszcze oszlifowana, została już poddana wstępnej analizie w słynnych laboratoriach Gemmological Institute of America (GIA). Lesedi La Rona wysłano od razu do zewnętrznego laboratorium, ponieważ okazał się zbyt duży, aby mogły go przeskanować urządzenia, którymi dysponowała kopalnia. Gemmolodzy potwierdzili wtedy wyjątkową czystość i barwę tego kamienia, dzięki czemu możemy być pewni, że wśród jego unikatowych cech znajdzie się nie tylko imponujący rozmiar.
Następca Cullinana
Lesedi La Rona jest bezbarwnym diamentem typu IIa, a jego wymiary to 65 x 56 x 40 mm. Szacuje się, że może mieć nawet trzy miliardy lat. Jest to pierwszy tak okazały klejnot od 1905 roku, kiedy to w Pretorii w RPA odkryto słynny 3106,75-karatowy Cullinan. Podczas obróbki jubilerskiej został on jednak podzielony na dziewięć różnych kamieni, dlatego istnieje szansa, że cięcie i szlifowanie Lesedi La Rona zaowocuje powstaniem większego brylantu niż nawet największy z diamentów Cullinana.
Historyczne odkrycie
O wydobyciu tego słynnego kamienia informowali nie tylko dziennikarze z branży. Zainteresowały się nim także serwisy informacyjne na całym świecie. Stało się to 18 listopada ubiegłego roku, kiedy to przedstawiciele kanadyjskiej spółki Lucara Diamond Corporation zarządzającej kopalnią Karowe w Botswanie ogłosili, że dwa dni wcześniej znaleziono w niej 1111-karatowy diament. Natychmiast po pojawieniu się tej informacji w mediach posypały się e-maile z pytaniami, czy można już go kupić. Wszyscy zainteresowani musieli jednak czekać siedem miesięcy, aby wziąć udział w licytacji słynnego klejnotu. Zarząd firmy Lucara Diamond argumentował swoją decyzję tym, że nie chce spieszyć się ze sprzedażą nowego znaleziska, ale zrobi to dopiero wtedy, kiedy będzie wiadomo, w jaki sposób można zwiększyć jego wartość.
Owoc wykorzystania zaawansowanej technologii
Lesedi La Rona został wydobyty za pomocą specjalistycznego sprzętu ? maszyny o nazwie Large Diamond Recovery XRT, która automatycznie sortuje minerały. W tym celu wykorzystuje specjalne sortowniki działające w oparciu o promieniowanie rentgenowskie. Tego typu czujniki mają określać, w którym miejscu mogą znajdować się diamenty. Taki obszar jest następnie wyodrębniany i transportowany do sortowania ręcznego. Szacuje się, że urządzenie to może przerobić nawet 150 ton materiału w ciągu godziny. Tak duża efektywność i inne innowacyjne rozwiązania sprawiają, że Karowe Mine jest pierwszą kopalnią na świecie, która w tak zaawansowany sposób zautomatyzowała pracę. Dzięki temu udało się również wydobyć Lesedi La Rona, zanim został on połamany na mniejsze kamienie, co dotychczas zdarzało się bardzo często w procesie wydobywczym.
Dwie różne nazwy diamentu
?Lesedi La Rona? brzmi egzotycznie i nie przywodzi na myśl ani słynnego właściciela, ani spółki, która wydobyła ten diament. Początkowo nazywał się on jednak inaczej ? Karowe AK6 ? od nazwy południowoafrykańskiej kopalni oraz tunelu, w którym go wydobyto (AK6). Określenie to miało być tymczasowe i bardziej przywodziło na myśl parametry techniczne niż kojarzyło się z wyjątkowym urokiem kamienia ? i dlatego właśnie szybko zostało zastąpione. Skąd więc wzięła się jego nazwa i co ona oznacza? Powstała ona w dość oryginalny sposób, a wymyślił ją nie żaden diamentowy ekspert czy też dyrektor spółki Lucara Diamond Corporation, ale jeden z mieszkańców Botswany.
Dlaczego Lesedi La Rona?
W języku Tswana ?lesedi la rona? to nic innego, jak ?nasze światło?. Można więc przypuszczać, że inspiracją był tu wyjątkowy blask, jaki wydobywa się z wnętrza nieoszlifowanego klejnotu. Język ten wybrano natomiast dlatego, ponieważ posługują się nim mieszkańcy Botswany, w której ten słynny kamień został wydobyty. Jak powstała więc ta niezwykle poetycka nazwa? 18 stycznia tego roku prezes spółki Lucara Diamond Corporation William Lamb ogłosił konkurs, w którym mogli wziąć udział wszyscy mieszkańcy Botswany. Wystarczyło wysłać SMSa lub e-maila ze swoją propozycją nazwy, a twórca tej, która zostałaby wybrana, miał otrzymać nagrodę ? 2170 dolarów. W wyniku tego konkursu otrzymano 11 tysięcy e-maili i tysiąc SMSów. 9 lutego ogłoszono wyniki, a szczęśliwy zwycięzca ? Thembani Moitlhobogi z miejscowości Mmadikola ? przyznał, że wymyślił takie określenie, ponieważ Lesedi La Rona jest ?dumą, światłem i nadzieją Botswany?. I nie ma w tych słowach ani odrobiny przesady, ponieważ gospodarka tego afrykańskiego kraju w dużej mierze opiera się właśnie na wydobyciu oraz produkcji diamentów.
Dlaczego klejnot ten jest tak wyjątkowy?
Już samo to, że musiało upłynąć ponad 100 lat, aby wydobyto tak okazały diament, potwierdza wyjątkowość Lesedi La Rona. Kopalnie kamieni szlachetnych prowadzą coraz bardziej zaawansowane badania ich źródeł, prace są intensywniejsze, a sprzęt nowocześniejszy. A mimo wszystko klejnot ten znaleziono dopiero w 2015 roku. Wydarzenie to było na tyle spektakularne, że eksperci Sotheby?s nazwali Lesedi La Rona ?diamentem na całe życie?. Prezes spółki Lucara Diamond Corporation William Lamb przyznał zaś, że dowiedział się o nim o godzinie 4 nad ranem czasu obowiązującego w Vancouver. Zadzwonił do niego menedżer kopalni i powiedział: ?Lepiej usiądź?, po czym dodał: ?Gratuluję, Lucara właśnie stała się pierwszą firmą od ponad stu lat, która znalazła diament o masie ponad 1000 karatów?. Po tym wydarzeniu Lamb udzielił setek wywiadów, w których opowiadał o imponującym odkryciu i dalszych planach spółki.
Ważny dzień w historii gemmologii
29 czerwca tego roku uwaga wszystkich jubilerów, gemmologów, ekspertów z branży oraz kolekcjonerów skupi się na organizowanej w Londynie aukcji Sotheby?s. To właśnie na niej zostanie wystawiony Lesedi La Rona. Nie będzie on jednak głównym bohaterem wydarzenia, ale jedynym klejnotem, jaki trafi tego dnia na sprzedaż. Uwaga kupujących nie będzie więc podzielona pomiędzy różne kamienie, jak to się dzieje często w przypadku innych słynnych diamentów. David Bennett z firmy Sotheby?s uzasadnia takie wyróżnienie Lesedi La Rona tym, że nawet przed obróbką jubilerską jest on ewenementem na skalę światową i klejnotem, jakiego nigdy wcześniej nie sprzedawano na aukcji dostępnej publicznie, dla szerokiego grona kupujących. Wcześniej mogli oni podziwiać ten diament podczas wystaw zorganizowanych przez Sotheby?s. Odbyły się one między innymi w Singapurze, Hongkongu, Dubaju, Nowym Jorku, a kolejna została zaplanowana w Londynie w dniach 18-28 czerwca.
Wartość klejnotu
Obecnie trudno jest oszacować dokładną wartość, jaką ma Lesedi La Rona. Byłoby to możliwe po jego obróbce jubilerskiej, kiedy zostałaby podjęta decyzja co do jego szlifu i ostatecznego wyglądu, a także poznalibyśmy jego szczegółowe cechy, takie jak klasa koloru. Eksperci szacują jednak na podstawie sprzedaży innych podobnych kamieni, że diament ten może osiągnąć cenę od 40 do 60 milionów dolarów. Pracownicy domu aukcyjnego Sotheby?s ogłosili nawet, że jego wartość może wynieść ponad 70 milionów dolarów! Jeśli tak się stanie, to Lesedi La Rona pobije światowy rekord ustanowiony w listopadzie 2015 roku przez kamień Blue Moon of Josephine i zostanie najdroższym diamentem, jaki kiedykolwiek kupiono. Jeden ze jubilerskich ekspertów Phil Swinfen podkreśla jednak, że po zakończeniu aukcji dalsze prace nad tym klejnotem mogą zająć nawet kilka lat.
Co dalej stanie się ze słynnym diamentem?
Po zakończeniu aukcji nowy właściciel prawdopodobnie zdecyduje się na cięcie i szlifowanie Lesedi La Rona. Prace te będą jednak skomplikowane, ponieważ jest on niezwykle cennym klejnotem i potrzeba ogromnej wiedzy oraz doświadczenia, aby w pełni wykorzystać jego wewnętrzny blask i inne właściwości. Z drugiej jednak strony sztuka szlifowania kamieni szlachetnych znacznie się poprawiła, odkąd pracowano nad obróbką Cullinana. Dzięki temu podczas prac nad Lesedi La Rona eksperci z pewnością wykorzystają skanowanie laserowe, stworzą nawet kilkadziesiąt modeli oraz szkiców, zanim przystąpią do szlifowania. Dzięki temu skomplikowany, w większości intuicyjny proces cięcia diamentów zostanie chociaż w minimalnym stopniu ułatwiony. Wielce prawdopodobne jest również, że w ten sposób Lesedi La Rona stanie się jednym z najpiękniejszych diamentów w historii.
William Lamb przyznał jednak, że gdyby to on został nowym właścicielem klejnotu, nie chciałby poddawać go obróbce jubilerskiej, ponieważ to właśnie w nieoszlifowanej postaci jest on tak wyjątkowy. Jaką decyzję podejmie szczęśliwy zwycięzca aukcji? Tego dowiemy się już wkrótce.
Ten wyjątkowo rzadki różowy diament był własnością legendarnych kolekcjonerów ? w tym słynnego jubilera Harry?ego Winstona ? a w 2010 roku wywołał niemałą sensację na całym świecie. Pisały o nim wszystkie agencje informacyjne, a kolekcjonerzy biżuterii i gemmolodzy nie mogli wyjść z podziwu. Dowiedzcie się, co wywołało takie emocje.
Wyjątkowy dzień w historii jubilerstwa
Dzień 16 listopada 2010 roku należał bez wątpienia do klejnotu Graff Pink. To właśnie wtedy został on wylicytowany na aukcji Sotheby?s w Genewie za rekordową kwotę 45,6 miliona dolarów. Tym samym zdobył zaszczytne miano najdroższego pojedynczego klejnotu, jaki kiedykolwiek sprzedano, i tym samym na zawsze zapisał się w historii jubilerstwa. Rekord ten udało się pobić dopiero w 2015 roku, kiedy to 12,03-karatowy Blue Moon został sprzedany za 48,5 miliona dolarów.
W zbiorach Harry?ego Winstona
Wcześniej Graff Pink figurował jako ?Unnamed? w zbiorach takich kolekcjonerów, jak Harry Winston ? słynny ?król jubilerów i jubiler królów?. W 1950 roku Winston sprzedał ten kamień anonimowemu nabywcy, który stał się jego nowym właścicielem na kolejne 60 lat. Diament miał wtedy masę wynoszącą 24,78 karata, modyfikowany szmaragdowy szlif i został osadzony w srebrnym pierścieniu, który ozdabiały również dwa mniejsze przezroczyste brylanty. Biżuteria ta powstała w nowojorskiej pracowni Harry?ego Winstona przy słynnej Piątej Alei.
Pochodzenie nazwy diamentu
Mimo swojej sławy i unikatowych cech klejnot ten przez wiele lat był po prostu określany jako ?unnamed?. Zmieniło się to dopiero w 2010 roku, kiedy jego nowym właścicielem został znany brytyjski jubiler, właściciel Graff Diamonds International i kolekcjoner kamieni szlachetnych Laurence Graff. Już wcześniej był on nazywany w branży ?królem diamentów? oraz ?nowym Harrym Winstonem?, a nabycie niezwykle rzadkiego różowego kamienia tylko wzmocniło tę pozycję. To on zadecydował również, że nowemu elementowi jego diamentowej kolekcji zostanie nadana nazwa Graff Pink. Dzięki temu nazwisko kolekcjonera na zawsze utrwaliło się w historii jubilerstwa.
Dokładnie przemyślane działanie
Jak Graff wytłumaczył swoją decyzję o zakupie kamienia i nadaniu mu tej charakterystycznej nazwy? Zaraz po dokonaniu tej transakcji powiedział mediom: ?Zainwestowałem sporo wysiłku, środków i umiejętności w rzadkie diamenty?. Kolejnym jego krokiem ? jako prawdziwego konesera ? było więc utrwalenie nazwy ?Graff? i połączenie jej z unikatowym okazem ? najlepszym różowym diamentem na świecie. Jego nowy właściciel wyznał też, że jest to najpiękniejszy różowy kamień, jaki kiedykolwiek widział w swojej długiej karierze. Przyznał również, że wątpi, żeby kiedykolwiek pojawił się klejnot, który będzie konkurencją dla Graff Pink i go zdetronizuje. Po tych słowach widać, że Laurence Graff starannie wybrał diament, który miał mieć w swojej nazwie jego nazwisko. Nic więc dziwnego, że kolekcjoner zdecydował się zapłacić za niego tak zawrotną kwotę.
Charakterystyka Graff Pink przed 2010 rokiem
Eksperci z laboratorium Gemmological Institute of America (GIA) sklasyfikowali kolor Graff Pink jako ?fancy intense pink?, zaś jego czystość jako VVS2. Oznacza to, że miał on jedno niewielkie zanieczyszczenie, które nie było widoczne gołym okiem i z łatwością mogło zostać usunięte podczas obróbki jubilerskiej. Jeszcze przed cięciem i szlifowaniem tego diamentu uznano, że jest on ?potencjalnie bez żadnych skaz?, dlatego wystarczyłoby go delikatnie oszlifować, aby rzeczywiście taki się stał. Barwa klejnotu rozmieszczona jest zaś równomiernie w całej strukturze kryształu. Jest również niezwykle intensywna i wyjątkowo mocno nasycona, dzięki czemu dodatkowo podnosi wartość Graff Pink.
Dlaczego kamień ten jest aż tak unikatowy?
Jest on klejnotem typu IIa, a do tej klasy należy zaledwie około 1-2% wszystkich wydobywanych diamentów na całym świecie. Nie zawierają one żadnych związków chemicznych nadających kolor, dlatego określa się je jako ?chemicznie czyste?. Jak powstała więc wyjątkowa barwa tego kamienia? Spowodowały ją strukturalne odkształcenia, które zwykle odpowiadają za takie odcienie, jak różowy, czerwony, pomarańczowy, brązowy oraz fioletowy. Klejnoty w tych kolorach są jednak małe ? ich masa wynosi przeważnie około 1 karata ? dlatego 24,78 karata Graff Pink jest prawdziwym unikatem na skalę światową.
Wyjątkowy szlif
Szlif szmaragdowy ? ze względu na ułożenie oraz długość faset ? nie zapewnia takiej jasności i nie odbija tak intensywnie światła, jak kamienie w szlifie brylantowym. Tworzy jednak imponujące ?okno?, dzięki któremu można dokładnie obejrzeć wnętrze klejnotu. Dzięki temu mogą być jednak doskonale widoczne wszelkie wewnętrzne zanieczyszczenia, dlatego szlif szmaragdowy jest wybierany tylko i wyłącznie w przypadku kamieni o najlepszej czystości. Dlatego też wiadomo, że szlifierz, któremu powierzono obróbkę Graff Pink, doskonale zdawał sobie sprawę z cech charakterystycznych oraz ogromnego potencjału tego diamentu. Jego szlif został także zmodyfikowany, dzięki czemu jego rogi są bardziej zaokrąglone niż byłyby w przypadku typowego szmaragdowego szlifu.
Prace zlecone przez Laurence?a Graffa
Po nabyciu diamentu w 2010 roku nowy właściciel zlecił jego ponowną obróbkę jubilerską. Na wniosek Laurence?a Graffa klejnot delikatnie przycięto i oszlifowano, aby w pełni wykorzystać jego potencjał, poprawić czystość, a także wzmocnić kolor. W tym celu Brytyjczyk wysłał ten kamień do Antwerpii, aby tamtejsi eksperci poddali go szczegółowym analizom. Po miesiącach żmudnej pracy przygotowano dokumentację, według której diament miał być cięty i szlifowany. Praca ta zajęła kolejne miesiące, ale jej efekt okazał się imponujący ? Graff Pink stracił zaledwie 0,9 karata swojej masy, a jednocześnie zyskał nową klasę koloru ? fancy vivid pink (najwyższa z możliwych w klasyfikacji kolorowych kamieni szlachetnych). Poprawiła się również czystość klejnotu, która została określona jako IF (internally flawless ? wewnętrznie bez skazy). Decyzja Laurence?a Graffa okazała się więc bez wątpienia strzałem w dziesiątkę.
Jest uważany za największy oszlifowany diament w historii i mimo że został wydobyty zaledwie 31 lat temu, stał się jednym z najważniejszych klejnotów tajskiej rodziny królewskiej. Był też prototypem dla wielu kamieni szlachetnych odkrytych w RPA w kolejnych latach. Jak to się stało, że trafił na inny kontynent i jaki jubileusz uczciło pojawienie się Golden Jubilee na królewskim dworze?
Jak wybrano nazwę diamentu?
Początkowo klejnot ten był znany pod mało atrakcyjną nazwą Unnamed Brown. Dopiero w 1997 roku zmieniono ją na Golden Jubilee, czyli ?złoty jubileusz?. Dokonał tego król Tajlandii Bhumibol Adulyadej, który w tym czasie hucznie obchodził 50. rocznicę swojej koronacji. To właśnie to wydarzenie określono w Tajlandii mianem złotego jubileuszu i wykorzystano, aby zmienić nazwę słynnego kamienia szlachetnego.
Odkrycie Golden Jubilee
W porównaniu z innymi słynnymi diamentami, o których marzą kolekcjonerzy na całym świecie, Golden Jubilee jest dość młody ? ma ?tylko? 31 lat, a wydobyto go w 1985 roku. Stało się to w znanej kopalni De Beers Premier w Republice Południowej Afryki. Wcześniej odkryto w niej również inne legendarne klejnoty, takie jak między innymi Niarchos, Taylor Burton, Centenary, a także Cullinan. Przed obróbką jubilerską Golden Jubilee miał masę 755 karatów, dzięki czemu zajął wówczas siódme miejsce w rankingu największych nieoszlifowanych brylantów na świecie. Przed nim znalazły się takie kamienie, jak 3106-karatowy Cullinan, 995-karatowy Excelsior, 969,80-karatowy Star of Sierra Leone, 890-karatowy Incomparable, 787-karatowy Wielki Moguł, a także 770-karatowy Woyie River. W 1990 roku odkryto kolejną imponującą ozdobę ? 777-karatowy Millennium Star, dlatego Golden Jubilee spadł na ósmą pozycję wśród największych diamentów w historii.
Zaawansowane prace jubilerskie
Słynny klejnot został wykorzystany przez jubilerów pracujących dla spółki De Beers, aby przetestować najnowsze, zaawansowane technologicznie urządzenia, narzędzia i metody obróbki kamieni szlachetnych. Głównym specjalistą zarządzającym całym procesem był słynny szlifierz Gabi Tolkowsky. Pochodził on ze znanej jubilerskiej rodziny i miał już na swoim koncie prace przy pięciu legendarnych diamentach oraz tysiącach mniejszych ozdób. Opracowane przez firmę De Beers nowoczesne metody sprawdziły się doskonale, a dzięki nim i doświadczeniu ekspertów spółki powstał unikatowy klejnot, który aż o 15,47 karata przewyższał dotychczasowo największy diament w historii, czyli Cullinana I.
Prototyp dla innych słynnych klejnotów
Zachęceni sukcesem prac nad Golden Jubilee szlifierze postanowili wykorzystać te same metody podczas obróbki jubilerskiej kolejnego kamienia. Zespół, którym kierował Gabi Tolkowsky, podjął się więc cięcia i szlifowania 599-karatowego Centenary, który został odkryty w tej samej kopalni 17 lipca 1986 roku. Dzięki użyciu tych samych narzędzi eksperci stworzyli 273,85-karatowy diament w szlifie serca i o barwie klasy D. Został on zaprezentowany światu 11 marca 1988 roku, podczas gali, która odbyła się z okazji setnej rocznicy powstania spółki De Beers Consolidated Mines Ltd. Do dziś Centenary jest uważany za największy na świecie oszlifowany diament, który ma kolor typu D i jest wewnętrznie oraz zewnętrznie bez skazy.
Zaszczytne miejsce wśród tajskich klejnotów koronnych
Po zakończeniu prac jubilerskich diamentem Golden Jubilee zainteresowała się tajska spółka Thai Diamond Manufacturers Association, która wypożyczyła go na wystawę Thai Board of Investment Exhibition. Został on jej główną atrakcją podziwianą przez wszystkich zwiedzających. W pewnym momencie kolejka chętnych do zobaczenia tego klejnotu miała ponad milę długości. Dzięki temu stał się on znany w całej Tajlandii. Ten sukces sprawił, że kiedy w 1995 roku kierowana przez Henry?ego Ho grupa tajskich handlarzy diamentami postanowiła zakupić wyjątkowy kamień, który miał zostać podarowany królowi, nie mieli oni wątpliwości co do swojego wyboru. Postanowili sprezentować władcy właśnie Golden Jubilee.
Przyjęty z najwyższymi honorami
Zanim ten słynny diament znalazł się wśród tajskich klejnotów koronnych, został pobłogosławiony przez papieża Jana Pawła II, a następnie przez najwyższego buddyjskiego patriarchę oraz muzułmańskiego imama Tajlandii. Dopiero wtedy klejnot podarowano królowi, który nadał mu nową nazwę ? Golden Jubilee. Początkowo planowano, że ozdobi on królewskie berło lub pieczęć, ale żaden z tych pomysłów nie został dotychczas wcielony w życie, dlatego kamień ten nadal pozostaje nieoprawiony. Nie wiadomo też, jaką kwotę zapłacono za niego spółce De Beers ani jaką mógłby osiągnąć, gdyby obecnie został wystawiony na sprzedaż. Eksperci szacują, że jego wartość wynosi od 4 do 12 milionów dolarów. Dodają jednak, że gdyby znalazł się na aukcji, z pewnością osiągnąłby znacznie wyższą cenę.
Po tym jak Golden Jubilee znalazł się w posiadaniu króla Tajlandii, kilkukrotnie był wypożyczany na światowe wystawy diamentów. Można było go podziwiać między innymi w Bangkoku, Szwajcarii czy Stanach Zjednoczonych. Obecnie jest zaś przechowywany w Royal Thai Palace razem z innymi tajskimi klejnotami koronnymi.
Charakterystyka diamentu
Barwę tego klejnotu określono jako fancy yellow-brown, zaś jego czystość nigdy dotychczas nie została zbadana. Unikatowy jest natomiast szlif Golden Jubilee. Klasyfikuje się go jako poduszkę, ale znany szlifierz diamentów Gabi Tolkowsky nazwał go mianem ?fire rose cushion-cut?. Podobny zachwyt wzbudza również masa ozdoby, która wynosi 545,67 karata. To dzięki niej kamień ten jest obecnie największym brązowym, ale również w ogóle największym oszlifowanym diamentem na świecie. Swoimi rozmiarami przewyższa nawet słynnego Cullinana I, który ma ?zaledwie? 530,20 karata.
Jak powstał żółto-brązowy kolor diamentu?
Golden Jubilee ma intensywną żółto-brązową barwę, dlatego jest najprawdopodobniej kamieniem rzadkiego typu Ib. Żywy żółty kolor został wywołany pojedynczymi atomami azotu rozrzuconymi w strukturze kryształu. Odcień brązowy powstał natomiast przez odkształcenia plastyczne kamienia powstałe miliony, a może nawet miliardy lat temu. Zatem mimo że klejnot ten wydobyto stosunkowo niedawno, natura już wiele wieków temu zadbała o jego unikatową urodę.
Nowy światowy rekord padł we wtorek na aukcji Magnificent Jewels & Noble Jewels w Genewie organizowanej przez firmę Sotheby?s. Wtedy właśnie sprzedano najdroższy w historii diament o barwie fancy vivid pink. Dowiedzcie się, jaką cenę osiągnął kamień Unique Pink ? bo właśnie o nim mowa ? oraz kto został jego nowym właścicielem.
Rekordowy wynik licytacji
Niezwykle rzadki, 15,38-karatowy klejnot w szlifie gruszki i o barwie sklasyfikowanej jako ?fancy vivid pink? został osadzony w delikatnym pierścionku. Przed rozpoczęciem licytacji szacowano, że zostanie on sprzedany za od 28 do 38 milionów dolarów. Biżuteria ta osiągnęła kwotę 31,6 miliona dolarów, a więc zmieściła się w przewidywaniach ekspertów. Taką sumę zapłacił prywatny kolekcjoner z Azji, który nie pojawił się w Genewie osobiście, ale wziął udział w aukcji Sotheby?s telefonicznie. Kim jest nowy właściciel diamentu? Rzecznik prasowy firmy Sotheby?s ogłosił, że nie może jeszcze ujawniać tożsamości kolekcjonera, dlatego na razie pozostaje on anonimowy.
Unikat na skalę światową
Eksperci przewidywali, że Unique Pink osiągnie bardzo wysoką cenę, a być może nawet stanie się nowym światowym rekordzistą. Nie bez przyczyny klejnot ten nosi bowiem taką nazwę. ? Trudno jest sobie wyobrazić diament, który lepiej obrazowałby pojęcie ?intensywnie różowy?. Kolor Unique Pink jest niesamowity ? przyznał przedstawiciel domu aukcyjnego Sotheby?s David Bennett. Oprócz wyjątkowej barwy kamień ten może poszczycić się również doskonałą jasnością oraz idealnie czystą strukturą. Wszystkie te cechy sprawiają, że jest on nie lada gratką dla kolekcjonerów.
Zaawansowane prace jubilerskie
Unique Pink został wydobyty w kopalni znajdującej się w pobliżu regionu Kimberley w Republice Południowej Afryki. Następnie poddano go obróbce jubilerskiej w firmie Cora International, która słynie na całym świecie z produkcji niezwykle rzadkich diamentów o dużych rozmiarach i w fantazyjnie żywych kolorach. Zanim jednak przystąpiono do cięcia i szlifowania tej słynnej ozdoby, przez wiele miesięcy poddawano ją badaniom oraz planowano prace jubilerskie, aby maksymalnie wydobyć jej blask oraz podkreślić unikatowy kolor. Wszystkie te starania przyniosły upragniony efekt ? Unique Pink stał się najdroższym na świecie diamentem w szlifie gruszki i o barwie fancy vivid pink.
Zaskakująca uroda
Kamień ten wzbudził również zachwyt wśród dziennikarzy relacjonujących przebieg genewskiej aukcji: – Kiedy pierwszy raz zobaczyłam diament Unique Pink, jego kolor naprawdę mnie zaskoczył. Nie myślałam wcześniej, że natura mogłaby stworzyć klejnot, który jest aż tak imponujący ? przyznała Joanna Hardy, reporterka brytyjskiego ?The Telegraph?. Przedstawiciel firmy Cora International Ehud Laniado stwierdził zaś, że kamień ten jest szczególnie rzadki ze względu na swój okazały rozmiar oraz mocny odcień i jego równomierne rozłożenie w strukturze kryształu. Nic więc dziwnego, że Unique Pink zachwycił kolekcjonerów na całym świecie i stał się nowym rekordzistą.
Ten rosyjski jubiler zasłynął na całym świecie dzięki oryginalnym ozdobom przypominającym? wielkanocne jajka. Dlaczego nie były one typowymi pisankami oraz dlaczego mimo tak zawrotnej kariery i oszałamiających międzynarodowych sukcesów Peter Carl Fabergé stracił swoją firmę oraz cały majątek ? tego dowiecie się dzisiaj.
Doświadczenie zdobywane w całej Europie
Urodzony w 1846 roku w Sankt Petersburgu Fabergé pochodził z rodziny o francusko-duńskich korzeniach. Od najmłodszych lat zdobywał najlepsze europejskie wykształcenie, aby przejąć niewielką firmę jubilerską ojca. Rozpoczął naukę jeszcze w swoim rodzinnym mieście, a następnie wyruszył w podróż po Europie, aby zgłębiać tajniki tej sztuki w renomowanych pracowniach złotniczych Niemiec, Francji, Włoch i Londynu. W wolnym czasie zwiedzał zaś muzea, w których z zapałem podziwiał zabytkową biżuterię. Dopiero w 1872 roku wrócił do Sankt Petersburga, gdzie ożenił się i rozpoczął zarządzanie rodzinną firmą.
Uznanie cara Rosji
Po zdobyciu tytułu mistrzowskiego Peter Carl zaczął wcielać swoje pomysły jubilerskie w życie. W projektowaniu biżuterii pomagał mu młodszy brat Agathon Fabergé, który również uzyskał kierunkowe wykształcenie. Ich ciężka praca opłaciła się ? prace tego duetu stały się prawdziwą sensacją w 1882 roku na targach w Moskwie. Peter Carl zdobył złoty medal oraz medal świętego Stanisiasa, a także zwrócił uwagę samego cara Rosji Aleksandra III. Stało się to za sprawą złotej bransoletki stworzonej przez jubilera, która była wierną repliką biżuterii scytyjskiej pochodzącej z IV w p.n.e. Ozdoba ta została tak starannie wykonana, że nawet car przyznał, iż nie był w stanie odróżnić repliki od oryginału. Nie mogło być lepszej rekomendacji niż ten komentarz. Marka Fabergé znalazła się od tego momentu w centrum zainteresowania całego carskiego dworu, a Peter Carl zdobył pozycję jego głównego jubilera. Sprawdzał się w tej roli tak dobrze, że w 1885 roku car nadał mu tytuł ?Jubilera ze specjalnego powołania Carskiej Korony?.
Najbardziej znane dzieła Fabergé
To również car Aleksander III przyczynił się do powstania flagowej ozdoby Fabergé. Zlecił on bowiem stworzenie wielkanocnej pisanki, która miała być prezentem dla jego żony. Peter Carl wykonał więc ?jajko? z metali szlachetnych i ozdobił je wzorami ułożonymi z drogocennych kamieni. Pomysł ten spodobał się carowi tak bardzo, że rok później poprosił o wykonanie takiego samego prezentu. Z czasem stało się to tradycją, a wzory tworzone na takich pisankach były coraz bardziej skomplikowane i imponujące. Zwyczaj ten był kontynuowany aż do czasów rewolucji październikowej.
Luksusowa biżuteria i ozdobne przedmioty
Nie tylko dzięki słynnym wielkanocnym jajkom firma Fabergé stała się najsłynniejszą marką jubilerską w Rosji. Również inna biżuteria projektowana przez Petera Carla zdobywała rzesze klientek. Jubiler ten był ceniony za oryginalne inspiracje, a także opanowaną do perfekcji sztukę emaliowania. Podczas swojej podróży po Francji stał się wielbicielem tamtejszych trendów, dlatego kiedy przejął zarządzanie firmą, zadbał, aby jego projekty nawiązywały do najmodniejszych paryskich wzorców. Zasłynął także produkcją przedmiotów dekoracyjnych, takich jak emaliowane i wysadzane cennymi kamieniami figurki zwierząt, kwiaty, szkatułki, lornetki, wazony, otwieracze do listów czy też rączki do parasoli.
Sukcesy na arenie międzynarodowej
Fabergé błyskawicznie zdobywał sławę ? na początku w Sankt Petersburgu, potem w Moskwie, aż w końcu w Kijowie, Odessie oraz Londynie. W 1900 roku otrzymał zaś szereg prestiżowych nagród na międzynarodowej wystawie w Paryżu, a także uhonorowano go zaszczytnym tytułem Kawalera Legii Honorowej Francji. Również dwaj synowie Fabergé wyjechali wtedy ze stolicy Francji z licznymi trofeami i wyróżnieniami. Dzięki temu posypały się kolejne zlecenia z wielu europejskich krajów, a marka zdobyła międzynarodową renomę.
Polityczne interesy
W 1916 roku marka House of Fabergé stała się spółką akcyjną z kapitałem ponad trzech milionów rubli. Radziła sobie doskonale do czasu, aż po wybuchu rewolucji październikowej została znacjonalizowana, a cały kapitał uległ konfiskacie. Sam Peter Carl ? załamany utratą ukochanej firmy ? wyemigrował wraz z rodziną do Szwajcarii. Tam w roku 1920 zmarł ? jak twierdzili jego bliscy ? z powodu złamanego serca, ponieważ utracił swoją największą miłość ? możliwość tworzenia biżuterii.
Dziś wielkanocne pisanki tworzone przez Petera Carla Fabergé są uważane za jubilerskie arcydzieła, a wartość jednej takiej ozdoby jest szacowana na nawet ponad 30 milionów dolarów.
Uważa się go za jeden z najcenniejszych i najstarszych historycznych diamentów, a zarazem najsłynniejszych klejnotów, które zaginęły i ich los do dziś nie jest znany. Wcześniej jednak kamień Florentine przebył zagadkową drogę z Indii do Europy i był ozdobą książęcych oraz królewskich dworów. Poznajcie więc tajemnicze losy tego piątego co do wielkości żółtego diamentu.
Dlaczego ?Florentine??
Klejnot ten zawdzięcza swoją nazwę włoskiemu miastu ? Florencji. W latach 1537?1860 była ona siedzibą księstwa Toskanii rządzonego przez kilka pokoleń rodziny Medyceuszy. To w posiadaniu tego rodu znajdował się kamień Florentine od końca XVI wieku aż do 1737 roku. Pierwsi właściciele z rodziny Medyceuszy zadecydowali więc, aby nazwać jeden z najpiękniejszych diamentów ze swojej kolekcji tak samo, jak nazywało się miasto, w którym rezydowali. Dzięki temu Florentine, mimo że ma indyjskie pochodzenie, kojarzy się teraz ze słonecznymi Włochami. I mimo że z czasem nadawano mu inne nazwy ? takie jak Toskania, Wielki Książę Toskanii, Austriacki Diament czy Austriacki Żółty Brylant ? pozostał pod swoją pierwotną ? Florentine.
Historyczny indyjski klejnot
Według różnych wersji opowiadających wczesne losy diamentu może on pochodzić z XV lub XVI wieku. Pierwsza z nich zakłada, że Florentine został wydobyty w jednej z indyjskich kopalń znajdujących się na wschodniej stronie Wyżyny Dekan, np. w Sambalpur, która istniała już od czasów starożytnych. Jeśli jednak klejnot odkryto w XVI wieku, może on pochodzić z kopalni Kollur of Golconda, która powstała w połowie XVI stulecia. Bez względu na to, którą z wersji uznamy za prawdziwą, jedno nie ulega wątpliwości ? Florentine jest kamieniem pochodzenia indyjskiego. Historycy zgodnie przyznają również, że stał się on własnością rodziny Medyceuszy w okresie panowania Ferdynanda I de Medici, trzeciego wielkiego księcia Toskanii.
Pierwsi właściciele i droga z Indii do Europy
Nie wiadomo, jak to się stało, że kamień przebył długą drogę z Indii do Włoch i trafił w posiadanie Medyceuszy. Według jednej z wersji tej historii portugalski gubernator Goa i hrabia Montesanto Ludovico Castro otrzymał nieoszlifowany klejnot od króla Vijayanagara po tym, jak zaatakował i pokonał królewskie wojska w południowych Indiach. Następnie przetransportowano Florentine do Rzymu i powierzono pod opiekę jezuitom. Wtedy ozdobą zainteresował się Ferdynand I de Medici i po długich negocjacjach odkupił ją od rodziny Castro. Po śmierci księcia Toskanii władzę przejął jego syn, Cosimo II. Stał się on również właścicielem diamentu zakupionego przez ojca.
Postanowił poddać klejnot obróbce jubilerskiej, którą powierzył weneckiemu mistrzowi Pompeo Studentoliemu. 10 października 1615 roku przycięty i oszlifowany kamień został dostarczony do rąk księcia.
Druga wersja historii Florentine
Według drugiej wersji losów Florentine opuścił on Indie w nieznanych okolicznościach, a kiedy trafił do Europy, został zakupiony przez księcia Burgundii Karola Zuchwałego.
Stało się to między 1467 a 1477 rokiem, a więc około 100 lat wcześniej niż diament miał trafić w posiadanie Ludovico Castro zgodnie z pierwszą wersją wydarzeń. Książę Karol zdecydował, aby cięciem i szlifowaniem klejnotu zajął się Ludwik van Berken, a kiedy obróbka jubilerska została zakończona, zaczął nosić ozdobę jako zawieszkę na złotym łańcuszku. Miał też zwyczaj zakładania takiej biżuterii na ważne bitwy, wierząc, że przynosi to mu szczęście. W 1477 roku los przestał mu jednak sprzyjać ? został zabity w bitwie pod Nancy. Ciało księcia znalazł jeden z żołnierzy, który postanowił zabrać Florentine, a następnie ? myśląc, że to żółte szkiełko ? sprzedać za jednego florina (lokalną walutę Florencji). Ozdoba zaczęła przechodzić z rąk do rąk, aż w końcu trafiła do kolekcji Ferdynanda I de Medici. Od tego momentu obie wersje losów Florentine zaczynają się pokrywać.
Tajemnicze zaginięcie
Po śmierci ostatniego potomka rodu Medyceuszy słynny diament trafił w posiadanie Habsburgów i dołączył do ich pokaźnych zbiorów klejnotów koronnych znajdujących się w Wiedniu. Był tam przechowywany aż do I wojny światowej. Wtedy austriacka rodzina królewska udała się na wygnanie do Szwajcarii, zabierając ze sobą cenny kamień. Najprawdopodobniej w tym czasie jeden z bliskich przyjaciół Habsburgów ukradł Florentine i wywiózł go do Ameryki Południowej razem z innymi austriackimi klejnotami koronnymi. Po tym incydencie diament miał trafić do Stanów Zjednoczonych, gdzie ponownie poddano go obróbce jubilerskiej, a następnie sprzedano. Wtedy słuch po nim zaginął, dlatego dziś Florentine zalicza się do najsłynniejszych utraconych klejnotów w historii. Encyklopedia Britannica podaje jednak odmienną wersję wydarzeń. Według niej kamień ten pozostał w Austrii aż do II wojny światowej. Wtedy został przejęty przez Niemców, a następnie odzyskany przez amerykańską armię. Jej generał Mark Clark zwrócił cenną ozdobę Austriakom.
Ta teoria nie wyjaśnia jednak, co stało się z diamentem po tych wydarzeniach, dlatego jego kolejne losy pozostają tajemnicą.
Charakterystyka słynnego diamentu
Barwę tego kamienia szlachetnego określono jako jasnożółtą z odcieniem zielonkawym, co jest dość niespotykanym kolorem wśród indyjskich ozdób, które przeważnie były całkowicie bezbarwne. Miał też nieregularny kształt i szlif podwójnej róży z 126 fasetami, który z czasem został zmieniony na briolette.
Masa Florentine wynosi zaś 137,27 karata. Taki rozmiar zapewnił mu piątą pozycję na liście największych żółtych diamentów, jakie dotychczas wydobyto. Większe od niego okazały się tylko takie klejnoty, jak 407,48-karatowy Incomparable, 253,7-karatowy Oppenheimer, 234,65-karatowy De Beers oraz 205,07-karatowy Red Cross. Za sprawą swojej barwy Florentine jest też najprawdopodobniej diamentem typu IaAB. Oznacza to, że za jego kolor odpowiadają znajdujące się w jego strukturze krystalicznej atomy azotu.
Z powodu burzliwych i nie do końca jasnych losów Florentine nigdy nie został przebadany w laboratorium gemmologicznym. Nie wiadomo zatem, jaką ma czystość lub też jakiej klasy jest jego barwa. Odnotowano jednak, że kiedy trafił do kolekcji austriackich klejnotów koronnych, jego wartość została wyceniona na około 750 tysięcy dolarów. Gdyby dziś pojawił się na aukcji, byłaby ona z pewnością znacznie większa.
Nazywa się go ?jubilerem królów i królem jubilerów?. Nie tylko stworzył znaną na całym świecie markę biżuterii, lecz także zaszczepił w kolejnych pokoleniach rodu Cartier miłość do sztuki jubilerstwa. Dzięki temu firma Louisa-François Cartiera latami rosła w siłę i do dziś pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych oraz pożądanych. Poznajcie więc człowieka, który odpowiada za jej powstanie.
Lata zdobywania doświadczeń
Podobnie jak wielu mistrzów w swoim fachu, urodzony w 1819 roku Louis-François Cartier podporządkował całą swoją edukację jednemu celowi ? profesji jubilerskiej. Przez 10 lat zdobywał cenne doświadczenie pod okiem mistrza Adolphe?a Picarda, u którego był pomocnikiem, a następnie jubilerem. W 1847 roku, kiedy miał 28 lat, postanowił w końcu odkupić warsztat swojego nauczyciela, znajdujący się pod adresem Montorgueil 29 w drugiej dzielnicy Paryża. W ten sposób powstała marka Cartier.
Dlaczego Francuzki pokochały Cartiera?
Słynął nie tylko z niesłychanego talentu jubilerskiego, lecz także z odwagi w realizacji nawet najbardziej ekstrawaganckich pomysłów klientów. Dzięki temu szybko zdobył ich zaufanie, a zachwyt nad biżuterią marki Cartier rozniósł się po całej Francji. Sprawiło to, że już po sześciu latach pracy na własny rachunek Louis-François mógł sobie pozwolić na przeniesienie swojego salonu do Palais-Royal w pierwszej dzielnicy Paryża. Okolica ta uchodziła w tamtych czasach za najmodniejsze miejsce zakupu dóbr luksusowych. Jubiler nie spoczął jednak na laurach, ale postawił na dalszą ekspansję swojej marki. Już w 1859 roku otworzył kolejne atelier, tym razem w drugiej dzielnicy stolicy Francji.
Jubiler arystokratów i królewskich rodów
Biżuteria od Cartiera szybko stała się ulubioną wśród francuskich arystokratek. Jubiler zdobył nawet przychylność księżnej Mathilde (kuzynki cesarza Napoleona III) oraz cesarzowej Eugenii. Zostały one stałymi klientkami Louisa-François, ale także zapewniły mu protekcję, która umożliwiła firmie dalszy rozwój, a nawet światową ekspansję. Pomogła w tym również rodzinna współpraca ? okazało się bowiem, że syn Cartiera Alfred również jest utalentowanym jubilerem, a także ma wyjątkowy talent do interesów. Przejął on w 1874 roku zarządzanie marką, a dzięki projektowanym wspólnie z ojcem ozdobom zyskał sympatię wielu arystokratycznych rodów. W kolejnych latach okazało się, że następne pokolenia rodu Cartier również doskonale radzą sobie z rodzinnym biznesem. W 1899 roku zarządzanie nim przejęli bowiem trzej wnukowie Louisa-François ? Louis, Pierre i Jacques. Założyciel marki zmarł zaś w 1904 roku i został pochowany na cmentarzu Gonards w Wersalu.
Jubiler królów
Początek XX wieku to czas powstawania kolejnych salonów francuskiego rodu ? nie tylko w Paryżu, lecz także w Londynie czy Nowym Jorku. W 1902 roku król Edward VII podczas swojej koronacji miał na sobie diadem od Cartiera. To ten władca określił go również mianem ?jubilera królów i króla jubilerów?. Określenie to wcale nie było przesadzone ? Cartier stał się bowiem w kolejnych latach oficjalnym jubilerem nie tylko króla Edwarda VII, lecz także władcy Portugalii Karola I, cara Rosji Mikołaja II, króla Syjamu (obecnie Tajlandii) Chulalongkorna oraz władców Serbii (Piotra I), Albanii (Zoga I), Belgii (Alberta I) i Egiptu (Fouada I).
Historyczna zmiana
Kolejnym sukcesem marki było wynalezienie pierwszego męskiego zegarka noszonego na nadgarstku. Jak to się stało? W 1904 roku brazylijski pilot Alberto Santos-Dumont poskarżył się swojemu przyjacielowi Louisowi Cartierowi, że trudno mu jest korzystać z zegarka kieszonkowego podczas lotu. Jubiler zaprojektował więc płaski czasomierz, który można było założyć na nadgarstek. W ten sposób powstał pierwszy taki model na świecie, nazwany od nazwiska pilota ?Santos?, a marka Cartier stała się światowym potentatem w branży zegarków.
Dalsze sukcesy
Również w branży biżuterii ślubnej Cartier zdobył wysoką pozycję. Stało się to po tym, jak hollywoodzka aktorka Grace Kelly otrzymała od księcia Monako pierścionek zaręczynowy wykonany przez tę markę. Został on ozdobiony trzema imponującymi diamentami i wyceniony na 4,06 miliona dolarów. Brylanty od Cartiera wystąpiły także w 1974 roku w filmie ?Wielki Gatsby?, a wcześniej, w 1953 roku śpiewała o nich Marilyn Monroe w filmie ?Mężczyźni wolą blondynki?. Francuska marka doczekała się nawet własnego placu ? na nowojorskim skrzyżowaniu Piątej Alei i 52. Ulicy znajduje się bowiem Plac Cartiera. Dzięki temu stworzona przez Louisa-François firma zapisała się na zawsze nie tylko w historii jubilerstwa.
Wystarczy wymówić jego nazwę, aby na myśl przyszedł jeden z najbardziej znanych diamentów w historii gemmologii. Excelsior przez 12 lat był największym kamieniem tego typu, jaki udało się wydobyć. W 1905 roku został zdetronizowany przez Cullinana, dlatego do dziś znajduje się na drugim miejscu. Eksperci uważają jednak, że obróbka jubilerska tego klejnotu to największa tragedia w historii jubilerstwa. Dziś dowiecie się, dlaczego.
Skąd wzięła się nazwa ?Excelsior??
Już sama nazwa tego diamentu kojarzy się bardzo ekskluzywnie. Nic dziwnego, jest ona bowiem nadawana różnego rodzaju przedmiotom, aby podkreślić ich najwyższą jakość. Z tego powodu zainspirowała również właścicieli 995-karatowego nieoszlifowanego klejnotu. Przed obróbką jubilerską przypominał on swoim kształtem bochenek chleba ? z jednej strony był płaski, z drugiej zaś wyrastał jak na drożdżach.
Tym razem jednak to nie wygląd tej bryły przyczynił się do wyboru jej nazwy. Większy wpływ na nią miał zapewne jego imponujący rozmiar, dzięki któremu Excelsior na kilka lat stał się największym diamentem, jaki dotychczas udało się wydobyć.
Odkrycie słynnego klejnotu
Poprzednik Excelsiora na podium największych diamentów świata ? 787-karatowy Wielki Moguł ? cieszył się zaszczytnym pierwszym miejscem przez 243 lata. Został zdetronizowany w 1893 roku, kiedy to w kopalni Jagersfontein w Republice Południowej Afryki wydobyto klejnot o masie 995 karatów. Spółkę tę założono zaledwie pięć lat wcześniej, dlatego to znalezisko wywołało dodatkowe emocje i utwierdziło jej właścicieli w przekonaniu, że wybrali doskonałą lokalizację. A jak doszło do odkrycia Excelsiora? Pracownik kopalni, który wieczorem 30 czerwca 1893 roku zajmował się ładowaniem żwiru, zauważył na swojej łopacie duży, niebiesko-biały kamień, który wyglądał jak diament. Mężczyzna szybko go schował i postanowił dostarczyć prosto do rąk zarządcy kopalni.
Wielka radość
Później stwierdzono, że kamień ten rzeczywiście jest ogromnym diamentem i posiada cechy charakterystyczne dla klejnotów wydobywanych w kopalni Jagersfontein. Są nimi specyficzna niebiesko-biała barwa, a także znajdujące się wewnątrz czarne plamki. Odkrycie to wywołało taką radość, że zarząd spółki postanowił wyróżnić swojego pracownika za uczciwość i nagrodzić sumą 500 funtów w gotówce oraz koniem wyposażonym w siodło i uzdę. Sama firma zyskała zaś sławę na całym świecie i na zawsze otrzymała wysokie miejsce w historii jubilerstwa.
Dalsze prace nad diamentem
Po potwierdzeniu, że znaleziony kamień jest diamentem, postanowiono wysłać ozdobę do Londynu, aby dokładnie ją zbadać i ubezpieczyć. Tam pozostała nieoszlifowana aż przez 10 lat, do 1903 roku. Wtedy wysłano ją do Amsterdamu, do I. J. Asscher & Co., renomowanej holenderskiej firmy zajmującej się obróbką jubilerską kamieni szlachetnych. Po długich przygotowaniach w 1904 roku eksperci z tej pracowni zdecydowali się podzielić Excelsior na 10 części. Następnie przycięto je i oszlifowano, w wyniku czego powstało 21 kamieni o różnej masie. Łącznie miały one 373,75 karata, co pokazuje, że podczas prac utracono prawie 63% masy Excelsiora. Mimo że strata była bardzo duża, uznano, że ostateczny efekt jest jeszcze lepszy niż się spodziewano, ponieważ dzięki temu powstały kamienie o wyższej jakości.
10 największych klejnotów powstałych z Excelsiora
W wyniku prac holenderskich ekspertów powstały 69,68-karatowy Excelsior I, 47,03-karatowy Excelsior II oraz 46,9-karatowy Excelsior III. Wszystkie te największe kamienie pochodzące z tej słynnej bryły są w szlifie gruszki. Pierwszy z nich w 1991 roku został poddany analizie w słynnym laboratorium gemmologicznym GIA, dzięki czemu wiadomo, że jego czystość to VS-2 (zawiera nieznaczne inkluzje), a klasa barwy to G (niemal bezbarwny).
Czwarty co do wielkości diament ? Excelsior IV ? to markiza o masie 40,23 karata. Kolejnym jest ponownie gruszka, która ma 34,91 karata. W pierwszej dziesiątce znajdują się jeszcze dwie markizy (28,61 oraz 26,30 karata) i trzy gruszki, których masa wynosi kolejno 24,31, 16,78 oraz 13,86 karata.
Nowi właściciele cennych kamieni
Powstałe w wyniku obróbki Excelsiora diamenty były sprzedawane różnym firmom i kolekcjonerom. Trzy z tych słynnych klejnotów zakupiła marka Tiffany & Co., zaś nabywcy pozostałych byli anonimowi. Wiadomo jedynie, że jeden z kamieni w szlifie markizy znalazł się w 1939 roku na wystawie zorganizowanej przez spółkę De Beers w Nowym Jorku. Excelsior I trafił zaś do amerykańskiej rodziny, która dopiero w 1989 roku sprzedała go firmie Graff Diamonds Ltd. of London. Od niej odkupił ozdobę anonimowy klient, a następnie ponownie wystawiano ją na sprzedaż dwukrotnie ? w 1991 oraz 1996 roku. Podczas tej ostatniej aukcji niemal 70-karatowy Excelsior I został zakupiony przez Roberta Mouawada za 2 624 000 dolarów. Nowy właściciel osadził klejnot w zjawiskowej diamentowej bransoletce i w takiej postaci do dziś znajduje się on w imponującej kolekcji kamieni szlachetnych należących do Mouawada.
Charakterystyka diamentu
Imponująca masa 995 karatów nie jest jedyną unikatową cechą, jaką charakteryzuje się Excelsior. Ma on również wyjątkowy niebiesko-biały odcień, który został sklasyfikowany jako G, co oznacza, że jest niemal całkowicie bezbarwny. Nie zbadano dotychczas czystości kamienia, jednak eksperci przewidują, że może on zawierać nieznaczne wewnętrzne inkluzje. Kształt diamentu umożliwił zaś podzielenie go aż na 21 osobnych klejnotów o różnej masie ? od około 70 karatów do mniej niż jednego karata. Przypuszcza się, że dokonano tego, aby pozbyć się jak największej ilości czarnych plamek oraz wytrąceń znajdujących się wewnątrz struktury Excelsiora. Jego właściciele zadecydowali bowiem, że lepiej jest mieć więcej mniejszych diamentów o lepszej jakości niż mniej kamieni o dużej masie, ale gorszej czystości.
Największy błąd w historii jubilerstwa?
Excelsior do dziś uważany jest za diament o historycznym znaczeniu, dlatego wielu ekspertów twierdzi, że podzielenie go na 21 mniejszych klejnotów, z których największy ma ?zaledwie? 70 karatów, było niewybaczalnym błędem. Alphen F Williams, były dyrektor generalny spółki De Beers, przyznał nawet, że jest to ?największa tragedia naszych czasów w historii słynnych diamentów?. Dlatego w przypadku Cullinana nie powtórzono już tego błędu, a jego obróbkę zaplanowano tak, aby w jej wyniku powstały największe oszlifowane diamenty na świecie.
W środę 20 kwietnia unikatowy 15,99-karatowy birmański rubin został sprzedany na aukcji Christie?s New York Magnificent Jewels za niemal 14,17 miliona dolarów. Tym samym udało mu się pobić amerykański rekord i w ten sposób stał się najdroższym kolorowym kamieniem szlachetnym, jaki kiedykolwiek sprzedano na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Rekordowe połączenie rubinu i diamentów
Ten rubin w szlifie owalnym jest znany pod nazwą Jubilee. Osadzono go w centralnym miejscu okazałego pierścienia z 18-karatowego złota i otoczono mniejszymi okrągłymi diamentami. Ta wyjątkowa biżuteria została zaprojektowana przez markę Verdura. Przed rozpoczęciem aukcji eksperci przewidywali, że ozdoba osiągnie cenę od 12 do 15 milionów dolarów. Walka rozpoczęła się od kwoty 10 milionów, którą zaproponował jeden ze znajdujących się na sali oferentów. Wkrótce okazało się jednak, że oferty kupna zaczęły być składane telefonicznie, dzięki czemu cena rubinu zaczęła powoli szybować w górę, aż niemal osiągnęła górną granicę, jaką szacowali eksperci. Firma Christie?s poinformowała media, że ostatecznie nowym właścicielem unikatowego rubinu został anonimowy kolekcjoner pochodzący z Europy.
Unikat na skalę światową
Specjaliści podkreślają, że tak duże birmańskie rubiny, których masa wynosi ponad 15 karatów, występują w przyrodzie niezwykle rzadko. Dzięki temu Jubilee jest prawdziwym unikatem w świecie kolorowych kamieni szlachetnych. Został przebadany w słynnych laboratoriach gemmologicznych, takich jak American Gemological Laboratories (AGL) oraz SSEF Swiss Gemmological Institute. Dzięki temu wiadomo, że zawiera w swojej strukturze inkluzje, które są charakterystyczne dla doliny Mogok w Birmie. Miejsce to słynie z wysokiej zawartości chromu w glebie, co daje pochodzącym stamtąd rubinom intensywny, nasycony, czerwony kolor zwany ?krwią gołębia?, a także wysoką fluorescencję, która ożywia je i dodaje im niesamowitego blasku. Dzięki temu są jednymi z najbardziej pożądanych, a zarazem najdroższych kolorowych klejnotów na świecie.
Jubilee ma również żywą czerwoną barwę i nie został poddany żadnej obróbce cieplnej ani innym tego typu zabiegom, które mają na celu podniesienie jakości naturalnych kamieni szlachetnych.
Główny bohater nowojorskiej aukcji
Oprócz tego słynnego rubinu na aukcji w Nowym Jorku sprzedano również niemal 250 innych klejnotów. Znajdują się wśród nich unikatowe diamenty ? między innymi 10,07-karatowy o barwie fioletowo-różowej czy też 40,43-karatowy w kolorze klasy D (czyli zupełnie bezbarwny) ? ale także cenna biżuteria takich marek, jak Cartier, Graff, David Webb, Harry Winston czy też Buccellati. Wiele z tych ozdób pochodzi z kolekcji zmarłego w zeszłym roku filantropa Carrolla Petrie, a także ze zbiorów kilku innych prominentnych amerykańskich rodzin. To kamień Jubilee stał się jednak prawdziwą gwiazdą wydarzenia. Pobił też rekord, który od 26 lat należał do innego rubinu ? 16,2-karatowego, sprzedanego na aukcji Christie?s w październiku 1990 roku.
Mimo że ten legendarny diament już od ponad 160 lat znajduje się wśród skarbów rodziny królewskiej Wielkiej Brytanii, władze kraju, w którym został odnaleziony, nadal starają się go odzyskać.
Wieloletni spór
Władze Wielkiej Brytanii od lat utrzymują, że Koh-i-noor został im podarowany w prezencie, jako wyraz wdzięczności za współpracę. Takiej wersji wydarzeń nie akceptuje jednak indyjski rząd, którego przedstawiciele wciąż domagają się zwrotu słynnego historycznego diamentu. Z drugiej strony media donoszą, że prokurator generalny Indii Ranjit Kumar przyznał przed tamtejszym Sądem Najwyższym, że klejnot nie został ani skradziony ani skonfiskowany wbrew woli jego właścicieli. Mężczyzna potwierdził, że władcy Pendżabu podarowali go Kompanii Wschodnioindyjskiej. Mimo tych zeznań władze Indii złożyły wniosek o zwrot diamentu Koh-i-noor, dlatego sprawa ta będzie ponownie rozpatrywana przez Sąd Najwyższy. Reporterzy CNN właśnie podali, że indyjski rząd dokłada wszelkich starań, aby udowodnić, że Koh-i-noor znalazł się wśród brytyjskich klejnotów koronnych bezprawnie.
Dalsze starania o zwrot klejnotu
W ostatni wtorek Ministerstwo Kultury Indii wydało oświadczenie, w którym informuje, że poglądy prokuratora generalnego nie są oficjalnym stanowiskiem rządu, dlatego potwierdza on, że dołoży wszelkich starań, aby odzyskać Koh-i-noor w sposób polubowny. Mimo że wydaje się to mało prawdopodobne, to władze kraju nie tracą nadziei. Odkąd stanowisko premiera objął bowiem Narenda Modi, Indie odzyskały kilka legendarnych zabytków. Są to między innymi pochodząca z X wieku statua bogini Durga znajdująca się wcześniej w Niemczech, niemal 900-letnia rzeźba ?Parrot Lady? zwrócona z Kanady czy też antyczne posągi hinduskich bóstw oddane przez rząd Australii.
Ozdoba brytyjskich władców
Ten imponujący 105,6-karatowy klejnot od lat wzbudza zachwyt wśród wielbicieli diamentów. Obecnie jest osadzony w koronie brytyjskiej Królowej Matki i znajduje się na wystawie w muzeum Tower of London. Poprzedni właściciele Koh-i-noor do dziś nie pogodzili się jednak z jego utratą, dlatego stale pojawiają się nowe roszczenia zarówno ze strony Indii, jak i z Pakistanu.
Diamentowa legenda
Miejscem, w którym wydobyto ten okazały kamień, była słynna indyjska kopalnia Golkonda. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z 1304 roku. Następnie na 200 lat słuch po nim zaginął, aż w końcu klejnot ponownie zaczął przechodzić z rąk do rąk kolejnych władców. Przez pewien czas był też w posiadaniu Pakistańczyków, aż w końcu po powstaniu sipajów w 1850 roku skonfiskowały go oddziały Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wraz z innymi klejnotami koronnymi ofiarowano Koh-i-noor królowej Wiktorii i od tego czasu znajduje się on w imponującej kolekcji w brytyjskim skarbcu koronnym. Uważa się go za jeden z największych i najstarszych diamentów na świecie, dlatego pewne jest, że Indie nie zaprzestaną starań o jego odzyskanie, a władze Wielkiej Brytanii nie zgodzą się tak łatwo na zwrot słynnego klejnotu.